Studium Dziennikarskie AP w Krakowie
R    E    K    L    A    M    A
Reklama
Wydanie piąte, rok akademicki 2001/2002  
Wywiad Fotoreportaż Reportaż Felieton
Bartosz Warwas 
Strona główna

Prace studentów

Historia Studium

Organizacja zajęć

Linki

Autorzy

Podróż za jeden karton

strona 1/2

Kiedy autobus podjeżdża na granicę, Krystian zawsze czuje ściskanie w dołku. Są to chwile z gatunku tych, których naprawdę nienawidzi. Wysiada wtedy z autobusu i pewnym, wyćwiczonym krokiem idzie do toalety, potem do sklepu lub baru. Kupuje gazety, czasami słodycze i coraz bardziej zdenerwowany wraca między rzędami kolorowych krasnali czekających na kupców zza zachodniej granicy. Nie wsiada jednak do autobusu, lecz niepozornie kuca w pobliżu lub siada na krawężniku. Wie, że nie może zwracać na siebie uwagi. Tylko od czasu do czasu zerka w kierunku szlabanu. Te, wydawałoby się obojętne, spojrzenia w rzeczywistości są uważne. Z reguły już po paru sekundach Krystian czuje ulgę - dzisiaj nie kontrolują. Tylko czasami niepewność trwa do ostatnich sekund, do momentu gdy wąsaty niemiecki celnik wejdzie, by zebrać paszporty. Od jego widzimisię zależy los Krystiana.

Krystian to 26 - letni, niski i szczupły blondyn. Długie, rzadkie włosy ma spięte w kitkę. Ponadto koraliki wokół szyi, koszula w kwiaty i sprane dżinsy. Teraz Krystian jest, jak to mówi, na wypasie. Uśmiechnięty siedzi w fotelu, z nogami przewieszonymi przez oparcie, i czeka, aż mama zawoła go na obiad. Z odtwarzacza dobiegają dźwięki muzyki poważnej.

To Grieg - emocjonuje się - poznajesz ten fragment? Tysiące razy słyszałeś go w różnego rodzaju kreskówkach, filmach i Bóg wie gdzie jeszcze, a potem kupujesz płytę i okazuje się, że skomponował to jakiś Grieg, o którego istnieniu nie miałeś bladego pojęcia!

Krystian przeżywa właśnie okres fascynacji muzyką poważną. Na wyprzedażach w supermarkecie kupuje za grosze płyty z serii Muzyka mistrzów. Wszystkie jakie tylko się pojawią w wielkim koszu, bez wyjątku. Potrafi słuchać ich godzinami i z pasją o nich opowiadać. Klasyka to jednak jego ostatnie odkrycie.

Kiedyś słuchałem innych rzeczy - mówi pokazując wiszące na ścianach zdjęcia muzyków grupy Sisters of Mercy i Iana Curtisa z Joy Division - przede wszystkim muzyki brytyjskiej, głównie z lat osiemdziesiątych. Takie zjawiska jak zimna fala czy new romantic. Chodziło o klimat, wiesz - Krystian uważnie się we mnie wpatruje, jakby sprawdzał, czy na pewno rozumiem.

To nie tak, że tamte rzeczy już mnie nie kręcą - tłumaczy swoją muzyczną konwersję - po prostu na tym etapie życia pochłania mnie akurat klasyka. Może jak jutro przyjdziesz, będę fanem country? - śmieje się.

Pierwsze zainteresowanie muzyką poważną przyszło w liceum. Zaczął wtedy słuchać radiowego programu II, gdzie często można ją usłyszeć. Jednak dopiero niedawno ogarnął go prawdziwy szał. Gdy tylko jest w supermarkecie zawsze kupuje nowe płyty. Za darmo - jak tłumaczy. Jedna kosztuje niecałe 3 złote.

Kiedy chodził do podstawówki, razem z nim w klasie była dziewczyna, chodząca do szkoły muzycznej. Na skrzypce. Pamięta, że często przychodziła po nią matka, czasami nawet zwalniała ją z lekcji. Pamięta, że w rękach matka zawsze trzymała skrzypce.

Przezywaliśmy ją Tekla - na ustach Krystiana błąka się uśmieszek. Od razu jednak gaśnie, a na jego twarzy maluje się smutek.- Wiesz, teraz strasznie jej zazdroszczę.

Krystian dopiero niedawno się dowiedział, że jego dawni sąsiedzi z czasów dzieciństwa, bezdzietne małżeństwo muzyków, u których rodzice często go zostawiali, chcieli go uczyć gry na fortepianie. Zrezygnowali, gdy stanowczo zaprotestował ojciec Krystiana. Ojciec jest typem technicznym. Wszelkie przejawy humanizmu uważa za rozmemływanie charakteru. Chciał mnie ulepić na swoje podobieństwo, ale nie dałem się - podkreśla z dumą.

W tym momencie mama Krystiana prosi na obiad. Dzisiaj pierogi ruskie ze śmietaną, ulubione danie syna. Jest już tradycją, że przez te parę dni przedzielających wyjazdy, pierogi są na stole przynajmniej z dwa razy. Pani Helenka, dobrze wyglądająca pięćdziesięciolatka o ciemnej karnacji, podaje obiad i siada obok. Ma pogodny wyraz twarzy. Kiedy jednak pytam o wyjazdy Krystiana, od razu widać, że nie ma ochoty na rozmowę.

