Studium Dziennikarskie AP w Krakowie
R    E    K    L    A    M    A
Reklama
Wydanie piąte, rok akademicki 2001/2002  
Wywiad Fotoreportaż Reportaż Felieton
Magda Broniatowska 
Strona główna

Prace studentów

Historia Studium

Organizacja zajęć

Linki

Autorzy

Kolonijna ruletka

strona 1/2

Każdego roku w sezonie letnim kilka tysięcy młodych Polaków wyjeżdża na kolonie i obozy młodzieżowe, aby pracować tam w charakterze wychowawców. Dlaczego to robią? Jaki przyświeca im cel? Co ich do tego popycha?

Żółta koszulka i identyfikator

Upalne, lipcowe popołudnie. Na parkingu autokarowym, mieszczącym się przy ulicy Bosackiej w Krakowie, uwija się grupka młodych ludzi. Ubrani w żółte podkoszulki, z przyczepionymi do nich identyfikatorami wyglądają ni to jak służby porządkowe, ni to jak uczestnicy młodzieżowego zlotu. Są wychowawcami kolonijnymi, zatrudnionymi przez biuro turystyczne Rainbow Tours. Za kilka minut przyjedzie ich autokar, a wtedy zrobią zbiórkę i młoda kadra pedagogiczna stoczy jeszcze zwycięską walkę z chaosem, nim kłębiąca się bezładnie na parkingu młodzież zostanie doprowadzona do porządku, a następnie ulokowana wewnątrz autokaru i wywieziona na 12 - dniowy obóz do Włoch.

Kiedy zmaltretowanej kadrze uda się wreszcie uwolnić od napastliwych ojców i matek, będzie miała już wszystkiego dosyć. Ale to dopiero początek wychowawczej przygody, lub jeśli ktoś woli - koszmaru. Podczas kilkunastogodzinnej podróży trzeba będzie jeszcze uporać się z pełną energii i żądną mocnych wrażeń młodzieżą. Trzeba będzie się z nią zaprzyjaźnić, ale równocześnie pokazać, że jest się twardym. Konieczne będzie wygłoszenie dosadnej przemowy, w której kategorycznie zabroni się palenia papierosów i picia alkoholu. Nieuniknione będzie też zmierzenie się z ogólnym bojkotem tego zarządzenia i z przykrymi uwagami na swój własny temat. Zresztą tego typu akcje wychowawcy będą musieli powtarzać wielokrotnie podczas całego pobytu na Wybrzeżu Adriatyckim.

Czapeczka z nadrukiem i zabawne spodenki

To samo popołudnie. Na parkingu, tuż przy Rondzie Matecznym w Krakowie młodzi ludzie, wyposażeni w kolorowe czapeczki z napisem Kadra pedagogiczna i dziwaczne krótkie spodenki, dwoją się i troją, żeby umieścić w autokarze gromadę czterdzieściorga maluchów. Są wychowawcami, zatrudnionymi przez biuro turystyczne Jaworzyna Tour i właśnie wyjeżdżają na 10-dniową kolonię do Zakopanego. Zanim uda im się opuścić Kraków, będą musieli wykazać się niebywałą dyplomacją w rozmowach z rozhisteryzowanymi rodzicami małych kolonistów. Trzeba będzie sobie pozapisywać, czego poszczególne dzieci nie lubią jeść, czego się boją, do czego nie należy ich zmuszać... Jest tych wszystkich zaleceń strasznie dużo!

Kiedy znękana kadra wychowawcza, która wzbudza litość już choćby z powodu swego zabawnego wyglądu, zdoła opędzić się od natrętnych rodziców, będzie musiała przeżyć jeszcze koszmar dwugodzinnej podróży. Będzie to dla niej z pewnością przeżycie traumatyczne, gdyż już po piętnastu minutach jazdy zacznie wymiotować pierwsza połowa uczestników koloni, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że po kolejnych dziesięciu, dołączy do niej druga połowa...

Zawód: wychowawca

Aby zostać wychowawcą kolonijnym, trzeba ukończyć trzydniowy kurs. W Krakowie jego koszt waha się od 50 do 80 złotych. Jest on organizowany przez niektóre biura podróży, a także przez uczelnie pedagogiczne oraz młodzieżowe organizacje kościelne takie jak np. krakowska Bratnia Pomoc Akademicka.

Kurs to pikuś - mówi Marcin, 21 - letni student geografii, który od roku jest już dyplomowanym wychowawcą. kolonijnym. Wymaga to wprawdzie pewnego poświęcenia, bo przez trzy dni człowiek musi wysłuchiwać niemiłosiernych bzdur, a potem jeszcze konieczne jest napisanie testu albo sporządzenie pracy pisemnej na zadany temat. Mój temat brzmiał: Scharakteryzuj idealnego wychowawcę. Żenada.

