Szewc - zawód do lamusa?
Rozmowa z mistrzem szewskim - Stanisławem Kowalikiem
Wiem, że świadczy Pan usługi szewskie na naszym osiedlu od dawna. Proszę powiedzieć, w jaki sposób związał się Pan z tym zawodem?
Wyglądało to mniej więcej tak. Pochodziłem z rodziny wielodzietnej. W domu nie przelewało się. Trzej wujkowie pracowali w tym zawodzie, więc do jednego z nich wysłali mnie rodzice do praktyki. Miałem wtedy około 13 lat i prawdę mówiąc szewstwo zostało mi narzucone. Wręcz mi się nie podobało. Była to praca brudna, nieatrakcyjna. Widząc jednak, że orientuję się w tym kierunku, mogę żyć i utrzymać się, wykonywałem to nadal. Niczego specjalnego nie dorobiłem się, ale żyje godnie. Zatem po trzech latach praktyki pracowałem kolejne trzy jako czeladnik. Po około sześciu latach otrzymałem, po zdaniu egzaminu, tytuł mistrza.
Jak pracowało się w tym zawodzie kiedyś, a jak obecnie?
Dziś szewstwo jest lżejsze. Dużo opiera się na klejeniu. Ale kleje to chemia. Stąd praca bywa niezdrowa. Wcześniej wszystko - materiały, kleje - było naturalne. Inaczej mówiąc, fizycznie dawne szewstwo było cięższe, lecz zdrowsze. Dziś natomiast buty są robione niesolidnie. Skórę zastąpiły tektura i papier. Zatem coś za coś. Buty są lżejsze, tańsze, ale niezdrowe i nietrwałe (szybko rozklejają się). Pośród rzeczy oddawanych do reklamacji obuwie zajmuje jedno z pierwszych miejsc.
Czy pewne techniki reperacji, np. zelowanie skóry przy użyciu kołków drewnianych - wyginęły, czy nadal są praktykowane?
W 99% wyginęły. Dziś butów klejonych nie można kołkować. Nie ma po prostu do czego przybić kołków. Buty takie należą więc do rzadkości. But kołkowy czy szyty trafia do reperacji sporadycznie. Jest ich mało, bo są dobre, drogie i nie każdego na nie stać. Już tylko nieliczni wykwalifikowani rzemieślnicy trudnią się ręcznym wyrobem butów.
Bogaty asortyment butów, który zalewa nasz rynek wpływa zapewne niekorzystnie na ilość Pana pracy. Czy nie jest aby tak, że ludzie wolą kupić dziś nowe buty niż reperować stare?
Jest tak. Ale np. starsi ludzie, przyzwyczajeni do swoich butów porządnych i wygodnych zrobią wszystko, by przedłużyć ich żywotność. Część z nich z powodu deformacji stóp, np. zwyrodnienia kości, trwa przy swoich sprawdzonych butach.
Czy oprócz typowo szewskich usług zdarzają się Panu inne, które może Pan wykonać dzięki posiadanym narzędziom?
Szewc może naturalnie wykonywać inne usługi pokrewne, bo zna się na tym. Ja reperuję tylko buty. Inne rzeczy są poza zakresem moich świadczeń. Owszem, w ramach dobrosąsiedzkich usług reperuję czasem grzecznościowo i bezinteresownie pasek, torebkę itp.
W dotychczasowej Pana pracy trafił się zapewne klient, którego będzie Pan zawsze pamiętał...
Od czasu do czasu trafia się klient, który ustawia mnie, poucza jak mam pracować, jak naprawiać buty. A przecież ja zęby zjadłem na tym zawodzie. Takiego człowieka słucham grzecznie, a potem robię po swojemu. Bardzo często też ludzie przychodzą po odbiór butów po dwóch, trzech latach. Czasem wcale. Rokrocznie kilkanaście takich par zalega na moich półkach. Dzieje się tak z wielu powodów. Ludzie zapominają lub nie mają pieniędzy.
Myśli Pan, że młodzi ludzie garną się jeszcze do tego zawodu? Jak widzi Pan jego przyszłość?
Nie. Nie garną się. Punktów takich jak mój jest coraz mniej, a starzy majstrowie wykruszają się. Trudno zatem o dobrą praktykę. Sam zawód zaś jest ciężki i nieatrakcyjny. Uważam jednak, że nieliczne punkty usługowe przetrwają. Ja mam za granicą kolegów po fachu i także oni potwierdzają potrzebę istnienia prawdziwych, tradycyjnych zakładów szewskich. Drogie, porządne i wygodne buty opłaca się naprawiać.
Z zawodem Pana związanych jest wiele powiedzeń. Czy zna Pan ich genezę?
Najbardziej znane to: pić jak szewc i szewski poniedziałek. Dziś są trochę nieaktualne. Czasy się zmieniły. Kiedyś, zwłaszcza młodzi pracowali długo i ciężko. Bywało, że nawet w sobotę w nocy. Niedziela była dniem odpoczynku i rozrywki. Po trudnej robocie i suto zakrapianych imprezach niedzielnych, do pracy w poniedziałek przychodziło się później i zwykle na kacu. Co do szewskiej pasji - to zawód nasz wymaga precyzji i cierpliwości. Niejeden z nas podczas formowania buta na tzw. kopycie wpadał w taki właśnie szał, gdy coś nie wychodziło. O! Jest jeszcze jedno: szewcy chodzą bez butów, a krawcy bez surdutów. Jak już mówiłem, większość rzemieślników była zapracowana i biedna. Stąd nie każdy mógł pozwolić sobie na zbytek w postaci dobrych butów. Nie każdy też dbał o to.
Dziękuję za rozmowę. Na zakończenie zapytam czego mogę Panu życzyć?
Najważniejsze jest zdrowie. Dopóki ono będzie mi dopisywać, chcę służyć swoim klientom.
Zatem, życzę go Panu jak najwięcej.
|