Studium Dziennikarskie AP w Krakowie
R    E    K    L    A    M    A
Reklama
Wydanie piąte, rok akademicki 2001/2002  
Wywiad Fotoreportaż Reportaż Felieton
Jarosław Wandzel  
Strona główna

Prace studentów

Historia Studium

Organizacja zajęć

Linki

Autorzy

Ja na pana miejscu nie chciałabym być dziennikarzem...

Rozmowa z Anną Dymną

strona 1/2

Często się zdarza, iż młody człowiek kończy liceum i nie wie, co będzie robił w życiu. Po skończeniu liceum nie miała Pani wątpliwości, na jakie studia zdawać?

Pamiętam, jak zaczęłam być już bardziej dorosła, kiedy miałam 16 lat i ktoś mi zadawał pytania: kim ty chcesz być - ja oczywiście chciałam być mikrobiologiem morskim. Największym moim marzeniem było chodzić na czworakach po dnie oceanu, bo mi się wydawało, że na tym to będzie polegało: że będę zbierać muszelki i oglądać żyjątka. Ponieważ byłam chora przez całe życie, to zdawałam sobie sprawę, że tego nie mogę. Potem już wiedziałam, że na pewno psychologia kliniczna i że będę pracowała z ludźmi ułomnymi. Nie miałam żadnych wątpliwości - chciałam zdawać na UJ na psychologię i tam złożyłam papiery. Nie miałam wątpliwości - ponieważ wiedziałam o tym i do tej pory wiem, że jedyna rzecz, która mnie interesuje to jest drugi człowiek.

Jednak nie została Pani psychologiem lecz aktorką. Dlaczego w ostatniej chwili zmieniła Pani decyzję?

W tej kamienicy, w której mieszkałam, mieszkał też stary aktor, Jan Niwiński, brat Zofii Niwińskiej i to był jakby taki mój drugi ojciec. A ja byłam przeraźliwie, chorobliwie nieśmiałą dziewczynką, ale diabłem, bo wychowałam się wśród chłopaków. To ja najlepiej plułam, chodziłam po drzewach. Natomiast pójść do sklepu i powiedzieć: poproszę kilo cukru - to było dla mnie coś nieosiągalnego. Pięć razy stałam w kolejce, bo się bałam coś publicznie powiedzieć, to była choroba. Ten pan prowadził zespół teatralny z żoną malarką, Ireną Mścikowską - Niwińską. Graliśmy tam np. Szekspira: Sen nocy letniej, Wieczór Trzech Króli i ja do tego teatrzyku zaczęłam chodzić jak miałam 11 lat. Grałam tam wielkie, największe w życiu role - np. Marysi Sierotki, śpiewałam, tańczyłam i to było dziwne, że się tam nie wstydziłam. To była dla mnie zabawa, tak jak bieganie po drzewach. Jak pan Niwiński się dowiedział, że chcę zdawać na psychologię, dostał szału. Powiedział, że byle kretyn może zdawać na psychologię, ty masz być aktorką, bo ty masz talent i predyspozycje - on to pierwszy mi powiedział. Ja oczywiście bałam się go jak ognia, bo on był nieobliczalny, i złożyłam też papiery na PWST.

Tak więc pan Jan zmusił Panią do przejścia przez to piekło, bo egzaminy do szkoły teatralnej tu piekło. Z jakim nastawieniem poszła Pani zdawać, co Pani wtedy czuła?

Przygotowana byłam superowo, ponieważ w wieku 12 lat znałam setki utworów, pan Niwiński uczył mnie tego całe życie. Poszłam zdawać do tej szkoły przekonana, ze się nie dostanę, bałam się jak ognia. Nie miałam wtedy 17 lat. Sama uczę teraz na PWST i wiem, że byłam doskonałym materiałem na przyjęcie do szkoły. Ponieważ byłam nieskazitelnie czysta, niewinna, nie znałam brzydkich słów, nie malowałam się, przede wszystkim byłam szczera. Pamiętam, w drugim etapie wyszła taka starsza pani, walnęła mnie w plecy i powiedziała: No dziecko, dobrze. To była Zofia Jaroszewska, moja największa miłość teatralna potem. Byłam zdenerwowana, ale nie towarzyszyło mi takie uczucie, że muszę się dostać, wiedziałam, że muszę to przeżyć, żeby pan Niwiński był ze mnie zadowolony. Okazało się, że dostałam się z największą ilością punktów. Potem już się martwiłam, że nie będę zdawać na psychologię i tak się zaczęły moje studia.

Początek studiów to kontakt z nowym światem. Jak wspomina Pani pierwszy rok?