Dla Kasi i Wioli, studentek polonistyki, kurs okazał się być ciekawym doświadczeniem. Nabyłyśmy na nim wielu potrzebnych do pracy z młodzieżą umiejętności i dowiedziałyśmy się, jak powinnyśmy postępować w rozmaitych sytuacjach, jakie mogą nas spotkać podczas wyjazdu z dzieciakami

Kurs to czysta teoria - twierdzi kierowniczka biura turystycznego Harctur.Dla nas najważniejsze jest doświadczenie w pracy z młodzieżą potencjalnego kandydata na funkcję wychowawcy. Nie będę ukrywać, że wolimy zatrudnić taką osobę, niż kogoś zupełnie początkującego w tej profesji. Dla osób bez doświadczenia organizujemy w naszym biurze dodatkowy, wewnętrzny kurs i raczej nie wysyłamy ich na obozy zagraniczne, ale tylko na krajowe i to w towarzystwie zaufanej, stałej kadry. Młody człowiek musi się sprawdzić w roli wychowawcy, zanim zdecydujemy się na podjęcie z nim dłuższej i poważniejszej współpracy.

Biuro turystyczne Jaworzyna Tour również organizuje dla swych przyszłych pracowników specjalne przedwakacyjne szkolenie. Chcę mieć dobrych wychowawców - mówi pani Teresa, kierująca Jaworzyną. Przed każdym sezonem organizuję dla nowych kandydatów do pracy z młodzieżą spotkania, na których dokształcam ich osobiście. Chcę, żeby potrafili współpracować ze sobą, a także z kierownikami kolonii i z biurem. To jest bardzo ważne. Oni muszą wiedzieć, co im wolno, a czego absolutnie zrobić nie mogą. Muszą umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach z młodzieżą, z którą ostatnio wcale łatwo się nie pracuje. Muszą być kreatywni i pozytywnie nastawieni do swych podopiecznych.

Pani Teresa, zanim zdecyduje się zatrudnić młodego człowieka na okres wakacji, przeprowadza z nim rozmowę kwalifikacyjną, podczas której sama ocenia jego predyspozycje do zawodu wychowawcy.

Mam intuicję - zapewnia szefowa Jaworzyny. Zazwyczaj od razu bezbłędnie oceniam czy dana osoba się do tego nadaje, czy też nie. Dokonując doboru kadry nie mogę pozwolić sobie na zbyt wiele pomyłek, bo powodzenie akcji letniej mojego biura zależy w dużym stopniu właśnie od wychowawców. Organizuję wypoczynek rocznie dla kilku tysięcy dzieci, dlatego do kwestii zatrudnienia kadry wychowawczej podchodzę bardzo poważnie!

Kokosów z tego nie będzie

Jak przyznają pracownicy krakowskich biur turystycznych, zarobki studenta, pełniącego funkcję wychowawcy na imprezach młodzieżowych wahają się od 200 - 600 złotych netto za kilkunastodniowy wyjazd. To nie kokosy, ale jak na nasze możliwości, takie zarobki są całkiem niezłe - przyznają młodzi ludzie. O pieniądzach się nie dyskutuje. Bierze się to, co proponują. Już nieraz się przekonałem, że jakakolwiek, przedwczesna dyskusja o wynagrodzeniu sprawia, że człowiek zaczyna być traktowany z niechęcią, a to oznacza, że fajny wyjazd może mu przelecieć koło nosa - wyznaje Grzesiek, który jako wychowawca kolonijny jeździ już od pięciu lat.

Doświadczeni wychowawcy przestrzegają jednak przed naiwnością i przypominają, że przed każdym wyjazdem należy koniecznie pamiętać o spisaniu umowy z biurem, które ma nas zatrudnić. Taką umowę trzeba też dobrze przeczytać, żeby się nie sfrajerzyć. Podobno w branży znani są słynni frajerzy, którzy nie dopatrzyli formalności i w związku z tym nigdy nie zobaczyli wynagrodzenia za swoją pracę. Uważam, że zostałam nieludzko wykorzystana, kiedy to w zeszłym roku pojechałam z pewnym biurem na obóz zagraniczny jako wychowawczyni i za prawie dwa tygodni męczarni z bachorami otrzymałam tylko 200 złotych - mówi z oburzeniem Magda, studentka psychologii.

