Rozmowa z Krzysztofem Gawłem - studentem IV roku filozofii w Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Joanna Garbulińska
Życie z pasją
Czasem nie trzeba daleko szukać aby znaleźć osobę, która żyje z pasją. Wystarczy otworzyć oczy i rozejrzeć się dookoła. Rozmowa z Krzysztofem Gawłem - studentem IV roku filozofii w Akademii Pedagogicznej im. KEN w Krakowie, miłośnikiem siatkówki, instruktorem pierwszej pomocy i wolontariuszem WOŚP.
Joanna Garbulińska: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z wolontariatem i Fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Krzysztof Gaweł: Kiedy jeździłem na Woodstock - na pierwszy, mając szesnaście lat, uciekłem z domu - niesamowita atmosfera, przeżycia spowodowały, że chętnie tam wracałem. Od tamtej pory będąc corocznym uczestnikiem Przystanku stwierdziłem, że chciałbym być w służbie porządkowo - medycznej, która organizuje i zabezpiecza festiwal. Nieodzownym krokiem do tego było szkolenie Pokojowego Patrolu. Na I roku studiów nareszcie udało mi się zrealizować marzenie, które z powodu braku czasu odkładałem od dwóch lat. Wczesną wiosną 2005 roku przeszedłem tzw. "jedynkę", czyli obowiązkowe szkolenie. Później jako "czerwona koszulka" pracowałem na Woodstocku.
Co oprócz woodstockowej atmosfery sprawiło, że poszedłeś tą, a nie inną drogą?
Pojawiła się taka myśl, by zrobić w życiu coś innego i bardziej pożytecznego niż spędzanie czasu przed telewizorem czy komputerem. Warto być aktywnym. Była i jest też chęć do tego żeby wypróbować umiejętność współpracy z innymi.
Jakie cechy według ciebie mają osoby, które przychodzą do Fundacji i chcą pomagać?
Na pewno jest to mieszanka osobowości. Do Pokojowego Patrolu pozyskujemy wolontariuszy nie różnicując ich pod względem koloru skóry, wyznawanej religii, głoszonych przekonań. Liczy się serce, to co mogą nam dać. My nie mówimy nikomu w co ma wierzyć, jak myśleć. Zgłaszający się ludzie wiedzą czego chcą - dla wspólnego dobra, bez względu na sympatię czy awersję, wykonują powierzone zadania - czy to podczas Woodstocku, Finału czy współorganizowanych imprez. Przychodzą osoby z rozmaitych środowisk, w różnym wieku - nie tylko młodzież, ale także starsi.
Co należy do najbardziej pozytywnych momentów, co jest dla ciebie nagrodą za działalność?
Posłużę się przykładem Przystanku Woodstock, gdyż jest to nasz najdłuższy i najbardziej reprezentatywny wolontariat w ciągu roku. Sam festiwal trwa dwa dni, ale praca przy jego organizacji zajmuje o wiele więcej czasu. Na prawie dwa tygodnie przed samą imprezą przyjeżdżam na miejsce razem z kilkoma osobami i wspólnie budujemy infrastrukturę - począwszy od ustawiania płotków, przygotowywania pola namiotowego, budowy wiosek dla grup Pokojowego Patrolu po pilnowanie terenu i postawionych na nim elementów. Wielkim przeżyciem jest to kiedy na zakończenie Woodstocku wychodzimy na scenę, pod którą zgromadzone są setki tysięcy osób bawiących się na Przystanku. Miło jest mieć swój mały wkład w to niesamowite wydarzenie - być częścią grupy przygotowującej wszystko i czuwającej nad bezpieczeństwem uczestników.
A co z mniej przyjemnymi chwilami, czy mają miejsce?
