Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie - Wydanie 2007/2008

Reportaż
Wywiad
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja

Pozostałe teksty w rozdziale

"Gazeta Wyborcza", 9.V.2008

Piotr Hamarnik, Joanna Jałowiec

Czas studenckiej beztroski

W czasach PRL-u były odskocznią od rzeczywistości, dziś mają posmak komercji i zakrapianego pikniku. 60-tysięczna społeczność studentów nie wyobraża sobie studiowania bez juwenaliów.

Fot. Michal Lepecki - Miasteczko studenckie AGH podczas Juwenaliów-wszechobecna atmosfera wielkiej fety
Fot. Michal Lepecki - Miasteczko studenckie AGH podczas Juwenaliów-wszechobecna atmosfera wielkiej fety

W Krakowie studenckie święto od lat wygląda tak samo: koncerty rockowe, jazzowe i reggae, wybory najmilszej studentki i najmilszego studenta, pochód na Rynek Główny. I choć formuła juwenaliów jest krytykowana za wtórność, brak polotu i urozmaiconej oferty, większość studentów wciąż uważa je za główny punkt programu całorocznych imprez i nie wyobraża sobie wygaśnięcia tej tradycji.

Postanowiliśmy z bliska przyglądnąć się, jak bawią się studenci w miasteczku studenckim Akademii Górniczo-Hutniczej. W centrum imprezowego tygla spędziliśmy pół nocy.

Grunt to zaopatrzenie

Punkt startowy juwenaliowej imprezy znajduje się pod sklepem spożywczo-monopolowym Lewiatan. Plakat "Kup 6 żywiec dostaniesz czapeczkę" zachęca kolejne grupki uśmiechniętych młodzieńców do wzmożonej konsumpcji. Ponieważ w tym roku, w ramach akcji ekologicznej, w czasie juwenaliów sklep nie rozdaje jednorazówek (a przynajmniej stara się tego nie robić), młodzież radzi sobie, taszcząc kolejne partie żółtego napoju w kartonach lub w rękach. Dominują najtańsze marki piwa.

Kamil, student III roku wydziału metalurgii (dostał czapeczkę za "6 żywiec"): - Jeszcze nie mamy pomysłu, w co przebrać się na pochód, ale myśleliśmy o wykorzystaniu puszek, w końcu uczymy się o metalach nieżelaznych - uśmiecha się.

Przed sklepem stoi kilkuosobowa grupa rozkrzyczanych młodych ludzi. Jeden z nich wyciąga do nas rękę. - Jak się bawicie? - pyta. Romek, student III roku pedagogiki z AP, chętnie zgadza się opisać nam swoje juwenalia. - To już trzecie, których jestem świadkiem, ale tak naprawdę dobrze bawię się po raz pierwszy - opowiada lekko niewyraŹnym głosem.

- Romuś, przestań smęcić, trzeba się napić! - przerywają nam rozmowę koledzy.

- Rzeczywiście, w trakcie juwenaliów odnotowujemy wzrost obrotów - informuje Jacek Niemczyk, menedżer sklepu. - Nie jest to jednak żadne szaleństwo. Co prawda, mocno wzrasta sprzedaż piwa w puszce, ale za to, z powodu częściowej prohibicji, tracimy na innych alkoholach - tłumaczy.

Tuż przy akademikach działa kilka klubów studenckich. O dziwo, ich pracownicy twierdzą, że w czasie juwenaliów z frekwencją nie jest najlepiej. - Spójrzcie na te pustki - Michał pokazuje nam opustoszałe stoliki w klubie Filutek. - W normalny dzień o tej porze sala pęka w szwach. Teraz to tylko czasem ktoś wpadnie i weŹmie piwo na wynos. No, może jeszcze skorzysta z toalety...

Wyścigi wózków i stateczny grill

Jesteśmy w centrum miasteczka. Na kilku placach pomiędzy niskimi akademikami (nazywanymi przez mieszkańców "jamnikami") kłębi się tłum. Na oko przynajmniej pięć tysięcy. Siedzą na kocach, pieką kiełbasę, rozmawiają, tańczą, grają w karty.