Jednak, pomimo tak niskich niekiedy zarobków, chętnych do wyjazdów, zwłaszcza tych zagranicznych, wcale nie brakuje. Młodych wychowawców, przyciągają jak magnes do biur podróży perspektywa bezpłatnego pobytu w nieznanym dotąd zakątku świata i nadzieja na dobrą zabawę w gronie swych rówieśników - również wychowawców.

Skazani na udrękę przymusowej abstynencji

Lipcowe przedpołudnie. Obóz młodzieżowy nad Adriatykiem. Włoski camping, na którym trudno spotkać Włocha, ale za to roi się od Rosjan, Czechów i oczywiście Polaków. Polacy tu królują, bo jest ich najwięcej. Ta przewaga liczebna nad innymi słowiańskimi nacjami jest z całą pewnością zasługą 170 - osobowej grupy młodzieżowej, która tworzy wewnątrz campingu swojską enklawę niechlujnych namiotów. Trudno tu utrzymać porządek, bo nie wiadomo, kto powinien sprzątać. Wychowawcy zrzucają ten obowiązek na swoich podopiecznych, bo nie czują się do takiej czynności zobowiązani żadną umową, a ich wychowankowie nie mają zamiaru wykonywać tego rodzaju poleceń, bo twierdzą, że nie po to zapłacili za obóz, żeby teraz sprzątać. Właściwie to nie oni płacą, tylko ich rodzice, a o porządek na własnym podwórku każdy powinien dbać sam, ale wytłumaczenie tych prostych przecież kwestii zdemoralizowanym przez dzikie prawa kapitalizmu obozowiczom nie jest rzeczą łatwą. W związku z tym naokoło namiotów kłębią się sterty puszek po piwie oraz różnorodnych śmieci, wśród których można nawet niekiedy odnaleźć opakowanie po prezerwatywach.

Uczestnicy obozu snują się smętnie naokoło namiotów i mimo, że są przecież we Włoszech, raczej nie starają się korzystać z uroków słonecznej pogody i piaszczystej plaży. Są zmęczeni. Prawie do rana imprezowali, więc teraz trzeba odpocząć. Wypoczywanie potrwa do wieczora, a potem scenariusz się powtórzy. W końcu żyje się tylko raz!

Kadra pedagogiczna też jest zmęczona. Co noc powtarza się ta sama syzyfowa praca, polegająca na zaganianiu 170 podopiecznych do ich namiotów, uciszaniu ich, wylewaniu wódki... Z powodu ciągłego niewyspania kadra również nie korzysta z uroków pięknego kraju, w którym się znajduje. Za to snuje się smętnie po terenie campingu. Poza tym młodzi wychowawcy są coraz bardziej wściekli i sfrustrowani. Przecież przyjechali tu też po to, aby się bawić i imprezować. Tymczasem okazało się, że nie mają na to ani czasu, ani siły! Dlaczego młodzież może bawić się do woli, a my sami jesteśmy skazani na udrękę zmęczenia i przymusowej abstynencji? - pytają rozgoryczeni.

Bez ryzyka nie ma zabawy

Jak radzić sobie z młodzieżą, ceniącą na obozie przede wszystkim możliwość nieograniczonego korzystania z rozmaitych używek?

Po pierwsze mamy regulamin - mówi Rysiek, ubiegłoroczny absolwent resocjalizacji, który traktuje zawód wychowawcy niezwykle entuzjastycznie, ale twierdzi, że zawsze potrafi się do niego zdystansować. Regulamin obozu zawiera długą listę czynności, których na obozie robić nie wolno. Taki regulamin przed wyjazdem ma podpisać każdy rodzic, a w razie jego nieprzestrzegania, uczestnik obozu może zostać nawet wysłany do Polski na własny koszt. Regulamin ma działać jak straszak, ale każdy dobrze o tym wie, że jest to czysto teoretyczne zabezpieczenie. Wyrzucenie uczestnika z obozu naraziłoby przecież biuro turystyczne na poważne nieprzyjemności ze strony rodziców dziecka. Może nawet zainteresowałyby się taką sprawą media, a wtedy biuro byłoby z pewnością zagrożone niechęcią ze strony innych klientów, a co za tym idzie obniżeniem sprzedaży i stratami finansowymi. Z tego więc powodu żaden wychowawca nie pozwoli sobie na tak ekstremalny krok. A poza tym takie posunięcie świadczyłoby tylko o tym, że jest on kiepskim wychowawcą, który nie potrafi poradzić sobie z powierzoną mu młodzieżą.


2
2 3 Copyright 2002 Studium Dziennikarskie AP