Rzeczywiście trudne momenty zdarzają się - czasem z powodu fizycznego czy psychicznego zmęczenia, czasem ma się po prostu gorszy dzień. Nad wszystkim czuwają liderzy, którzy pomagają rozwiązywać problemy, łagodzą spięcia. Jednak nie ma większych kłopotów z wolontariuszami, ponieważ jeśli zdarzają się osoby, które przyjeżdżają tylko po to żeby popatrzeć, poobijać się, to zazwyczaj już więcej się nie pojawiają po raz kolejny.
Chciałbyś być takim liderem?
Nie chciałbym. Ja mam trochę inne zadania. W Pokojowym Patrolu jest pewna hierarchia ale z niej są wyłączone niektóre osoby, na przykład ja. Należę do ludzi pracujących przed Woodstockiem przed jego rozpoczęciem. Jeśli w czasie trwania samego Przystanku są jakieś problemy z infrastrukturą, to jestem potrzeby do tego żeby takie sprawy rozwiązywać na miejscu, być do dyspozycji centrum dowodzenia, a nie być przy grupie, dowodzić nią. Ja jestem w organizacji dość krótko, bo 3 lata, a liderzy to bardziej zasłużeni ludzie którzy działają dłużej. Poza tym nie mam jakichś ambicji na to żeby zdobywać władzę.
A co poza Woodstockiem, finałową zbiórką pieniędzy? Jak wygląda praca Fundacji na co dzień?
Ludzie zazwyczaj myślą, że fundacja to tylko jednodniowy finał w styczniu i dwa dni wakacyjnej imprezy, a tak naprawdę w roku jedynymi wolnymi dniami w pracy fundacji są święta i dwa tygodnie urlopu tuż po Woodstocku. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pracuje przez cały rok - prowadzi cztery projekty medyczne i jeden edukacyjny. Zatrudnionych jest szesnaście osób, ale współpracowników jest o wiele więcej, bo prawie dwustu. Przez cały czas jeździmy do szkół z programem poświęconym pierwszej pomocy, a także nieustannie trwa zakup sprzętu medycznego, którym wyposażamy szpitale, ponieważ Ministerstwo Zdrowia niestety nie robi tego w należyty sposób. Model działania wypracowany przez WOŚP to kilkanaście lat pracy, a Przystanek to w zasadzie podziękowanie za styczniowy Finał - zimową zbiórkę pieniędzy - nierzadko w mrozie, przy padającym śniegu. W marcu następuje rozliczenie. Natomiast samo przygotowanie Woodstocku to około cztery miesiące pracy - od marca do lipca. Wrzesień to czas rozpoczęcia przygotowań kolejnego Finału. Jest dużo do zrobienia, nie narzekamy na nadmiar wolnego czasu.
Należysz do grona osób zaangażowanych w działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie tylko jako wolontariusz.
Tak, Fundacja jest otwarta na współpracę dla osób, które mają czas i wykazują taką gotowość. Ja już od dwóch lat jestem instruktorem pierwszej pomocy w prężnie działającym programie edukacyjnym dla szkół Ratujemy Uczymy Ratować. Polega on na tym, że jeździmy po całej Polsce i w ciągu trzech dni danego tygodnia pokazujemy nauczycielom jak nieść pierwszą pomoc w różnych sytuacjach i przekazujemy sprzęt do nauki. Oni następnie przekazują uczniom wiedzę zdobytą podczas szkolenia.
Jak wszystko godzisz? Czy masz jakąś hierarchię w życiu, co jest najważniejsze?
Jako takiej hierarchii nie ma. Fundacja jest bardzo ważna, po części jest życiem, bo z programem RUR wyjeżdżam prawie na cały tydzień, co najbardziej odbija się na mojej największej życiowej pasji związanej z siatkówką - opuszczam treningi w klubie, a także część zajęć na uczelni. Później gdy wracam lub gdy są tygodnie podczas których nie wyjeżdżamy, bo na przykład są święta i nie może być trzech szkoleń w tygodniu, czyli tylu ile zawsze jest, to wracam do Krakowa i wszystko porządkuję. Staram się być na bieżąco. W tej chwili jednak chyba najważniejsze są studia. To wstęp do dalszego życia, rozwoju. Czasami jest tak, że trzeba zrezygnować z wyjazdu, bo jest kolokwium czy inna ważna sprawa. Na szczęście udało mi się tak trafić, że moja szefowa na tyle mnie rozumie i wie, że nauka jest istotna. Nie robi mi problemów kiedy muszę opuścić dzień po to aby być na uczelni. Na razie udaje się to pogodzić i nie było większych problemów ze zdawaniem kolejnych sesji.
