Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe publikacje prasowe

Katarzyna Janiszewska

"Gazeta Krakowska", 17 marca 2006r

Łowcy śmierci

"Kibice" Cracovii nazywają pogardliwie sąsiadów zza Błoń "psami". Tamci nie pozostają dłużni i o rywalach mówią "żydy". Sami siebie nazywają chuliganami. Kibicowanie i zadymy to całe ich życie, a piłkarska drużyna to największa miłość. Dlaczego się biją? Dla sportu, adrenaliny? Nikt już nie pamięta, od kiedy trwa ta "święta wojna" i nic nie wskazuje na to, że się skończy

Marek ma 20 lat i wytatuowany na dłoni znaczek TS. Kibicuje odkąd pamięta. - Pojechałem po buty wczoraj. I już wracam do domu z kolegami, a tu do tramwaju wsiada taki wielki chłop, w szaliku "Antywisła". No to kumpel zaraz do niego skoczył i mu ten szalik kroi. Gość tak dostał, że cały spłynął, nos mu rozwaliliśmy, puszka na głowie poszła. Wszyscy z tramwaju pouciekali. Motorniczy się zorientował i mówi, że policję wzywa. Kurwa! Myślę sobie: za to, to mi wlepią dziesionę z dwóją (art. 2 i 10 kk - przyp. red.). Dostanę sanki (sankcja - przyp. red.) i na Monte wyląduję. To trzeba było spierdalać...

"Jazda, jazda, jazda! Biała Gwiazda!"

Łowcy śmierci, zdj. Jacek Kozioł. Jedno jednoczy "kibiców" obu drużyn - policja. Obie strony jednakowo jej nienawidzą, ale nie potrafią racjonalnie tego uzasadnić.
Łowcy śmierci, zdj. Jacek Kozioł. Jedno jednoczy "kibiców" obu drużyn - policja. Obie strony jednakowo jej nienawidzą, ale nie potrafią racjonalnie tego uzasadnić.

Piątek wieczór. Osiedlowa knajpka na Bieżanowie pęka w szwach. W małej salce gęsto jest od papierosowego dymu. Kibice śledzą mecz Wisła - Groclin. - Kurwa! Jak mógł zmarnować taką piłkę! - słychać wzburzone głosy, gdy Kryszałowicz marnuje kolejny strzał. Barman nalewa piwo za piwem. - Dziś nie poszliśmy na mecz, bo fundusza nie było - mówi Vasquez, kibic Wisły. - Po meczu zwykle zbieramy się na osiedlu i kminimy (rozważamy - przyp. red.) co dalej robić. Jak Wisełka wygra, to jedziemy się pobawić - do Kameleona czy gdzieś. Trochę sobie zabakamy (zapalimy - przyp. red). A jak wynik marny, to wypada komuś przykopać. Jedziemy wtedy na Prokocim i szukamy pierwszego lepszego, bo wiadomo, że tam same żydostwo. A jak to akurat nie kibic, tylko postronna osoba? - No to ma pecha - wzrusza ramionami Vasquez. W latach 90. w Krakowie wszyscy kibicowali. Praktycznie każdy był "za kimś". Niektórzy nawet szkołę wybierali pod tym kątem. Wtedy też Wisła przechodziła kryzys. Spadła na dół tabeli, piłkarze sprzedawali mecze. O potyczce z ekipą Cracovii nie było wtedy mowy, gdyż oba zespoły kiepsko sobie radziły. Teraz jest inaczej, szanse się wyrównały. W czołówce: Sharksi, Tigersi i Devilsi z Wisły, Jude Gang i Antywisła z Cracovii. Oni rządzą na stadionach i poza nimi. - Żeby jeździć w konkretnej ekipie trzeba mieć wejścia i nieźle zrytą psychikę - twierdzi Marek. - Jak nie idziesz na całość, to nie masz tam czego szukać. Kiedy Sharks każe ci się bić, nie możesz się cofnąć. Drogie bilety i coraz dokładniejsza kontrola sprawiają, że chuligani zaczęli schodzić ze stadionów. Swoje rachunki zaczęli wyrównywać na ustawkach, czyli umawianych walkach. W przeciwieństwie do stadionowych potyczek, tutaj obowiązują zasady. Ekipy spotykają się w ustronnym miejscu, najczęściej poza miastem. Ustalają wcześniej liczbę osób biorących udział w bójce oraz czas jej trwania. Walczy się honorowo: na gołe pięści, bez sprzętu. Chodzi o to, żeby się sprawdzić. Nie można kopać leżącego. Po wszystkim ekipy podają sobie ręce i rozjeżdżają się, każda w swoją stronę. W Krakowie ustawek nie ma, bo nie ma tu czystej walki. - Są za to wystawki - wyjaśnia Cienki, szczupły chłopak w szaliku Wisły Kraków, cały w tatuażach. - Czyli, że niby się umawiamy z Cracovią sześciu na sześciu, ale jak przychodzi do walki, to zza krzaków wyskakuje kolejnych dziesięciu. Najczęściej robi się wjazdy. Ekipa wpada z zaskoczenia na osiedle rywali i szuka wrogów. - Ustawki się nie odbywają z tej prostej przyczyny, że wszyscy używają sprzętów - opowiada Piotrek, który kiedyś jeździł z Devilsami. - Nie ma więc mowy o czystej walce. W Krakowie, gdzie są dwa kluby, chodzi o zdobycie panowania i fizyczne wyeliminowanie przeciwnika. Ważne jest, żeby tak komuś najebać, żeby mu wybić z głowy dalsze kibicowanie.

