Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe publikacje prasowe

Anna Zielińska

"Gazeta Krakowska", 3 marca 2006

Adam Wygnany z raju

Miał swój raj, swoją Ewę i Ziemię Obiecaną. Teraz zostało mu tylko półtora metra betonowej posadzki przy strychu w bloku i cienki koc, którym przykrywa się nocą.

Ma 43 lata, padaczkę poalkoholową i ledwie chodzi. Osiem miesięcy temu opuściła go żona, zabierając z sobą dwójkę dzieci (trzecie jest w placówce dla trudnej młodzieży). Od tego czasu mieszkał w piwnicy, ale w połowie lutego wyrzuciła go administratorka budynku.

Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała
Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała

64 metry piekła

Jego dom nie był rajem. W bloku na 64 metrach kwadratowych kotłowało się dziesięć osób. Adama nie wygnał z domu anioł z ognistym mieczem, tylko Ewa, jego siostra, z bratem Tadkiem. Powód? Alkoholizm. - Tadek też pije-przyznaje siostra obu mężczyzn- ale płaci. A Adam nie pracował i do tego jego żona Anka nas okradła- mówi.Ewa oskarża kobietę o to, że przywłaszczała sobie pieniądze, które cała rodzina dawała na mieszkanie. Żona Adama broni się: - Wcale tak nie było! Zawsze, kiedy wracałam, kazali mi pokazywać książeczki!Ale przyznaje, że raz, w maju, wzięła sto kilka złotych przeznaczone na gaz.- W ogóle nie mieliśmy pieniędzy, Adam nie miał pracy, a ja zarabiałam 150 zł miesięcznie za sprzątanie klatki. Do tego była nas piątka w małym, dziesięciometrowym pokoju! - wspomina. W czerwcu odeszła, bo nie mogła wytrzymać. Adam pił już nawet wodę kolońską.

Dobry chłopak

Sąsiadka mówi, że jest uczynny i potrafi zrobić coś z niczego. - Ojciec go wszystkiego nauczył, bez problemu znalazłby jakąś pracę. - twierdzi. - Ja mogę pracować przy kładzeniu gładzi gipsowej, malowaniu, szkleniu... na rusztowaniu to nie, przez padaczkę. Pracowałem przez siedem lat w firmie, ale na czarno - mówi Adam. Ewa mówi, że owszem, pracował, ale w różnych miejscach. Do pierwszej wypłaty, którą przepijał. - To dobry chłopak, tylko w nałogu - mówi Ewa. Podobnie jak jej syn Michał, chciałaby mu jakoś pomóc, ale o wzięciu do domu nie chce słyszeć. Rozpacza, że Adam nie chce iść do schroniska dla bezdomnych, nie idzie się leczyć.

Dziwna rodzina

Żona Adama jest chora na łuszczycę. Mówi, że Ewa z synem wyzywali ją: "ty strupie" i gorzej. Do tej pory kobiety rzucają wzajemne oskarżenia, np. o złe traktowanie dzieci i pijaństwo. - To jest taka dziwna rodzina, gonią się z nożami i siekierami, potem się znów kochają i piją. Wszyscy. Z wyjątkiem tego młodego Michała, który jest jakby z innej bajki, ambitny, studiuje, nie chce mieć z tym nic wspólnego. Dostał nawet stypendium od ministra - chwali chłopca sąsiadka. Od kiedy w mieszkaniu jest mniej osób, zrobiło się spokojniej. Michał mieszka z mamą w dużym pokoju, który zamykają na klucz. Kuchnia świeci pustkami, bo wszystko trzymają w pokoju, w szafce. W pokoju stoi nawet lodówka i pralka. - Żeby mi nie wynieśli. Bo ja wiem, czy mi tu Tadek Adama nie wpuści, jak nas nie będzie? Albo jakiegoś lumpa przyprowadzi? - wyjaśnia Ewa. Tadek właśnie leży na łóżku w pokoju obok, pijany do nieprzytomności. Według Adama, brat przez ostatnie trzy lata żył głównie z oszczędności po matce. Zapisała mu mieszkanie i pieniądze, gdy wybierał się do wujka do Stanów. Choć nie pojechał, tak już zostało. Dawny pokój Adama jest zamknięty na cztery spusty. W listopadzie Adam został wymeldowany. Ewa złożyła wniosek o zamianę mieszkania na dwie garsoniery. - Dawało mu się szansę, mówiło się "weź, Adam, wytrzeźwij się", ale on - nie, dalej pił. Były awantury, ciągła pijatyka, nie dało się tak dłużej - tłumaczy posunięcie rodziny Michał. Już wcześniej Adam spędzał dużo czasu w jednej z wolnych piwnic (jest ich więcej niż mieszkań), bywało, że w niej nocował. Z czasem piwnica przemieniła się w coś między pokojem a rupieciarnią.

