Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe publikacje prasowe

Anna Zielińska

"Gazeta Krakowska", 2 czerwca 2006

Czy znany malarz może zapłacić rachunek za gaz obrazem?

Pieniądz jak malowany

W budynku przy ulicy Gazowej na pierwszym piętrze mieści się niewielki gabinet dyrektora gazowni Piotra Niewiarowskiego. Po obydwu stronach drzwi wiszą pejzaże, które dyrektor zbywa dobrotliwym machnięciem ręki. "Nic ciekawego". Być może, ale spoglądam na nie, bo przyszłam spytać o możliwość zapłaty zaległego rachunku za gaz... obrazem. Jak zareaguje dyrektor?

Gaz - towar luksusowy

Precedens już był. W zimie 1937 roku. Trwał mroźny lutowy dzień, tymczasem do domu rodziny Kossaków przyszła ekipa i odcięła gaz. Dziś gdy obchodzimy 150-lecie korzystania z tego dobrodziejstwa, rzec trzeba, że w międzywojniu gaz był towarem raczej luksusowym. Klient gazowni krakowskiej, jeśli chciał się przyłączyć do sieci, zobowiązywał się przysłać gosposię, celem przeszkolenia jej w zakresie gotowania i pieczenia. Do 1944 roku, gdy przyłączono w Krakowie pierwsze nitki gazu ziemnego, używany był gaz węglowy, pochodzący ze spalania węgla. Zamożna, wielopokoleniowa rodzina Kossaków rzecz jasna była jego odbiorcą.

Niestety Kossakowie od dłuższego czasu nie zaprzątali sobie głowy regulowaniem należności. Gdy dowiedział się o tym dyrektor krakowskiej gazowni, przedsięwziął drastyczniejsze środki - postanowił wziąć artystów chłodem. Kossakowie zresztą zalegali z opłatami nie tylko w gazowni, ale właściwie wszędzie.

Tylko matka płaciła rachunki

"Rodzina Kossaków, chociaż nieraz posiadała gotówkę, nie była w stanie zapłacić brzęczącą monetą, bo to zanadto bolało, tylko podpisywała wekselki albo w bardziej zaprzyjaźnionych sklepach brała po prostu na kredyt" opisywała chwiejny stan finansów rodzinnych Magdalena Samozwaniec, wnuczka sławnego Juliusza, córka Wojciecha i siostra Jerzego Kossaka oraz Marii Pawlikowskiej. Szczególnie lubił brać na kredyt "Tatko", czyli Wojciech Kossak, który często przynosił do domu drogie prezenty. Na jego "kreskę" brały i córki, i "flamy". Ojciec nic sobie z tego nie robił, mawiając "Namaluj obrazek i będzie zapłacone". A że ceniono jego sztukę, niektórzy właściciele firm sami go namawiali, bo na tych bezgotówkowych płatnościach obrazami świetnie wychodzili.

Młoda Kossakówna, Maria Pawlikowska potrafiła nabrać materiałów na suknie i kapeluszy "na kreskę", a potem chowała się przed procesjami panien sklepowych chcących odzyskać dług. Służąca musiała kłamać, że pani wyjechała. Samozwaniec wspomina, że normalna i solidna była tylko mama, która niczym sumienie rodziny regulowała rachunki.

Seryjna produkcja obrazów

Dyrektor Edward Mianowski, uniesiony gniewem, odciął rodzinę od luksusu, którego był dysponentem. Po kilku godzinach zapukał do jego gabinetu zmarznięty Jerzy Kossak, który wraz z asystenem przytaszczył wielki obraz. Bardzo możliwe, że pięćdziesięcioletni Jerzy przyniósł do gazowni płótno jeszcze mokre od farby, z czasem bowiem opanował sztukę seryjnego malowania kilku takich samych obrazów jednocześnie.

Dzięki temu mógł wykonać nawet dziesięć prac w kilka dni. Malarz obiecał, że nie dalej jak za tydzień ureguluje płatności, a jako gwarancję pozostawia swoje płótno, tymczasem poprosił o włączenie gazu. Nieco zdziwiony dyrektor przystał na tę propozycję. Kłopoty z płaceniem jednak stale się utrzymywały, autor po obraz nie przychodził - może wstyd mu było się upomnieć i dyrektor powiesił płótno w swoim gabinecie, który mieścił się na drugim piętrze budynku gazowni.

Obraz przedstawia końcowy moment bitwy pod Laskami w 1914 roku, gdy Piłsudski szedł na Warszawę. I Brygada Legionów Polskich właśnie pokonuje Rosjan. Na pierwszym planie, na czele szarży piechoty naciera na Moskala major Edward Rydz-Śmigły. Kossak stworzył mniejszy, który w prawym dolnym rogu zadedykował "Kochanemu przyjacielowi E. Mianowskiemu". Więc dyrektor był zaprzyjaźniony z artystą, pytanie tylko czy ta przyjaźń była powodem przyjęcia obrazu, czy narodziła się właśnie po tym incydencie.