"Wierność, słowo, którego nie znacie..."

Zdarza się, że nie wszyscy kibice pozostają wierni swoim barwom klubowym. Czasem, nawet po kilku latach, zaczynają kibicować drużynie przeciwnej. Cracovia słynie z przyjmowania "przerzutów". - Oni biorą ludzi z pierwszej linii frontu. Takich, którzy do niedawna byli ich najzacieklejszymi wrogami - twierdzi Piotrek. - Chłopaki się przerzucają, bo na Cracovii są lepsze interesy z narkotykami - wyjaśnia Marek. - A jak Cracovia widzi, że jest jakiś dobry wojownik, to sama go do siebie ściąga. Tak długo go męczą, aż się przerzuci. Jak chcieli zwerbować kolegę, to w samochodzie pod blokiem wystawali, wybijali mu szyby w oknach. A to był konkretny chłop, w walkach nie do rozdupcenia. Ale się przerzucił. Wisła przerzutów nie przyjmuje. Siedzę kiedyś w knajpie, podchodzi do mnie kolo i mówi: "Wiesz, ja teraz za Wisłą jestem, ale kiedyś to za Cracovią byłem". A ja mu na to: "To weź kurwa spierdalaj". - Wiśle chodzi o osoby, które teraz są "ważne" na Cracovii, nie o szarego kibica - uważa Craxa. - Zwykły chłopak z osiedla nikogo nie interesuje! Teraz chuliganka w Krakowie to interesy. A interesy wszędzie są takie same... - Interesy, owszem są u nas lepsze - potwierdza Jarek, kibic Pasów. - Ale Wisła sama z nami robi interesy. Najpierw się robi interesy, później walczy się na sprzęt. Zawsze interesy biorą górę.

"Zawsze i wszędzie policja ... będzie"

Jedno "jednoczy" kibiców - wojna z policją. - Policji nienawidzę, bardziej nawet niż kibiców Cracovii - mówi z przekonaniem Vasquez. - Wolałbym policjanta kopnąć. To oni wywołują zadymy. Prowokują nas głupimi zachowaniami. Na dwa lata dostałem zakaz stadionowy za burdy z policją. A tak właściwie to nic nie zrobiłem. - Nieraz od nich dostałem. Jeszcze mam ślad na plecach po gumowej pale - denerwuje się Marek. - Albo robią zdjęcia, które w szkole na tablicy wieszają. Żeby wszyscy wiedzieli, że za Wisłą jestem. A cała szkoła Cracovii kibicuje. - Patrole dopierdalają się do nas o byle co - twierdzi Jarek. - Choćby siedzenie na osiedlu, stanie w jakimś miejscu w kilka osób. - Nieraz zostałem spałowany przez policję zupełnie bez powodu. Chyba tylko dlatego, że jestem kibicem - mówi Helios z Cracovii.

"Fan, fan! Chuligan!"

