 |
Typ nietypowy
Doczekałam się. Niestety. Liczyłam się wprawdzie z myślą, że to kiedyś może nastapić, ale w duchu marzyłam, że nie dotknie mnie aż tak bardzo. Aż nadszedł ten dzień, kiedy mój przyboczny mężczyzna, komentując moje (wydawało mi się, normalne i jak najbardziej na miejscu) zachowanie, wypowiedział dwa, jakże bolesne dla mnie, słowa: Typowa kobieta... Ja - typowa? To zdrajca! Zawsze powtarzał, że jestem jedyna i niepowtarzalna. A teraz co? Typowa! Serce mi zakołatało, przez głowę przeleciało stado nieokiełznanych myśli. Zaczęłam analizować zaistniałą sytuację: prawo jazdy mam od kilku lat, z bożą pomocą przejechałam kilkadziesiąt tysięcy, potrafię zatankować... O co mu jeszcze chodzi? Zatrzymałam się na czerwonym świetle, bo o ile dobrze pamiętam, tak należy robić. Akurat wiem, że to czerwone, jest długo czerwone, że nim mrugnie do mnie zielone, zdążę wykonać całe mnóstwo nie cierpiących zwłoki czynności. Przecież nie będę marnować czasu. No, przyznaję, kwestia czasu jest teraz wymówką, ale proszę mi wierzyć, nie zrobiłam niczego, co mogłoby zagrażać ruchowi drogowemu. Wyciągnęłam tylko kredkę do ust, aby poprawić makijaż. W pewnym wieku, każda kobieta odczuwa wewnętrzną potrzebę zatuszowania czegoś, bądź uwydatnienia czegoś innego. Ja też. Dlaczego więc, ten moment miałby być niewłaściwy dla wykonania takiej czynności? Kredka jest? Jest. Lusterko jest? Jest (nawet kilka - różne perspektywy!). Wolne ręce są? Są. Więc wszystko w porządku. I tylko dlatego mam być typowa?
Gdy teraz zastanawiam się nad tą moją typowością, przypomina mi się artykuł, zamieszczony w jednym z niemieckich czasopism: Typisch Frau. Niemieccy naukowcy opublikowali wyniki badań, przeprowadzonych właśnie w kwestii typowości kobiet (ta typowość ciężko przechodzi mi przez gardło... przez pióro zresztą też). Otóż, czego się dowiedziałam? A tego właśnie, że jestem mistrzynią w spóźnianiu się (wypraszam sobie!) Jestem plotkarą. No cóż... Przeciętnie, jednorazowo przez telefon rozmawiam 10,4 minuty (świeć Panie nad moim budżetem!). Okazało się także, że u mnie alkohol idzie prosto do krwi, a u faceta wspomaga go jakiś tam enzym (a kto im powiedział, że ja piję?). Jeżeli jestem ruda, to jestem zdradliwa. Szkoda tylko, że nie zbadali, która ruda bardziej zdradliwa: naturalna czy farbowana? I na koniec to, czego się obawiałam, a co potwierdził męski punkt widzenia mojego partnera: na każdym czerwonym świetle zerkam we wsteczne lusterko... No tak... Ale i tak pocieszający jest fakt, że typowa byłam tylko w zerkaniu, a to, że się malowałam, jest już moją indywidualną przypadłością. Wygrałam!
No cóż, miłe panie, nie pozostaje nic innego, jak walczyć dalej z wiatrakami i twierdzić, że każda z nas jest inna, albo przytaknąć mężczyznom. Niech im się zdaję, że czasami mają rację (nie mają!) Gdyby natomiast któraś z was miała nadmiar wolnego czasu, proponuję zająć się badaniem męskiej typowości. Od czego zaczniemy? Może na początek kwestia łysych, potem golenie, umiejętności kulinarne... Całość zamkniemy znajomością terminów typu: sukienka, spódnica, halka. Gdyby każda z nas potwierdziła postawione tezy własnymi doświadczeniami z obcowania z płcią brzydką, mogłoby to uzyskać miano naukowego uzasadnienia. Idąc za myślą oświeceniowych mędrców, iż badanie empiryczne jest podstawą naszej wiedzy, stwierdzam, że męski świat badać będę nadal. I niech mówi sobie kto chce, że jestem typowa. Ja i tak wiem, że nie.
I tym optymistycznym akcentem, moja droga, niepowtarzalna kobieto i równie miły, stereotypowy mężczyzno, żegnam się z wami, bo właśnie mam zielone światło...
|