Pieniądz jak malowany, zdj. Paulina Mazgała. Piotr Niewiarowski dyrektor Zakładu Gazowniczego przy kopii "Bitwy pod Laskami".
Pieniądz jak malowany, zdj. Paulina Mazgała. Piotr Niewiarowski dyrektor Zakładu Gazowniczego przy kopii "Bitwy pod Laskami".

"Bitwa pod Laskami" wisiała w dyrektorskim gabinecie całą wojnę, bo hitlerowcom nie przeszkadzała. - Wielu legionistów było pracownikami gazowni. Zbierali się przed obrazem w listopadzie, gdy przypadała rocznica odzyskania niepodległości i wpatrywali weń w zadumie, odświeżając wspomnienia - opowiada Zdzisław Hübner. Ale po wojnie ktoś doniósł sekretarzowi komitetu wojewódzkiego, że w gazowni wisi obraz niesłuszny politycznie i sekretarz wypomniał to dyrektorowi zakładu w trakcie oficjalnej wizyty. Na czym polegała owa niestosowność?

Przy rosyjskim trupie

Była komuna, a płótno przedstawiało zwycięstwo nad Rosjanami. Obraz musiał zostać zdjęty. Zresztą i tak przy rosyjskim trupie niewygodnie było toczyć negocjacje cenowe. Płótno wylądowało więc na strychu i przeleżało tam cztery lata - od 1974 do 1978, kiedy to gazownia podarowała je Muzeum Historycznemu Miasta Krakowa. W muzeum dzieło zostało wycenione na 150 tysięcy (dwa i pół małego fiata). - Wizja autora jest niezgodna z prawdą historyczną, bo Kossak skondensował niejako przebieg bitwy trwającej dwa i pół dnia - mówi Janusz Nowak, historyk z Muzeum Historycznego, który sporządził muzealny opis.

Nowak nie podziela opinii krytyków sztuki na temat niskiej wartości artystycznej płócien Jerzego. - Jego tragedia polegała na tym, że dotrwał do Polski Ludowej, kiedy jego tematy nie mogły się podobać. Owszem, pacykował dla pieniędzy, ale ma na koncie też kilka dobrych obrazów, jak właśnie "Bitwa pod Laskami" czy "Wymarsz I Kadrowej". Te obrazy nigdy nie znalazły się w podręcznikach, w przeciwieństwie do obrazów jego ojca Wojciecha - mówi Nowak. W zeszłym roku obchodziliśmy pięćdziesiątą rocznicę śmierci Jerzego Kossaka.

"Bitwa pod Laskami" przeleżała w magazynie do lepszych dla siebie czasów, czyli do lat 90. Wtedy gazownia zaczęła walczyć o odzyskanie obrazu, ale muzeum nie chciało go oddać. W 1993 roku muzeum obiecało na własny koszt sporządzić kopię. Żeby skrócić przedłużające się oczekiwanie, gazownia sama zapłaciła. Dziś obraz można oglądać w Krzysztoforach, a w salce konferencyjnej wisi jego replika różniąca się przepisowo od oryginału kilkoma szczegółami. Za to identyczna jak w muzeum jest złota tabliczka - głosi, że to dar dla miasta od gazowni. Dyrektor Niewiarowski jest dumny, że firma stała się mecenasem kultury.

Nie z nami te numery

Czy dziś gazownia przyjęłaby obraz od zadłużonego artysty? - To zależałoby od wysokości zadłużenia i renomy malarza - śmieje się dyrektor. W ocenie opłacalności transakcji Niewiarowski zdałby się na pana Grzegorza Mleczkę, pracownika ds. ochrony, który ukończył historię sztuki. Uzgadniamy, że przyjęliby Starowieyskiego, Cybisa, Beksińskiego. Wychodzi na to, że preferują uznanych malarzy - Przyjąłbym także Bereszkę, bo sam mam w domu dwa jego obrazy - dorzuca dyrektor. Ale po chwili poważnieje. - Taryfa gazowa ustalona przez Urząd Regulacji Energetyki sprowadza nas na ziemię, proszę na wszelki wypadek napisać, że nie ma płatności towarem za towar.

-Dziś artysta zna wartość swojej sztuki i raczej napisałby podanie o rozłożenie należności na raty albo o jej umorzenie - pointuje rzecznik gazowni Mariusz Dobrzański.

p.s.Stan majątku Kossaków opisuje Magdalena Samozwaniec w książce "Maria i Magdalena". Serdecznie dziękuję za pomoc w odtworzeniu historii obrazu Kossaka panu Zdzisławowi Hübnerowi.

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006