- ChodŹcie, zaśpiewajcie z nami - woła nas wysoka blondynka Iwona (III rok orientalistyki, UJ). Jej kolega z gitarą zaczyna grać "Whisky" Dżemu. Nucimy razem z nimi. Po kilku minutach przyłącza się Adam. Z dumą prezentuje przygotowaną specjalnie na czas juwenaliów fryzurę: niewielki irokez i wygolony z boku głowy napis "AGH".

Atmosfera wielkiej fety jest wszechobecna. - Juwenalia są czasem wielkiego oczyszczenia - tłumaczy Anka, studentka IV roku informatyki stosowanej na AGH. - Uciekamy od uczelni, odprężamy się, zapominamy o zbliżającej się sesji i codziennych problemach - wymienia jednym tchem. Obok niej kilka osób gra na bębnach, ktoś zaczyna tańczyć w rytm uderzeń. Spontanicznie tańczących ludzi można zresztą spotkać co krok.

Jeden z tematów rozmów: stroje i hasła na piątkowy pochód ulicami miasta, czyli główny punkt ogólnouczelnianych uroczystości. Studenci przebierali się już za 300 spartan, drzewa, szczoteczki do zębów, muchomory... Zawsze sprawdzają się aluzje do aktualnych wydarzeń. Na przykład w czasie rządów PiS-u przebrani za kaczki nieśli hasła: "W kraju Giertycha i Leppera inteligencja umiera".

- W tym roku nie ma motywu przewodniego. Każdy musi liczyć na własną wyobraŹnię - mówią nam studenci.

- Juwenalia to czas kumulacji dziwnych, szalonych pomysłów - dodaje Iwona.

Czasem te pomysły wyglądają jednak mało oryginalnie. Z okien wysokich akademików już nie raz wylatywały zepsute, przerdzewiałe pralki, lodówki, komputery. Te, które nie rozpadły się całkiem po zetknięciu z ziemią, już na dole dalej rozkładano na części pierwsze. Studentom zdarza się też pożyczać sklepowe wózki i urządzać wyścigi po całym miasteczku.

- W zeszłym roku w centrum miasteczka grupka studentów znalazła opuszczonego "małego". Najpierw go poprzewracali i poobijali, a póŹniej podpalili - opowiada jeden z uczestników zdarzenia. Interweniowała straż. Podczas gaszenia auta rozochoceni żacy zaczęli skandować: "Tak się bawi, tak się bawi a-gie-ha!" i "Dziękujemy".

- PóŹniej było jeszcze śmieszniej - relacjonuje student. - Paru moich kolegów próbowało częstować strażaków wódką. Znalazł się nawet taki jeden, który chciał osobiście pomóc straży i z opuszczonymi spodniami postanowił ugasić pożar własnymi środkami - śmieje się. Całe zdarzenie zostało sfilmowane, do tej pory cieszy się dużą popularnością w internecie.

Akademikówka

Od godz. 22 wszystkie sklepy w pobliżu miasteczka są już zamknięte na cztery spusty. Na pobliskiej stacji benzynowej trudno już dostać alkohol. - Najlepszym rozwiązaniem na takie problemy jest robiona w zaciszu pokoju "akademikówka" - śmieje się jeden z jej wytwórców.

- "Akademikówka" to główna broń studentów w nierównej walce z monopolem producentów alkoholów wysokoprocentowych - tłumaczy Marek, jeden z miasteczkowych bimbrowników. Podaje nieskomplikowany przepis: - Do dwóch litrów spirytusu wlewamy dwa litry innego napoju, na przykład wyciśniętego soku z cytryny. Do smaku można jeszcze dodać cukru. PóŹniej musi się to "zagryŹć" kilka dni w lodówce. Trunek sprzedaję po 9 zł za pół litra. Na juwenalia zdarza się, że opchnę i 200 litrów.