Marek nie pamięta już, ile razy w bójce oberwał, a ile razy kogoś "pociął". Z dumą pokazuje wielką bliznę na głowie - pamiątkę po tym, jak dostał obuchem siekiery. - Jakiś czas temu, jak dorwaliśmy gościa z Cracovii, to mu kosami całą dupę pocięliśmy. Taką grubą drewnianą belką z osiem razy po głowie dostał, zanim się złamała. A gość nic, dalej stał. Kumpel go jeszcze tasakiem rąbał, ale mu zeszło i kolegę w rękę trafił. Wszystkie ścięgna mu poprzecinał - opowiada. - Jasne, że ważne jest jak gra drużyna, ale tak naprawdę chodzi o bitkę. Na początku strasznie mnie to jarało. A teraz nie rusza mnie to, jak dostaję wpierdol. Morda nie szklanka. Jedyne, o co się martwię, to rodzina. Jak jadę gdzieś z matką, to ona siedzi w jednym wagonie, a ja w drugim. - Satysfakcja i idea, można to nazwać próbą pokazania kto lepszy, sławieniem klubu - mówi Craxa. - Nikt tego nie zrozumie, dopóki w tym nie uczestniczy, nie wciągnie się w miłość do klubu. Bo jest to miłość specyficzna, nie jak do drugiego człowieka. Czasem nawet głębsza. Patrząc na Marka i jego kolegów nikt by nie pomyślał, że mogą być brutalni. Czy nie czują wyrzutów sumienia, że krzywdzą drugiego człowieka? - Czasem, jak kogoś kłujemy, to tak - przyznaje Marek. - Jak kosę dostałem i leżałem w szpitalu, to sobie myślałem, że nikomu tego nie życzę. Trochę się boję, żeby kogoś nie zabić. Ale na pięści jak się biję, to nie mam wyrzutów. Jak nie ja jemu, to on mi najebie. - Ból uszlachetnia! - mówi Craxa. - Jeśli ktoś się boi, zawsze może się zająć czymś innym! Ryzyko jest wkalkulowane. - Nie mam zamiaru skrzywdzić kogoś niewinnego, kto nikomu nie kibicuje - twierdzi Jarek. - Natomiast walka z wiślakami to dla mnie codzienność. Z początku - dawno temu - były wahania, ale po czasie to mija. - Każdy sobie zdaje sprawę, że jak się jest chuliganem, to ma się wrogów - mówi Cienki. - Ja nawet do kościoła chodzę z jakimś ostrym narzędziem. Teraz też - przyznaje i wyjmuje spod kurtki rzeźniczy tasak. - Zdarza się, że go używam, ale tylko w obronie własnej.

"Święta wojna niech trwa, aż do śmierci ostatniego psa"

Na jeden krótki moment pojawiła się nadzieja, że topór wojenny między wrogimi ekipami zostanie zakopany. Po śmierci Papieża kibice ogłosili rozejm. Nie na długo. - Zgoda po śmierci Papieża była OK. Wiadomo, w czasie żałoby to było dobre. Ale od początku było jasne, że to tylko chwilowe zawieszenie broni - uważa Vasquez. - Dawałem 48 godzin, że zgoda się utrzyma. Między kibicami jest to możliwe. Ale między chuliganami - nigdy. Nie wyobrażam sobie stanąć koło kogoś, kto mi wcześniej kosy żenił - mówi Cienki. - To była taka zgoda, że tego samego dnia, jak wracałem po mszy na Kałuży, to butelką dostałem po głowie - opowiada Marek. - Zgoda była ustalona przez Jude Gang i Sharks do czasu pogrzebu Papieża - mówi kibic Cracovii, Paweł. - Media zrobiły z tego wielkie halo! Najpierw o pojednaniu, a potem o niesłowności kibiców. Tylko że nikt nie mówił, że będzie pojednanie na zawsze. - Jednoczyć chcieli się "frajerzy" - mówi Jarek. - Od początku było wiadome, że to jest na dzień, dwa. Wiedzieliśmy, że nic z tego nie będzie, bo nikt z nas tego nie chce!

"Za Wisłę, za nasz TS pójdziemy aż po życia kres"

Marek właśnie kończy rekonwalescencję. Tydzień spędził w szpitalu, a miesiąc w domu na zwolnieniu lekarskim. - Na dyskotece dostałem. Dymy miałem z jednym typem i jego kolega mi kosę w plecy ożenił. Cudem przeżyłem. Krew bluzgała na wszystkie strony. Taką miałem dziurę, że całe jelita było widać - opowiada i z dumą pokazuje zaszytą dziurę w kurtce. Czy było warto? Narażać własne zdrowie, ryzykować życie? - Pewnie, że warto - mówi. - Za Wisłę mogę życie oddać. Za klub, nie za kolegów. Dla mnie na pierwszym miejscu jest Wisła, na drugim matka, a na trzecim dziewczyna i dziecko. - To jest jak krucjata - wyjaśnia Piotrek. - Jak się bijesz, czujesz w sobie siłę całej ekipy. Jakaś pierwotna, prymitywna siła tobą kieruje. - W pewnym sensie już oddałem swoje życie klubowi - mówi Cienki, i podciąga rękaw bluzy. Na całym przedramieniu ma wytatuowany wielki napis "Wisła". - Wiem, że mógłbym za nią umrzeć, bo już nieraz stawałem twarzą w twarz ze śmiercią. Nie czuję strachu i jakby było trzeba, tobym sam poszedł nawet na trzydziestu. Lubię się bić i czuję satysfakcję, że mogę sprawić ból wrogowi. Ale nie chodzi o to, że to jest fajne, czy że sprawia przyjemność, tylko o to, kto rządzi. Chuligani są po to, żeby się przeciwstawiać innym klubom. To trochę jak w grze komputerowej, tylko że tu masz jedno życie...

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006