Niestety często jedyna aktywność sportowa na którą mogę sobie pozwolić to wieczorne bieganie podczas wyjazdów. Aby nie tracić aktywnego kontaktu z siatkówką, to gdy jestem w Krakowie, kiedy tylko mogę, to bardzo chętnie zmierzam na salę. W dalszym ciągu jednak w sezonie sędziuję mecze siatkówki - wówczas staram się spędzać weekendy w mieście. Na bieżąco też śledzę wyniki, czytam prasę - bo chociaż w ten sposób mam styczność z tym co bardzo lubię i od czego trudno byłoby mi odejść.
Czy jednak prowadząc tak aktywny tryb życia nie potrzeba jakiegoś arystotelesowskiego "złotego środka"?
Hm, staram się działać doraźnie i cały czas czytać aby nie wypaść z obiegu. Zawsze znajdzie się ktoś, kto na studiach pomoże mi na bieżąco odnaleźć się w tym co robimy. Trzeba przyznać, że zdarzają się straty związane z faktem, że z powodu nieobecności wiele rzeczy mnie mija - jakieś procesy społeczne, czy to, że samo przyswajanie wiedzy jest bardziej zindywidualizowane, ponieważ muszę to robić sam, aczkolwiek chyba przez dwa lata się do tego przyzwyczaiłem, radzę sobie z samodzielnym czytaniem tego, załatwianiem. Muszę też podkreślić, że wykładowcy jako osoby dosyć otwarte i pozytywnie nastawione do takich działań jak moje czasem przez pryzmat Fundacji przymykają oko na to, że mnie nie ma, czy też pozwalają mi zdawać jeszcze raz gdy się coś nie uda.
Jakie masz plany związane z przyszłością? Czy zastanawiałeś się które elementy tego co robisz dotychczas przetrwają na dłużej, a co ulegnie większym zmianom?
Przede wszystkim nie planuję dalekiej przyszłości - to nie ma sensu. Życie jest bardzo zaskakujące - w zasadzie trudno jest przewidzieć co się wydarzy. Ja jestem przyzwyczajony do zmian. Na szkolenia zwykle wyjeżdżamy w poniedziałek, ale o miejscu szkolenia dowiadujemy się w piątek, czyli na trzy dni przed nimi. To także uczy bycia gotowym na zmiany. Natomiast jeśli mowa o kontynuowaniu działań, to będzie różnie - nie zakładam tego, że zawsze będę pracować dla fundacji, bo tak jak wspomniałem - na stałą współpracę może liczyć niewiele osób, ponieważ taka jest między innymi ustawa o organizacjach pozarządowych - nie mogą być zbyt obszerne kadrowo aby nie wydawać za dużych sum na inne cele niż te zapisane w statucie. Natomiast na pewno chciałbym skończyć studia, może zacząć kolejne, gdyż pęd do wiedzy jaki mam jest wielki. Myślę o tym żeby nie przestać się rozwijać i nadal zdobywać nowe umiejętności. W życiu nigdy nie wiadomo gdzie się trafi i która z nich się przyda. Dlatego warto poznawać ludzi, różne miejsca, szkolić i doskonalić się w różnych dziedzinach. Nigdy nie pomyślałem, że kiedykolwiek przyda mi się znajomość pierwszej pomoc, a teraz okazało się, że uczę tego innych ludzi. To wszystko dwa lata temu było dla mnie niespodziewane i w zasadzie stało się przypadkiem. Jestem otwarty na to, co się będzie działo.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Dzięki.