Fot. Michal Lepecki - Akademikówkę rozlewa się do plastikowych butelek
Fot. Michal Lepecki - Akademikówkę rozlewa się do plastikowych butelek

Rodzajów i smaków jest co nie miara. - Osobiście najbardziej odpowiada mi "żurawinówka", ale największą popularnością od lat cieszy się "cytrynówka". Z kolei w tym roku nowością jest mieszanka spirytusu, portera i sprite'a - ciągnie ze znawstwem Marek.

Sprawdzamy, czy trudno kupić "akademikówkę". Stajemy pod jednym z wysokich domów studenckich w centrum miasteczka i zagadujemy pierwszych z brzegu studentów: - Gdzie tu można kupić dobry alkohol?

- A wypijecie go z nami? - słyszymy.

Obiecujemy i dostajemy od razu numer do pokoju. Do akademika wchodzimy bez większych problemów - wystarczy podać... numer pokoju. Krótka przejażdżka windą. W pokoju zastajemy troje mieszkańców i kilkanaście plastikowych baniaków po wodzie mineralnej. Wszystkie puste. - Zostaliśmy poleceni... - zaczynam nieśmiało. - Bez zbędnych formalności, ile i co chcecie? - nie patyczkuje się z nami sprzedawca. Po chwili opuszczamy akademik, dzierżąc pod pachą plastikowy pojemnik z modną "cytrynówką".

Bo fantazja jest od tego...

Na ławeczce przed Stokrotką natrafiamy na pierwszą ofiarę imprezy - oczy zamknięte, podwinięta kurtka odsłoniła plecy. Koledzy próbują podnieść upojonego do nieprzytomności imprezowicza, ale po chwili rezygnują i ruszają dalej. Ktoś wysypuje żar z grilla wprost na chodnik. Ktoś inny zagarnia żarzący się węgiel pod ławkę. Ramię pijanego studenta upada bezwładnie w dół, dłoń ląduje wprost w ciepłych węgielkach. Przechodnie podnoszą ramię leżącego, ale ono co chwilę osuwa się w dół. Wracają koledzy. - Uważajcie, bo się chłopak przypala - zwraca uwagę jakaś dziewczyna. - Nic mu nie będzie, nie takie rzeczy przechodził - komentują towarzysze.

Wojciech Krawczyński z krakowskiego oddziału PCK od lat organizuje pomoc medyczną podczas dużych imprez juwenaliowych. - W porównaniu z ubiegłymi latami jest dużo lepiej - opowiada. - Poprawiła się organizacja studenckiego święta. Dziś odnotowujemy tylko lekkie urazy i normalne podczas dużych imprez omdlenia - dodaje. Przyznaje, że kiedyś studencka "fantazja'' była dużo większa. - Pamiętam, jak kilka lat temu, podczas Czyżynaliów, tuż za moimi plecami wylądowała lodówka wyrzucona z ostatniego piętra akademika - wspomina ratownik. - Mieliśmy dużo szczęścia, że nikt wtedy nie ucierpiał. Sprawcy byli pod wpływem alkoholu i za bardzo nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego to zrobili. Dziś na szczęście do takich wypadków już nie dochodzi - uspokaja. Choć przyznaje, że sytuacje niebezpieczne wciąż się zdarzają. - Niektórzy zdają się nie mieć granic w piciu - mówi Krawczyński. - Wielu traci przytomność, część kończy w izbie wytrzeŹwień lub na odtruciu.

Władze miasteczka studenckiego na czas juwenaliów angażują dodatkowe siły. - Mobilizujemy większą liczbę ochroniarzy pilnujących bezpieczeństwa studentów - informuje Kazimierz Godlewski, dyrektor miasteczka. - Ponadto w każdym akademiku rezyduje dodatkowy portier, który ma obowiązek czuwać, by nie doszło do tragedii.

Pierwsza noc tegorocznych juwenaliów minęła nadzwyczaj spokojnie. Obyło się bez pogotowia i policji. Modlimy się, żeby podobnie było już do końca.

