Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie - Wydanie 2007/2008

Reportaż
Wywiad
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja

Pozostałe teksty w rozdziale

Łukasz Sipior

Prawdziwym Polakiem być...

Prolog

Typowe sobotnie przedpołudnie. Wiosna. Krakowski Rynek tonie w promieniach słońca. Turyści powoli wychodzą na ulice. Czeka ich niespodzianka. W ten kwietniowy dzień ulicami "grodu Kraka" ma przejść Marsz Tolerancji. Do Krakowa zjechali też narodowcy.

Już od dziewiątej rano po rynku i plantach przechadzają się krótko ostrzyżeni chłopcy. W kilkudziesięcioosobowych grupach spacerują, dyskutują. Niektórzy imitują walkę. Z pojedynczych, przypadkiem usłyszanych słów można wywnioskować, że to inscenizacja wydarzeń, które całkiem niedawno odegrały się z ich udziałem... Trochę nieśmiało podchodzę do jednej z tych grup. Przedstawiam się, pytam skąd są, w jakim celu przyjechali.

"Spier.....!!" - rzuca jeden. Ostre słowa kontrastują z jego chłopięcą, pucołowatą twarzą. Na oko nie ma więcej niż piętnaście lat.

Powoli zjawiają się jednak "poważniejsi działacze" skrajnej prawicy. Postura kulturysty, blizny na twarzach, więzienne tatuaże. "Weterani" nie kryją też faszystowskiej symboliki. Celtyckie krzyże na bluzach, na T-shirtach napisy skinheads. Gdzieś mignęły też dwie, trzy swastyki.


Pochód patriotów

Około jedenastej pod ratuszem zbierają się działacze Młodzieży Wszechpolskiej. To organizacja szanowana w naszym kraju. Wydała ze swego łona kilku parlamentarzystów. Czy pożytecznych i lubianych?? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Jest jednak akceptowana na polskiej scenie politycznej mimo czasem skrajnych zachowań jej członków. Rozmawiam krótko z jej działaczami Michałem i Pawłem. Są mili, otwarci, kulturalni. Pytam się o zbierających się wokół ludzi, którzy w większości nie ukrywają nawet sympatii skinowskich. "To nie nasi - tłumaczy Paweł - my robimy dzisiaj tylko małą pikietę, na 40 osób. Potem rozchodzimy się do domów".

"Oni są z NOP-u (Narodowe Odrodzenia Polski - przyp. autora) - dodaje Michał - czasami myślimy podobnie - przyznaje. Nie jesteśmy jednak tak radykalni. I przede wszystkim nie działamy w taki sposób jak oni" - podkreśla.

Faktycznie po odegraniu propagandowej scenki rodzajowej młodzi wszechpolscy rozchodzą się do domów.

Godzina dwunasta. Z Placu Matejki wyrusza Marsz Tolerancji. Na Rynku zaś tworzy się nielegalna demonstracja NOP-u. Widok trzystu łysych, ubranych w pseudomundury i ciężkie wojskowe buty chłopaków wzbudza niepokój wśród turystów. Szczególnie tych z ciemniejszą skórą.

Podchodzę do jednego z "normalniej" wyglądających narodowców. Trochę się niepokoję. NOP nie ma dobrej sławy. Ta faszyzująca organizacja często bierze udział w "zadymach". Nie cofa się gdy trzeba użyć przemocy. Fanatyzmem ustępuje tylko ONR-owi (Obóz Radykalno - Narodowy). Chłopak o dziwo godzi się na rozmowę.

Mój rozmówca to osiemnastolatek. Ma na imię Adam, pochodzi z Trzebini. Do liceum chodzi w Krakowie, świetnie się uczy. W przyszłości chce zdawać na Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sympatyczne i inteligentne oczy robią się czujne gdy zaczynam zadawać pytania. Po chwili zaczyna się jednak uśmiechać i opowiadać bez żadnego skrępowania.