Czasem nie trzeba daleko szukać aby znaleźć osobę, która żyje z pasją. Wystarczy otworzyć oczy i rozejrzeć się dookoła. Rozmowa z Krzysztofem Gawłem - studentem IV roku filozofii w Akademii Pedagogicznej im. KEN w Krakowie, miłośnikiem siatkówki, instruktorem pierwszej pomocy i wolontariuszem WOŚP.
Joanna Garbulińska: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z wolontariatem i Fundacją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Krzysztof Gaweł: Kiedy jeździłem na Woodstock - na pierwszy, mając szesnaście lat, uciekłem z domu - niesamowita atmosfera, przeżycia spowodowały, że chętnie tam wracałem. Od tamtej pory będąc corocznym uczestnikiem Przystanku stwierdziłem, że chciałbym być w służbie porządkowo - medycznej, która organizuje i zabezpiecza festiwal. Nieodzownym krokiem do tego było szkolenie Pokojowego Patrolu. Na I roku studiów nareszcie udało mi się zrealizować marzenie, które z powodu braku czasu odkładałem od dwóch lat. Wczesną wiosną 2005 roku przeszedłem tzw. "jedynkę", czyli obowiązkowe szkolenie. Później jako "czerwona koszulka" pracowałem na Woodstocku.
Co oprócz woodstockowej atmosfery sprawiło, że poszedłeś tą, a nie inną drogą?
Pojawiła się taka myśl, by zrobić w życiu coś innego i bardziej pożytecznego niż spędzanie czasu przed telewizorem czy komputerem. Warto być aktywnym. Była i jest też chęć do tego żeby wypróbować umiejętność współpracy z innymi.
Jakie cechy według ciebie mają osoby, które przychodzą do Fundacji i chcą pomagać?
Na pewno jest to mieszanka osobowości. Do Pokojowego Patrolu pozyskujemy wolontariuszy nie różnicując ich pod względem koloru skóry, wyznawanej religii, głoszonych przekonań. Liczy się serce, to co mogą nam dać. My nie mówimy nikomu w co ma wierzyć, jak myśleć. Zgłaszający się ludzie wiedzą czego chcą - dla wspólnego dobra, bez względu na sympatię czy awersję, wykonują powierzone zadania - czy to podczas Woodstocku, Finału czy współorganizowanych imprez. Przychodzą osoby z rozmaitych środowisk, w różnym wieku - nie tylko młodzież, ale także starsi.
Co należy do najbardziej pozytywnych momentów, co jest dla ciebie nagrodą za działalność?
Posłużę się przykładem Przystanku Woodstock, gdyż jest to nasz najdłuższy i najbardziej reprezentatywny wolontariat w ciągu roku. Sam festiwal trwa dwa dni, ale praca przy jego organizacji zajmuje o wiele więcej czasu. Na prawie dwa tygodnie przed samą imprezą przyjeżdżam na miejsce razem z kilkoma osobami i wspólnie budujemy infrastrukturę - począwszy od ustawiania płotków, przygotowywania pola namiotowego, budowy wiosek dla grup Pokojowego Patrolu po pilnowanie terenu i postawionych na nim elementów. Wielkim przeżyciem jest to kiedy na zakończenie Woodstocku wychodzimy na scenę, pod którą zgromadzone są setki tysięcy osób bawiących się na Przystanku. Miło jest mieć swój mały wkład w to niesamowite wydarzenie - być częścią grupy przygotowującej wszystko i czuwającej nad bezpieczeństwem uczestników.
A co z mniej przyjemnymi chwilami, czy mają miejsce?
Rzeczywiście trudne momenty zdarzają się - czasem z powodu fizycznego czy psychicznego zmęczenia, czasem ma się po prostu gorszy dzień. Nad wszystkim czuwają liderzy, którzy pomagają rozwiązywać problemy, łagodzą spięcia. Jednak nie ma większych kłopotów z wolontariuszami, ponieważ jeśli zdarzają się osoby, które przyjeżdżają tylko po to żeby popatrzeć, poobijać się, to zazwyczaj już więcej się nie pojawiają po raz kolejny.