Wizyta w raju

Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała
Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała

Początek lutego. Schodzę do piwnicy w ciemnościach, światło nie działa. Na moje okrzyki nikt nie odpowiada. Dopiero kiedy na dół schodzą chłopcy z osiedla, słyszę poruszenie i w jednej z piwnic robi się jasno. Po chwili zarośnięty mężczyzna wpuszcza mnie do środka. - Nie odzywałem się, bo myślałem, że to ktoś z administracji w sprawie tego prądu, co go tu zużywam - tłumaczy. Lokatorzy są niezadowoleni, bo muszą zapłacić za prąd zużyty przez Adama. W środku świeci się światło, na stole ginie wśród resztek jedzenia maszynka elektryczna. Śmierdzi, ale jest ciepło. Sąsiedzi mówią, że są tu wszy. Ciężko znaleźć kawałek czystego miejsca, żeby usiąść. Przy drzwiach stoi wiadro służące za ubikację. Jest pełne i widocznie zastępuje też kosz, bo na powierzchni pływają skórki od pomarańczy. Od ścian po środek pomieszczenia piętrzą się rupiecie i śmieci: wersalka, stare kołdry, szafki, krzesło, zniszczone biurko... - Miałem dwa tygodnie, żeby odwołać się od decyzji o wymeldowaniu, ale jak tu w tym brudzie pisać, nawet nie ma na czym - przekonuje Adam.

Woda to nie skarb

Przyniosłam z sobą chleb, masło, mleko, kiełbasę i faworki. Ale jedzenia w piwnicy nie brakuje. Adam mówi, że ludzie pod sklepem zawsze mu coś kupią albo podarują życzliwi sąsiedzi. I na dowód bierze do ręki leżące na stole rzeczy: jabłko, serek... Adam nie uważa się za bezdomnego, bo przecież ma piwnicę, a i w dowodzie ciągle wbity meldunek. Czasem wybiera się w nocy zbierać aluminiowe puszki albo pod M1, gdzie podchodzi do ludzi prosząc o parę groszy. - Bywa, że nazbiera i czterdzieści złotych na dzień, ja tyle nie mam. On ma, być może, lepiej niż my - przekonuje Ewa. Ale czasem nie uzbiera nic. O toalecie może pomarzyć. Nie ma się gdzie umyć, wodę bierze do butelki od sąsiadów. -Dajemy mu tę wodę, bo to nie jest jakiś skarb, ale czasem ma tak ufajdane ręce, że aż się człowiek brzydzi butelkę wziąć - mówi sąsiadka.

Dlaczego nie wyfrunął

- Jak go z domu wyrzucili i nie miał klucza, żeby wejść, to rozwalił domofon, przepiłował kłódki do piwnicy, a raz nawet zbił szybę - opowiada jedna z sąsiadek. - Załatwia się tam do reklamówek, w piwnicy jest smród, gnój. Raz zatkali tymi reklamówkami studzienkę ściekową, naprawili dopiero po dwóch tygodniach, do tego czasu był niewyobrażalny odór - wylicza kobieta. I ciągnie: - Zaczyna sprowadzać lumpów, wiele razy była policja. Raz go stąd wynieśli, ale wrócił za dziesięć minut.Sąsiadka nie wie, co będzie z Adamem. - Lokatorzy żalą się na niego i nie wiem, czy go nie wyrzucą albo nie zlinczują. Bo jest uciążliwy. Potrafi zadzwonić w środku nocy, bo chce papieroska albo zapałki. Albo dwa złote - na chleb niby. Tylko dlatego, że tu wszyscy się na podwórku jako dzieci razem bawili, to ten Adam stąd nie wyfrunął - zastrzega kobieta. Sąsiadka wie, że Ewa założyła sprawę o zamianę mieszkania na dwa mniejsze. - Oni się wyniosą, a nam zostanie w spadku Adam ze swoją wesołą drużyną - gorzko ironizuje.