Dobra zabawa czy coroczna nuda?

Wojtek studiuje biologię na Akademii Pedagogicznej. - Juwenalia przeżywam pierwszy raz i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony - zachwyca się. - Wystarczy spojrzeć na tych ludzi. Wszyscy dobrze się bawią, atmosferę wielkiego studenckiego święta widać na każdym kroku.

Z opinią Wojtka nie zgadza się Krzysiek, student IV roku odlewnictwa, AGH. - Dla mnie oferta juwenaliów jest nudna. Z roku na rok nic się nie zmienia. Koncerty dają te same zespoły, korowód niczym nikogo nie zaskakuje. Tak naprawdę, gdyby nie wielka impreza na boisku między akademikami, to wolałbym pojechać do domu.

Podobne zdanie mają Ania i Iwona, III rok AWF-u. - Na jutrzejszy koncert nie wybieramy się, byłyśmy rok temu. Wystarczy - mówią. - Wolimy pobawić się w gronie przyjaciół. Poza tym na koncertach to tylko piwo pić można.

- Może doczekamy się rozgrywek sportowych? Wielkie międzyuczelniane zawody to byłoby coś - mówi Kamila. - Pewnie, że nie jestem maniaczką piłki nożnej, ale cała zabawa polegałaby na dopingu kolegów. Już widzę drużynę wesołych czirliderek!

Bogdan Ingersleben z radia akademickiego uważa, że studenci mają pomysły na ciekawą zabawę: - Wystarczy przyjrzeć się juwenaliom organizowanym przez poszczególne uczelnie. Na politechnice buduje się wyspę skarbów, na Uniwersytecie Ekonomicznym jest turniej pokera, są rozgrywki sportowe i inne imprezy tematyczne. Główny nurt juwenaliów skupia się na wyborach najmilszej studentki, wielkich koncertach plenerowych i pochodzie na Rynek. Pod koniec tygodnia, kiedy studenci mają godziny rektorskie, lokalne imprezy się kończą i nie dzieje się zwykle nic specjalnie interesującego. Moim zdaniem juwenalia powinno się skondensować, tak by trwały np. od środy do niedzieli. Przed południem studenci mogliby wybierać w atrakcjach na swojej uczelni, a wieczorami spotykać się na dużych imprezach.

Inna twarz studenckiego święta

Juwenalia to nie tylko koncerty, balangi do białego rana czy kabaretony, ale także kultura wyższa. Taką tezę postanowili obronić studenci Akademii Sztuk Pięknych, autorzy imprezy "Integralia - druga twarz juwenaliów". - Mamy poczucie, że istnieje spora luka związana z tak zwaną kulturą wysoką - wyjaśnia Anna Pichura, jedna z organizatorek imprezy. Tłumaczy, że oprócz wielkich plenerowych koncertów studenci powinni mieć także możliwość wybrania się na ciekawą wystawę, wernisaż czy spektakl teatralny. - Właśnie tego typu wydarzenia uwzględniliśmy w naszym programie.

Czy udało się zachęcić studentów do uczestnictwa w Integraliach? - Jesteśmy zadowoleni, bo wszystkie wydarzenia się odbyły. Z frekwencją bywało różnie: raz sala była wypełniona po brzegi, na części imprez publiczność nie dopisała - mówi Pichura. Inny sposób na zaoferowanie czegoś nowego podczas juwenaliów znaleŹli studenci z Uniwersytetu Ekonomicznego. - Udało nam się zorganizować wielki turniej pokerowy - chwali się Paweł Świtalski z samorządu UEK. - Zainteresowanie było ogromne. W imprezie wzięło udział przeszło 120 graczy, a jestem pewien, że chętnych było co najmniej trzy razy tylu.