Pierwszy rok, to było wejście w jakiś swiat, którego ja nie znałam. Wszystko było nowe. Aktorstwo to jest niezwykły zawód, nas cały czas coś spotyka i zadziwia. Od tego momentu zaczęło się wchodzenie w dziwny świat pełen tajemnic. Prowadzona byłam przez wspaniałych ludzi. Na pierwszym roku dostałam się w ręce Lidii Zamkow, która była moją akuszerką. Pierwszy raz w życiu zagrałam w profesjonalnym teatrze właśnie u Lidii Zamkow, która robiła taką obrazoburczą wersję Wesela. To był skandal w Krakowie: Wesele bez zjaw i bez duchów, tylko pojawiał się Wernyhora. Ja grałam Isię i Chochoła.

Jaką studentka była Anna Dymna? Czy miała pani problemy z jakimś przedmiotem?

Byłam bardzo pilną studentką. Byłam tak wychowana, że szkoła to jest swiętość, obowiązek to jest świętość, człowiek chory, nie chory - musi. Tak byłam wychowywana w domu, co bardzo zaowocowało. Nie miałam problemów z żadnym przedmiotem, ze wszystkimi miałam takie same. To jest dziwna szkoła, jak się ma predyspozycje i jak człowiek jest tym zafascynowany, to nie może mieć problemów. Bo to polega na tym, żeby dobrze się uczyć, żeby chcieć się uczyć i żeby być zainteresowanym. Wszystko w tym zawodzie polega tylko na tym, żeby sprawiło ci przyjemność i żebyś się tym naprawdę interesował i nic więcej.

Lubiła pani czytać książki, czy też czytała je Pani - bo musiała?

Jak zrobiłam maturę, zaczęłam studiować, to pożerałam książki. Czytałam dzień i noc, cały kanon miałam w jednym palcu. A wie Pan, ja robię ze studentami Czarodziejską górę i oni nie wiedzą, kto tojest Mann, niektórym kojarzy się tylko z Materną. Teraz robię Capote, bo sobie myślę: jest morderstwo, młodzi ludzie je popełniają, oni mogliby też to samo zrobić. Pan myśli, że oni to czytają?

Gdzie Anna Dymna i jej koledzy spędzali wolny czas, gdzie chodziliście się zabawić?

My w ogóle nigdzie nie chodziliśmy, bo cały czas byliśmy w szkole. Mieliśmy w szkole przytulisko, taki barek, gdzie spędzaliśmy jedyne wolne chwile. Tam nam bułki robiła pani Wędzicha i Sabarowa, układaliśmy tam różne hymny i piosenki, które do dzisiaj przetrwały. A tak, to pod Jaszczury się chodziło, ale bardzo rzadko, bo nie było kiedy. Pamiętam, że jak były Juwenalia, to były jedyne wolne dni, żeby sobie odpocząć.

A jakiej wtedy muzyki Pani słuchała? Był jakiś ulubiony zespół, wykonawca?

Słuchałam tego, co wszyscy wtedy słuchali. Pamiętam, że w przytulisku zawiązał się taki zespół Tahiti Granda Banda. Tam Skaldowie razem z nami byli, poza tym Niemen - Wydrzycki, The Beatles, The Rolling Stones. Słuchałam wtedy big - beatu. Uwielbiałam jazz, chodziłam na wszystkie jamy. Jak poznałam Dymnego, to chodziliśmy do Krzysztoforów, więc miałam kontakt z zakazaną muzyką.

A teraz?

Muzyka poważna, najbardziej kocham Bacha. Uwielbiam jazz tradycyjny. Słucham muzyki alternatywnej: NoMeansNo, Dead Kennedys, bo mój syn tego słucha. W jednym palcu mam Nirvanę, włącznie z życiorysem Cobaina. Ostatnio kupiliśmy The Clash - świetny zespół. A z naszej muzyki, bardzo lubię Edytę Bartosiewicz, ona pięknie śpiewa. Big Cyc - bardzo fajni chłopcy. Lubię kiedy człowieka pochłania gdy coś robi. Nienawidzę wyśpiewywania, dlatego zawszę uwielbiałam Ewę Demarczyk - bo ona płonęła, gdy śpiewała. O, wspaniale, ekspresyjnie śpiewa Agnieszka Chylińska.

W trakcie studiów zdobywała Pani wiedzę teoretyczną, a jak wyglądała kwestia praktyki?

Studiowałam w najwspanialszy sposób, jaki można sobie wyobrazić, a który niestety jest teraz niemożliwy. Przez całe studia równocześnie grałam w teatrze, filmie i w telewizji. Gdyby nasz kraj był bogatszy i nie było bezrobocia, to wszyscy powinni tak studiować. Bo z jednej strony takie młode istoty są w teatrze potrzebne, a z drugiej strony nie ma lepszej szkoły, gdy na uczelni uczy się pewnych podstaw technicznych i od razu sprawdza się to na scenie. Bardzo często zdarza się tak, że student jest piorunująco zdolny, potem idzie do teatru i przepada, bo się okazuje, że na scenie się nie sprawdza.


2
2 3 Copyright 2002 Studium Dziennikarskie AP