Biblijna Ewa, czyli Mariola

- Jest koślawa, no bo jest, ale co zrobię - mówi Adam o towarzyszce z piwnicy. Ale też chwali ją: - Posprzątała mi tutaj, poukładała... Mariola jest tęga, ma czerwone odmrożone policzki i astmę. Prosi ludzi w tramwaju o pieniądze, płacze, że ich wyrzucą z piwnicy. Adam mówi, że Mariola przyjechała z Kielc, gdzie zmarł jej mąż i dziecko. I że też ma padaczkę, jest okropnie nerwowa. Opowiada, że poznał ją, gdy pracował z kolegą przy zwózce drewna. Spytała ich, czy się z nią napiją. Razem snuli marzenia o Ziemi Obiecanej. To Zabrze. Mieszka tam starsza pani, której syn wyjechał za granicę do pracy. Mogliby, w zamian za utrzymanie, pomagać jej w gospodarstwie. Mieli jechać na wiosnę. Adam nie ma jednak telefonu do staruszki. - To jakaś znajoma Marioli - mówi. A Mariola poszła i już nie wróciła.

Wygnanie z raju

Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała
Adam wygnany z raju, zdj. Paulina Mazgała

Uparty lokator piwnicy od dawna był solą w oku administratorki spółdzielni i dzielnicowego. Wyrzucili go w połowie lutego. Administratorka mówi, że proponowali mu podwiezienie do noclegowni przy ul. Makuszyńskiego, ale nie chciał. Ciężarówka wywiozła zawartość piwnicy na śmietnik, bo Adam nie miał miejsca, w które mógłby ją przenieść. Opowiada, że tak go poganiali, że zdążył chwycić tylko radio i kika rzeczy. - Przepadła maszynka elektryczna, rower, skórzana kurtka - smuci się. Teraz dostępu do piwnicy bronią nowe białe drzwi. - Pierwszej nocy spał na pierwszym piętrze pod skrzynkami. Uprosił sąsiadkę, żeby go wpuściła - zdradza siostra Adama. Doradziła bratu, żeby następnym razem poszedł na samą górę, pod strych i nie rzucał się w oczy sąsiadom. - Może to i dobrze, że tak się stało, bo teraz nie ma wyjścia, musi się leczyć - podsumowuje kobieta. Jej syn przytakuje: - Bo jak naprawią domofon, to sąsiedzi go tu nie wpuszczą. - Dostaję za darmo obiad w barze niedaleko. Byłem o dziewiątej i zjadłem pierogi z truskawkami, kotleta, żurek z kiełbasą i pączka. Nażarłem się jak świnia - żartuje Adam. Na najwyższej kondygnacji klatki, przy drzwiach od strychu, jest tak mało miejsca, że całe zajmuje leżący na ręczniku Adam. Drży pod kocami, które dostał od siostry. Światło co chwila gaśnie, Adam z wysiłkiem podnosi się i szuka po omacku kontaktu. Mówi, że strasznie bolą go nogi.

Wielkie nadzieje

Rano chce iść się wykąpać do łaźni przy ul. św. Katarzyny - Bo tam odkażają, a ja chyba mam świerzba - mówi zbolałym głosem. Potem wybierze się na os. Złotej Jesieni - słyszał, że tam można przebywać cały dzień, a z noclegowni na ul. Makuszyńskiego rano wyganiają. Niedawno spotkał pracownika opieki społecznej, który dał mu bloczek na bezpłatny obiad i powiedział, że mógłby dostawać co miesiąc 260 zł zasiłku. Jak zdąży, to nazajutrz pójdzie jeszcze do psychiatry, który przyjmuje po południu. Chyba pójdzie na odwyk. Adam chce się też zarejestrować w urzędzie jako bezrobotny. Zastanawia się tylko, jak przeczyta papiery, bo jest dalekowidzem (mówi, że ma wadę +3). - Kupiłbym sobie okulary, takie za pięć złotych, tylko, kurczę, one jeszcze bardziej psują wzrok - waha się. Zapytany, czy na pewno pójdzie, odpowiada: - A co mam robić? Jak zamkną klatkę, to zamarznę. Do łaźni nie dotarł. Wrócił pod strych pijany do nieprzytomności. Siostrze powiedział, że była awaria wody. Łaźnia jest, ale przy ul. Kościuszki, u braci albertynów. Nie było tam ostatnio żadnej awarii. Kilka dni temu wyrzucono go ze strychu. Nie wiadomo, gdzie jest.

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006