Chciałbyś być takim liderem?
Nie chciałbym. Ja mam trochę inne zadania. W Pokojowym Patrolu jest pewna hierarchia ale z niej są wyłączone niektóre osoby, na przykład ja. Należę do ludzi pracujących przed Woodstockiem przed jego rozpoczęciem. Jeśli w czasie trwania samego Przystanku są jakieś problemy z infrastrukturą, to jestem potrzeby do tego żeby takie sprawy rozwiązywać na miejscu, być do dyspozycji centrum dowodzenia, a nie być przy grupie, dowodzić nią. Ja jestem w organizacji dość krótko, bo 3 lata, a liderzy to bardziej zasłużeni ludzie którzy działają dłużej. Poza tym nie mam jakichś ambicji na to żeby zdobywać władzę.
A co poza Woodstockiem, finałową zbiórką pieniędzy? Jak wygląda praca Fundacji na co dzień?
Ludzie zazwyczaj myślą, że fundacja to tylko jednodniowy finał w styczniu i dwa dni wakacyjnej imprezy, a tak naprawdę w roku jedynymi wolnymi dniami w pracy fundacji są święta i dwa tygodnie urlopu tuż po Woodstocku. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pracuje przez cały rok - prowadzi cztery projekty medyczne i jeden edukacyjny. Zatrudnionych jest szesnaście osób, ale współpracowników jest o wiele więcej, bo prawie dwustu. Przez cały czas jeździmy do szkół z programem poświęconym pierwszej pomocy, a także nieustannie trwa zakup sprzętu medycznego, którym wyposażamy szpitale, ponieważ Ministerstwo Zdrowia niestety nie robi tego w należyty sposób. Model działania wypracowany przez WOŚP to kilkanaście lat pracy, a Przystanek to w zasadzie podziękowanie za styczniowy Finał - zimową zbiórkę pieniędzy - nierzadko w mrozie, przy padającym śniegu. W marcu następuje rozliczenie. Natomiast samo przygotowanie Woodstocku to około cztery miesiące pracy - od marca do lipca. Wrzesień to czas rozpoczęcia przygotowań kolejnego Finału. Jest dużo do zrobienia, nie narzekamy na nadmiar wolnego czasu.
Należysz do grona osób zaangażowanych w działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie tylko jako wolontariusz.
Tak, Fundacja jest otwarta na współpracę dla osób, które mają czas i wykazują taką gotowość. Ja już od dwóch lat jestem instruktorem pierwszej pomocy w prężnie działającym programie edukacyjnym dla szkół Ratujemy Uczymy Ratować. Polega on na tym, że jeździmy po całej Polsce i w ciągu trzech dni danego tygodnia pokazujemy nauczycielom jak nieść pierwszą pomoc w różnych sytuacjach i przekazujemy sprzęt do nauki. Oni następnie przekazują uczniom wiedzę zdobytą podczas szkolenia.
Jak wszystko godzisz? Czy masz jakąś hierarchię w życiu, co jest najważniejsze?
Jako takiej hierarchii nie ma. Fundacja jest bardzo ważna, po części jest życiem, bo z programem RUR wyjeżdżam prawie na cały tydzień, co najbardziej odbija się na mojej największej życiowej pasji związanej z siatkówką - opuszczam treningi w klubie, a także część zajęć na uczelni. Później gdy wracam lub gdy są tygodnie podczas których nie wyjeżdżamy, bo na przykład są święta i nie może być trzech szkoleń w tygodniu, czyli tylu ile zawsze jest, to wracam do Krakowa i wszystko porządkuję. Staram się być na bieżąco. W tej chwili jednak chyba najważniejsze są studia. To wstęp do dalszego życia, rozwoju. Czasami jest tak, że trzeba zrezygnować z wyjazdu, bo jest kolokwium czy inna ważna sprawa. Na szczęście udało mi się tak trafić, że moja szefowa na tyle mnie rozumie i wie, że nauka jest istotna. Nie robi mi problemów kiedy muszę opuścić dzień po to aby być na uczelni. Na razie udaje się to pogodzić i nie było większych problemów ze zdawaniem kolejnych sesji.
Niestety często jedyna aktywność sportowa na którą mogę sobie pozwolić to wieczorne bieganie podczas wyjazdów. Aby nie tracić aktywnego kontaktu z siatkówką, to gdy jestem w Krakowie, kiedy tylko mogę, to bardzo chętnie zmierzam na salę. W dalszym ciągu jednak w sezonie sędziuję mecze siatkówki - wówczas staram się spędzać weekendy w mieście. Na bieżąco też śledzę wyniki, czytam prasę - bo chociaż w ten sposób mam styczność z tym co bardzo lubię i od czego trudno byłoby mi odejść.
Czy jednak prowadząc tak aktywny tryb życia nie potrzeba jakiegoś arystotelesowskiego "złotego środka"?
Hm, staram się działać doraźnie i cały czas czytać aby nie wypaść z obiegu. Zawsze znajdzie się ktoś, kto na studiach pomoże mi na bieżąco odnaleźć się w tym co robimy. Trzeba przyznać, że zdarzają się straty związane z faktem, że z powodu nieobecności wiele rzeczy mnie mija - jakieś procesy społeczne, czy to, że samo przyswajanie wiedzy jest bardziej zindywidualizowane, ponieważ muszę to robić sam, aczkolwiek chyba przez dwa lata się do tego przyzwyczaiłem, radzę sobie z samodzielnym czytaniem tego, załatwianiem. Muszę też podkreślić, że wykładowcy jako osoby dosyć otwarte i pozytywnie nastawione do takich działań jak moje czasem przez pryzmat Fundacji przymykają oko na to, że mnie nie ma, czy też pozwalają mi zdawać jeszcze raz gdy się coś nie uda.
Jakie masz plany związane z przyszłością? Czy zastanawiałeś się które elementy tego co robisz dotychczas przetrwają na dłużej, a co ulegnie większym zmianom?
Przede wszystkim nie planuję dalekiej przyszłości - to nie ma sensu. Życie jest bardzo zaskakujące - w zasadzie trudno jest przewidzieć co się wydarzy. Ja jestem przyzwyczajony do zmian. Na szkolenia zwykle wyjeżdżamy w poniedziałek, ale o miejscu szkolenia dowiadujemy się w piątek, czyli na trzy dni przed nimi. To także uczy bycia gotowym na zmiany. Natomiast jeśli mowa o kontynuowaniu działań, to będzie różnie - nie zakładam tego, że zawsze będę pracować dla fundacji, bo tak jak wspomniałem - na stałą współpracę może liczyć niewiele osób, ponieważ taka jest między innymi ustawa o organizacjach pozarządowych - nie mogą być zbyt obszerne kadrowo aby nie wydawać za dużych sum na inne cele niż te zapisane w statucie. Natomiast na pewno chciałbym skończyć studia, może zacząć kolejne, gdyż pęd do wiedzy jaki mam jest wielki. Myślę o tym żeby nie przestać się rozwijać i nadal zdobywać nowe umiejętności. W życiu nigdy nie wiadomo gdzie się trafi i która z nich się przyda. Dlatego warto poznawać ludzi, różne miejsca, szkolić i doskonalić się w różnych dziedzinach. Nigdy nie pomyślałem, że kiedykolwiek przyda mi się znajomość pierwszej pomoc, a teraz okazało się, że uczę tego innych ludzi. To wszystko dwa lata temu było dla mnie niespodziewane i w zasadzie stało się przypadkiem. Jestem otwarty na to, co się będzie działo.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Dzięki.