Jak go złapią, to będzie miał. Zrobią mu takie auf wiedersehen, że długo będzie żałował. Młody jest, a nigdy za granicę już nie pojedzie. I dobrze, na dupie będzie w domu siedział! - Pani Helenka nie ma już nic więcej do dodania. Wychodzi z kuchni, a Krystian śmiejąc się komentuje.

Mama to panikara, wszystko widzi w czarnych barwach. Po prostu ma stracha. Po chwili jednak dodaje poważnym tonem - Nie myśl sobie, że się nie boję. Też się boję, ale po prostu wiem, że niewiele mi mogą zrobić.

Polska kontrola graniczna to wręcz żarty. W najgorszym wypadku sprawdzają paszporty, często nie robią nawet i tego. Co innego Niemcy. Ci urządzają wyrywkowe kontrole pasażerów, czasami cały autobus jest proszony z bagażami na rewizję. Na granicy są różne sytuacje - kiedy Krystian mówi, ma minę prawdziwego znawcy tematu.

Najspokojniejszy jest, gdy na przejściu nie ma żadnych innych autobusów. Co prawda nie daje to gwarancji, że akurat kolejnego nie sprawdzą, ale człowiek żywi się wówczas nadzieją: dzisiaj nie kontrolują. Najgorzej, gdy podjeżdża się na granicę, a tam stoi sznurek autobusów.

Wyobraź sobie - obrazowo gestykuluje rękami, jak gdyby chciał to wszystko pokazać - na początku jeździłem zawsze jedną linią. Oni sunęli przez Olszynę, chyba mieli tam dobre układy, czy coś takiego. I wszystko było w porządku. Raz pojechałem jednak inną, tańszą linią. Patrzę, a my zapieprzamy centralnie na Zgorzelec. Trochę się zirytowałem, bo już wcześniej obiło mi się o uszy, że Zgorzelec to jest rzeźnia. Jesteśmy na granicy i ja k...a patrzę, a przed nami pięć autobusów. I pierwszy z nich bagaże w rękach i zapraszamy do środka! Mija pół godziny, tamci wychodzą, i cały kolejny autobus to samo! Miałem pełne gacie. Zaczęły mi przychodzić do głowy dziwne myśli - Krystian przerywa, wyraźnie stopniując napięcie. - Ale wziąłem się w garść, wiedziałem, że muszę się opanować. Pomyślałem sobie, że co ma być, to będzie. Albo raz kozie śmierć? - śmieje się całą twarzą.

I co? - pytam.

Nic, sprawdzili następny autobus, a dwa kolejne, w tym mój, przepuścili bez kontroli. Wszedł Niemiec, oglądnął paszporty, zapytał czy nie mamy nic do oclenia i kazał jechać - Krystian uśmiecha się, podkreślając, że oczywiście nikt nic nie miał. - A wiesz co jest najśmieszniejsze? - pyta - Że kiedy zobaczyłem jak trzepią, to spanikowany stanąłem na środku autobusu i mówię: Przepraszam państwa bardzo, mam trochę za dużo papierosów, czy ktoś mógłby mi przewieźć karton przez granicę? A tu się okazuje, że tylko dwie osoby nie wiozą z sobą fajek i wódy!

Pierwszą wyprawę przemytniczą Krystian podjął sześć lat temu. Właśnie świeżo skończył osiemnaście lat. Podczas wakacji na Słowacji poznał grupę Francuzów, z miasta Metz. Należeli do jakieś organizacji ekumenicznej zajmującej się przełamywaniem barier i stereotypów między młodzieżą różnych narodowości i wyznań. Zaprosili go na jedną z sesji, jak to nazywano, podczas której młodzi ludzie mieli się bliżej poznawać. Rodzice dali Krystianowi pieniądze na wyjazd, zresztą po raz ostatni w życiu. Na dworcu wsiadł w autobus i po raz pierwszy w życiu pojechał do Francji. Do Metz. Dwutygodniowy wyjazd był bardzo udany.

Przełamywanie barier szło nam bardzo dobrze - Krystian znacząco mruga okiem - najlepiej z jedną Francuzką. Co tu dużo mówić. Zakochaliśmy się w sobie.

Po powrocie Krystian myślał tylko o jednym - aby jak najszybciej tam wrócić. Niestety rodzice nie chcieli nawet o tym słyszeć, nie mógł też liczyć na żadne pieniądze od nich. I wtedy przypomniał sobie, jak parę tygodni wcześniej odprowadzał kolegów wyjeżdżających do Londynu.

W ostatniej chwili kupili po kartonie papierosów - wspomina - trochę kpiąco spytałem, czy w Anglii fajek nie mają, a oni do mnie: po.....ło cię, wiesz ile kosztuje paczka Marlboro w Londynie? Kosztowała prawie 10 razy drożej niż w Polsce. Krystian miał trochę oszczędności. Wziął więc plecak, pojechał do hurtowni i kupił 15 kartonów Marlboro. Ówczesna cena hurtowa w Polsce: 2,90 PLN czyli ok. 5,3 FF za paczkę. A przeciętna cena we francuskim sklepie?

Jakieś 20 FF. Pomyśl - Krystianowi aż zapalają się oczy - sprzedajesz tam paczkę za 13 FF z pocałowaniem ręki, a jak się postarasz to nawet za 15! Czyli od 7,5 do 9,5 FF zysku na jednej małej paczuszce, 75 - 95 na kartonie! To jakieś 40-50 złotych zysku na kartonie, i to sześć lat temu!


2
2 3 Copyright 2002 Studium Dziennikarskie AP