Do NOP-u wprowadził go starszy brat. "To było dwa lata temu" - relacjonuje. Miał dość polskich polityków i fałszywych patriotów. "Mam tu też super kumpli - opowiada - a czasem jest zadyma, wtedy chce się żyć, walczyć za nasz kraj" - mówi. Na szyi ma zawieszony aparat fotograficzny. Dziś będzie robił zdjęcia "pedałom". To normalna praktyka NOP-u. Na podstawie tych fotografii będą potem identyfikować "wrogów narodu".

Idę wraz z narodowcami wokół Rynku. Dookoła wrzask wydobywający się z młodych gardeł. "Pedały, zboczeńcy", "Pederaści, lesby, geje cała Polska z was się śmieje" i "Narodowy, narodowy radykalizm" - takie hasła leciały w krakowskie niebo.

Tymczasem przegrupowuje się policja. Zatrzymuje manifestacje pod Kościołem Mariackim. Przystępuje do rozproszenia demonstrantów. NOP-owcy zbierają się w czternastoosobowe grupy. W ten sposób chcą obejść przepisy, według których zgromadzenie publiczne to piętnaście i więcej osób. Policjanci każdego legitymują i odprowadzają z pod kościoła. Młodzież bawi się jednak w najlepsze. Ktoś krzyczy: "Kto nie skacze ten pedałem!!!". Na efekty nie trzeba długo czekać. Kilkaset łysych głów zaczyna rytmicznie podrygiwać.

Ksiądz czy nie ksiądz?

Słyszę wtedy - "Patrz, psy konfiskują transparenty naszym chłopakom". Odwracam się. Ze zdziwieniem stwierdzam, słowa te padły z ust księdza. Podchodzę, zaczynamy rozmowę. Ksiądz Rafał Trytek - bo tak się nazywa ten kapłan - okazuje się intrygującą postacią. Urodził się w 1979 roku w Tarnowie. Był księdzem katolickim. Święcenia przyjął w 2005 roku. Oburzony zmianami jakie następują w Kościele wystąpił ze zgromadzenia Piusa X, w którym się wyświęcił. W 2006 przyjął sakrament z rąk słowackiego biskupa sedewakantystów. To oznaczało dla niego ekskomunikę.

Sendewekantyści to odłam chrześcijaństwa trwający w opozycji do reform Soboru Watykańskiego II. Uznaje, że wszyscy zasiadający na Tronie Piotrowym po roku 1958 to antypapieże.

Teraz ksiądz Trytek mieszka na stałe w Krakowie. Jest prawicowym publicystą (m.in. "Najwyższy Czas" Janusza Korwina - Mikke) i duszpasterzem sedewakantystów w Polsce. Współpracuje też Organizacją Monarchistów Polskich i Narodowym Odrodzeniem Polski, a więc organizacjami skrajnie prawicowymi. Jak mówi tu sprawdza się jako konserwatywny kaznodzieja.

"Bycie gejem jest nienaturalne" - mówi z pełnym przekonaniem. "To obrzydliwe, ohydne. Żal mi tych ludzi, ale nie mogę pozwolić by swobodnie chełpili się swoimi chorymi skłonnościami. Szczególnie w tym mieście, bastionie polskiej myśli konserwatywnej" - zdradza swoje przekonania. W jego głosie słychać absolutną pewność o słuszności swych racji. Żegnam się z księdzem i staram się w mieszać w tłum rozproszonych już przez policje NOP-owców.

Podniecenie narodowców zaczyna stopniowo rosnąć. Zbliża się kulminacyjny moment dnia. Marsz Tolerancji ma lada moment wejść na Rynek od strony ulicy Grodzkiej. Najbardziej zaangażowani nacjonaliści blokują wejście Marszu na główny plac miasta, łańcuchem złożonym z własnych ciał. Służby porządkowe jednak szybko sobie z nimi radzą. Geje i lesbijki wypuszczają z rąk balony w tęczowych kolorach. Setki gumowych stateczków powietrznych uciekają szybko w niebo. W odpowiedzi spada na demonstrujących deszcz jajek i pomidorów. Wśród tych niegroźnych przedmiotów zdarzają się też kamienie i szklane butelki. Manifestanci i członkowie NOP-u zatrzymują się pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Dochodzi do przepychanek. Obie strony nieustannie się prowokują i obrażają. Sześciu najbardziej agresywnych skinheadów zostaje zatrzymanych. Jeden za czynną napaść na policjanta.