Nie wchodzą sobie w drogę

O północy zabawa w miasteczku trwa w najlepsze. Dwie dziewczyny zczepione ze sobą rękami przewracają się i podnoszą, upadają na betonowe alejki. Walce na niby kibicuje grupka kilkunastu studentów. Z okien Filutka dobiega muza techno. Dwóch młodzieńców wygina się w dzikim tańcu. Obok jakiś chłopak gra na gitarze, ruchy ust wskazują, że również śpiewa, ale jego głos zagłusza muzyka z okna. Kawałek wolnej przestrzeni za boiskiem, na którym niestrudzeni studenci wciąż grają w piłkę, posłużył dwóm kolegom jako arena walki. Rodzaj broni - dwa wyciągnięte z ziemi ponaddwumetrowe pale z powiewającymi u góry jednorazowymi reklamówkami. Niektórzy na chwiejnych nogach wracają do akademików. Dla innych to będzie pracowita noc. Pan Edek (czapeczka z daszkiem, wiatrówka, ciągnie po ziemi czarny worek), choć ma kilkadziesiąt lat na karku, w juwenaliach uczestniczy już 16. raz. Ze studentami egzystuje w idealnej symbiozie - oni produkują puste puszki i butelki, on, niczym pracowita mrówka, oczyszcza teren. 54 puszki to jeden kilogram. Za tyle aluminium dostanie w skupie 4 zł. A co sądzi o juwenaliach?

- Zaj... jest! - podkreśla, gestykulując ręką.

Ile można zarobić?

- Dużo, nawet stówę dziennie.

A ilu jest tu takich jak pan?

- Nawet 50. Ale nie wchodzimy sobie w drogę. Dla każdego wystarczy. Do zobaczenia, kierowniku - rzuca na pożegnanie.

Historia studenckiego święta

Pierwszy raz Kraków został oddany w ręce studentów w czasach odwilży, w roku 1957. Juwenalia były potem organizowane co roku i żyło nimi niemalże całe miasto. Studenci, podobnie jak dzisiaj, przebierali się za milicjantów i radzieckich żołnierzy, rzecz jasna, miało to inną wymowę. Ten etap juwenaliów skończył się w 1977 roku, kiedy SB zabiła przy ul. Szewskiej studenta polonistyki Stanisława Pyjasa.

Dla "Gazety": Dr Andrzej Nowakowski wykładowca UJ i dyrektor wydawnictwa Universitas.

Kiedy pytam moich studentów o juwenalia, widzę kamienne twarzyczki bez śladu przeżycia. A dla mnie to był jeden z najszczęśliwszych momentów w życiu. W moich czasach juwenalia to było coś, czego nie da się zestawić ani porównać z żadnym innym przedsięwzięciem kulturalnym, coś absolutnie niezwykłego. Byliśmy dumni z tego, że jesteśmy razem i fantastycznie się bawimy. Nie było tyle alkoholu co teraz, zabawy opierały się na inwencji własnej. Miało się poczucie, że kultura studencka ma charakter kultury wysokiej, inteligenckiej. W ramach juwenaliów odbywał się m.in. festiwal piosenki studenckiej, liczne kabarety, występy, wreszcie uliczne zabawy, które ogarniały całe przedmieście. Lepszego święta wspólnoty jak w latach 70. nie było.

Momentem krytycznym było zabójstwo Staszka Pyjasa. Coś pękło, studencka zabawa obejrzała się w dziwnym zwierciadle, została zderzona z niesłychanie brutalną rzeczywistością, a w świadomości zbiorowej pojawił się znak zapytania: czy można się tak bezkarnie cieszyć?

Obecnie juwenalia nie mają nic wspólnego z juwenaliami z czasów mojej młodości. Dziś to czysta, przaśna rozrywka, czasem spod znaku rozwydrzonych Anglików.

_____________________

Tekst przygotowany przez absolwentkę Studium Dziennikarskiego, dziennikarkę Gazety Wyborczej, panią red. Joannę Jałowiec i tegorocznego stażystę Studium Dziennikarskiego Piotra Hamarnika

http://serwisy.gazeta.pl/edukacja/1,87182,5195142.html

Copyright © Studium Dziennikarskie 2007 - 2008
Studium Dziennikarskie |Akademia Pedagogiczna |Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja