Przy ognisku
Kwiecień. Kowalscy palą ognisko w ogródku. Znoszą naręcza papierów, ciskają w płomienie. Podmuch wiatru wyrywa kilka kartek językom ognia. Schylam się i podnoszę zadrukowaną stronę. Mickiewicz. Ognisko bucha w niebo.
Rany boskie! - krzyczy Nowak z posesji obok. - A co to tak palicie? Książki?!
No. Trzeba z tym cholerstwem zrobić porządek. Tylko kurz się zbiera - odpowiada Kowalski.
A nie lepiej komu dać?
Eee. Wnuki popukały się w czoło. Dzieci się śmieją. A tak chociaż jest podpałka.
To mnie dajcie.
Poczułam szacunek do człowieka, który stanął w obronie książek. Bo dziś książki to śmiecie. Przeciętny Polak nie czyta. Trzeba iść do przodu. Naprzód nieść oświaty kaganiec - jak to zalecał Asnyk? Nie wiedział, poczciwina, co mówi. Trzeba pozbywać się reliktów, bezużytecznych skamielin, buciory historii zmienić na lakierki współczesności.
Wychowałam się z książką pod poduszką, ja - człowiek neandertalski, nieświadom Internetu, dzisiejszej umiejętności krzesania ognia. Dlatego to całe książkopalenie zbiło mnie z pantałyku. Z drugiej strony drżę na myśl o własnej staroświeckości, której dowodem jest taka reakcja. Schizofrenia.
Bo czy w istocie granicą między zaściankowością a postępem nie są drzwi zakurzonych bibliotek, w których śpią na regałach te wszystkie Sienkiewicze, Orzeszkowe, Prusy i rozmaite narodowe świętości? Kurz zdmuchnie bibliotekarka - tylko kiedy zjawi się jakiś dzieciak po szkolną lekturę. I westchnie:Takie grube? A streszczenia nie ma, proszę pani?...
Postęp oznacza rywalizację. Ostrą jak papryka chilli. Żeby przetrwać - trzeba być trendy, light, cool. Może czas stłamsić w sobie żal za Mickiewiczem płonącym na stosie za płotem? Zachowanie Kowalskich jest zrozumiałe - kiedy pomyśleć, nawet godne pochwały. Dydaktyczne. No bo jeśli te dziewiętnastowieczne opowieści zainteresują wnuczka, ukradną czas - a liczy się każda minuta w wyścigu szczurów - czas, który można poświęcić na angielski, hiszpański, komputer, balet... I malec zostanie w tyle.
Nauczyciele są bez serca, kiedy każą biedactwom męczyć te tomiszcza... - skarży się niejeden rodzic.
Ale tu się myli. Kto jak kto, ale nauczyciele są godni pochwały i dają dobry przykład. Dowód - statystyki. Co jakiś czas prasa ogłasza statystyki dotyczące czytelnictwa - i okazuje się, że pedagodzy są jak najbardziej cool. Jedna, dwie, trzy książki na rok - nie czytają więcej. Całkiem zresztą możliwe, że ich lektury to dzieła z serii Jak być nauczycielem i nie zwariować. Nie żadne tam pozytywizmy i dwudziestolecia. Light.
Życzliwa młodzieży polonistka z liceum ogłasza: Na przyszły tydzień Lalka, kochani! - I dodaje konspiracyjnym szeptem - Jakoś przebrniecie. Chociaż dziś to się już tego nie da czytać...
Czy wszystkie książki czeka koniec w płomieniach? Skądże. Od czasu do czasu objawia się Dzieło - coś, co koniecznie trzeba wchłonąć, skoro chce się płynąć z nurtem mody. Kiedy pojawia się Dzieło, wybucha euforia. Szał. Do podobnego ongiś doprowadzali Beatlesi swoich fanów. Ci, którzy Utworu nie mieli w rękach, niech się wstydzą - są w tyle. Dzieła to głos wielkiego świata: krzyczą ze stron czasopism, trąbią z odbiorników radiowych, epatują ze srebrnego ekranu. Wędrują ulicami. Podziwiamy je w postaci bridgetjonesów, za które przebrały się młode kobiety i harrypotterów zaludniających gimnazja (nie tylko - nawet domy starców).
W pogawędce na temat zainteresowań człowiek cool obwieszcza:
Czytam Carrolla (Kinga, Rowling, itp.)
Nie można powiedzieć: czytam Żeromskiego albo Nałkowską? - dociekam.
No co ty? - wybałuszone oczy. - Obciach.
Nawet dzieci pojmują zasady gry. Pytam znajomego dziesięciolatka:
Lubisz bajkę o Kopciuszku?
???
No, tę o biednej dziewczynce, macosze i dwóch złych siostrach...
Aha! - cieszy się - Cinderella!
Właśnie. Cinderella. Nie żaden tam głupi Kopciuszek, nawet dziecko to wie. Nie jestem trendy. Czas się nad sobą zastanowić. Mój regał też obciążają jakieś grubaśne tomy. I kurz.
Podchodzę do ogrodzenia. Sąsiedzi właśnie przerzucają książki Nowakowi za siatkę.
Proszę pana - pytam nieśmiało. - A może moje też pan weźmie? Przydadzą się.
Jasne. Niech pani przyniesie.
A co pan z nimi zrobi? - interesuję się. - Przeczyta pan?
He he - wybucha śmiechem. - A to pani wymyśliła... Zbieram makulaturę. Troszczę się o środowisko. Pani tego nie robi? Coś podobnego. Ekologia jest teraz bardzo trendy.
No, tak. Ja przecież nie jestem trendy...
|