Nagle zauważam znaną mi z telewizji twarz. Za nic nie mogę sobie przypomnieć kto to jest. Po chwili okazuje się, że to Marcin Stroński, były szef krakowskiej Młodzieży Wszechpolskiej.

Jest nienagannie ubrany. Dobrze skrojona marynarka, elegancka koszula. Trochę dyszy, dłuższą chwilę nie może złapać oddechu. - "Właśnie dostałem od policji - wyjaśnia - pedały są chronione przez policję, a normalni ludzie nie mogą wyjść na rynek" - denerwuje się.

Marcin opowiada trochę o swoim życiu. Pochodzi z Chrzanowa. W Krakowie studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim politologię. - "Niedawno się ożeniłem" - relacjonuje z dumą w głosie. Dwa miesiące temu urodził mu się syn. Gdy o nim mówi cały promienieje. Zmienia się jednak, kiedy zmieniamy temat na Marsz Tolerancji i homoseksualistów. Nie pozwoli by panoszyli się w tym mieście, miejscu gdzie przeżył najlepsze lata swego życia, metropolii, którą pokochał z całego serca Jan Paweł II. Mówi trochę zbyt głośno. Ślina świeci mu się w kącikach ust. - "Nie życzę sobie by mój syn gdy dorośnie był zmuszony do oglądania takich bezeceństw" - zaczyna krzyczeć, a usta wykrzywia mu dziwny, na poły sardoniczny uśmiech. Dziękuje mu za rozmowę. Odchodzę.

Jedna z lesbijskich aktywistek zaczyna przemawiać. Wita się ze wszystkimi: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Niepotrzebna prowokacja wzburza wrogi tłum. Policja szybko i sprawnie uspokaja nastroje.


Prawdziwym Polakiem być...

Na cokole pomnika Mickiewicza widać małą dziewczynkę. Ma około pięciu lat. Stoi ze swoim tatą i skanduje. Z ruchu warg można odczytać znaczenie słów wykrzykiwanych przez dziecko: "Pedały! Zboczeńcy!". By się do nich dostać trzeba przejść przez tłum demonstrantów.

W końcu jednak docieram do celu. On ma na imię Witek, ona Ala. Witkowi idzie 35 rok, za sobą ma wyrok. Trzy lata za pobicia. Tłumaczy, że to głupi błąd młodości - "Czasem dalej za niego płacę. Teraz jestem już spokojny" - zapewnia. Pracuje w firmie budowlanej, nieźle zarabia. Jest modnie ubrany, na nosie drogie, przeciwsłoneczne okulary.

Wokół tłok rzednie. Zamieszanie się kończy. Udaje mi się jednak zatrzymać Witka chwilę dłużej. Z pasją opowiada o swych polityczno - społecznych poglądach.

"Jestem Polakiem, porządnym Polakiem. Chcę, żeby moje dzieci były patriotami. Nie mogę pozwolić na pedalstwo i ku..stwo na ulicach mojego miasta. Cioty zniszczą ten kraj, chcą adoptować dzieci. Nigdy się ku...a na to nie zgodzę" - wrzeszczy. Ala słucha taty z uśmiechem na twarzy, nagrywa go kamerą z telefonu komórkowego.

"Ze zboczeńcami, dewiantami trzeba walczyć, by być dobrym Polakiem trzeba walczyć" - podsumowuje.


Epilog

Bierze małą Ale pod rękę i odchodzi. Słyszę jeszcze, gdy po drodze mówi jej: "Tu jest twoje miejsce dziecko, po tej stronie. Nigdy po stronie pedałów."

W tym roku i tak na Marszu było wyjątkowo spokojnie.

_______________________

Foto: Bartek Wardęga

Copyright © Studium Dziennikarskie 2007 - 2008
Studium Dziennikarskie |Akademia Pedagogiczna |Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja