Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie - Wydanie 2007/2008

Reportaż
Wywiad
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja

Pozostałe teksty w rozdziale

Weronika Harasymów

Cisza za furtą

Krakowskie Planty zaczęły już pulsować zielenią i tłumem. Ludzie mijają się, spacerują, jeżdżą na rowerach. Dzieci biegają, wyścigują się, śmieją. Są tu maleństwa w głębokich wózkach z rodzicami, studenci, ludzie starsi - cały Kraków, a może nawet cały świat, o czym świadczy wielość języków, którą można tu usłyszeć. Siedzimy z Agnieszką na ławce, rozmawiamy. Niedaleko - na ulicy Garncarskiej - znajduje się Zgromadzenie Zakonne Sióstr Sercanek. To dlatego tak wiele Sercanek mija nas podczas rozmowy. Agnieszka od czasu do czasu przerywa myśl i rzuca z uśmiechem "Szczęść Boże" do którejś z nich. Jest ładną, młodą kobietą, ma burzę kręconych blond włosów i oczy, w których dostrzec można jakiś niesamowity, ciekawy blask. Ubiera się oryginalnie: szeroka, długa spódnica, brązowa, skórzana kurtka, drewniane korale... patrząc na nią trudno zrozumieć, że chce to zamienić na prosty czarny habit, szczelnie pochłaniający też te piękne włosy i na życie określone słowami ślubowania: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo.

Odnaleźć sens

Cytuję jej wypowiedź pewnej siostry, zamieszczoną na stronie internetowej adonai.pl: "Wszyscy jesteśmy powołani do dobrego życia, to znaczy takiego, by inni przeglądając się w naszych oczach - widzieli Chrystusa, gdziekolwiek będziemy i czymkolwiek będziemy się zajmować". Podkreślam szczególnie ostatnie słowa, bo jeśli wszyscy jesteśmy w jakiś sposób powołani, to dlaczego wybiera właśnie życie zakonne? Dlaczego wybiera życie w jakimś stopniu odizolowane, samotne, dlaczego chce zostawić to wszystko, co my - świeccy - nazywamy "normalnym" życiem?

Odpowiada bez zastanowienia: "W życiu chodzi o to, aby odnaleźć swój sens, swoje miejsce, aby spełnić się i być w pełni sobą. Tak jak lekarz wie, że jego powołaniem jest ratowanie życia innym, jak wie, że wybrał swoją drogę, która była mu przeznaczona, tak ja też wiem, że to jest moja droga". Zastanawia mnie jednak skąd ta pewność, czyżby podjęcie takiej decyzji było proste i takie jednoznaczne od początku?

Nie było. Agnieszka wprawdzie zawsze była blisko Kościoła, będąc w liceum należała do parafialnej grupy młodych ludzi, którzy spotykając się kilka razy w tygodniu, wspólnie modlili się i dyskutowali. Tuż po maturze przyszła pierwsza refleksja nad wstąpieniem do zakonu, ale także wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości: czy to na pewno ta droga, czy nie jest za wcześnie na taką decyzję? Jak przyzna mi w naszej rozmowie, oceniając to z perspektywy czasu - wtedy było za wcześnie, nie była jeszcze gotowa, dojrzała do tej decyzji. Studia na Papieskiej Akademii Teologicznej były właśnie czasem dojrzewania. Spotykała się wtedy z kilkoma chłopakami, ale to ciągle nie było to, czegoś brakowało. Jeden z nich powiedział jej nawet, że wręcz wyczuwa w niej jakąś "nieobecność". Przychodziły trudne chwile. Jedną z nich była rozmowa z rodzicami. Agnieszka jest jedynaczką. Rodzice nie chcieli zaakceptować tego, że ich jedyna córka wstąpi do zakonu, że będą widywać ją rzadko, że nie doczekają wnuków. Agnieszka postanawia wyprowadzić się z domu, gdzie atmosfera staje się przytłaczająca. Temat wprawdzie powraca, ale nigdy nie zostaje dopowiedziany; ona jednak tłumaczy: "Każdy chce być szczęśliwy, a być szczęśliwym można tylko odnajdując swój sens. Nie mogę poddać się woli rodziców, skoro wiem, że to jest moje powołanie".

Macierzyństwo duchowe

Zadaję więc pytanie zasadnicze: jak rozpoznałaś w sobie to powołanie? Czym jest powołanie? Odpowiada mi słowami pewnego księdza, z którym przyszło jej rozmawiać na ten temat: "Powołanie to nić, która przeplata wszystkie wydarzenia życia" - i dodaje od siebie: "To nie jest nagłe odkrycie, olśnienie, ono tkwi w tobie, dojrzewa ciągle". Poza tym tłumaczy mi, że dla niej powołanie ma wymiar trójpłaszczyznowy: teologiczny, potrzeby bycia dla innych i potrzeby dla siebie, czyli własnego spełnienia. Zaczynam więc dociekać, co znaczy "wymiar potrzeby bycia dla innych" - czy bycie dla innych nie realizuje się także w macierzyństwie? Czy nie myślała nigdy o tym, aby mieć własne dzieci? Czy nie boi się, że coś straci nie będąc nigdy matką? Agnieszka z uśmiechem odpowiada, że chciała mieć nawet całą gromadkę dzieci! Jednak będąc siostrą zakonną może pomagać wielu ludziom, objąć nad nimi opiekę, wziąć udział w macierzyństwie duchowym, dlatego nie może niczego żałować. Dla mnie te słowa są uderzające, można wyczuć w nich taką pewność, aż dziwne wydaje się, że tak łatwo można mówić o tak trudnej decyzji... jej oczy wydają się naprawdę mówić to, co mówią też słowa: "Jestem pewna, nie mogę już więcej odkryć, ale raczej... zamotać się".

Twarzyczka na górze

Kierujemy się ulicą Garncarską do Sióstr Sercanek. Mamy spotkać się tam z siostrą Małgorzatą. Jest wieczór, powoli zapada zmrok, robi się chłodno. Siostra nie miała dla nas jednak czasu w ciągu dnia. Jest zajęta - jej dzień wypełniają szczelnie różne obowiązki ściśle określane przez siostrę przełożoną. Zatrzymujemy się przed masywną bramą starej kamienicy. Wchodzimy. Tym, co przyciąga od razu mój wzrok jest ażurowa duża brama, od której dzieli nas kilkanaście kroków. Powoli zbliżamy się do niej. Już tutaj czuje się atmosferę klasztoru, którą najlepiej oddają trzy określenia: cisza, spokój i prostota. Jest tu też bardzo schludnie. Dzwonimy domofonem. W okienku u góry pojawia się twarzyczka, brama brzęczy i możemy wejść do środka. Twarzyczka okazuje się należeć właśnie do siostry Małgorzaty, która od popołudnia pełniła dyżur na furcie. Idziemy długim, ciemnym korytarzem, w półmroku i ciszy. Siostra zaprowadza nas do rozmównicy - niewielkiego pomieszczenia ze stołem i krzesłami pośrodku. Jest tu bardzo przytulnie i czysto, na stole czeka na nas herbata i ciasteczka. Siostra jest drobna, ma delikatną, miłą twarz, oczy pełne dobroci, na sobie czarny habit Sióstr Sercanek z wyszytym pośrodku wizerunkiem serca Jezusa, obleczonym ciernista koroną.

Siostra opowiada swoją historię, ma niezwykle delikatny, cichy głos. Jest coś niezwykłego w jej historii, to także była droga poszukiwania, niepewności. Jej rodzice kilkakrotnie zmieniali miejsce zamieszkania, przeprowadzali się z miejscowości do miejscowości. Któregoś razu przeprowadzili się do miasteczka, w którym działały Siostry Sercanki. To tam siostra Małgorzata po raz pierwszy się z nimi zetknęła. Wkrótce jednak rodzice znów musieli się przeprowadzić. Jak przyznaje sama siostra, było w tym coś znamiennego. To było właśnie przeznaczenie - ta przeprowadzka miała służyć temu, żeby siostra poznała Zakon Sercanek.

Maliny na Biblię

Kiedyś w kościele siostra, jako młoda dziewczyna, usłyszała z ust księdza słowa "To nie wy mnie wybraliście, ale ja was wybrałem". Wtedy nie wiedziała nawet skąd te słowa pochodzą, ale podziałały na nią z taką mocą, że zaczęły nieustannie krążyć w jej myślach. Zapytała więc kogoś: skąd te słowa, co one znaczą? Dowiedziała się, że tak mówi Chrystus: "To nie wy mnie wybraliście, ale ja wybrałem i przeznaczyłem, abyście szli i dobry owoc wydawali" (Ewangelia Jana 15, 16). Miała poczucie, że Chrystus mówi bezpośrednio do niej. Chcąc kupić Biblię, zatrudniła się przy zbieraniu malin i tak Bóg stawał się coraz ważniejszy w jej życiu.

Rodzice wysłali ją na studia, studiowała jednak niecały semestr. Czuła się tam nie na miejscu, wiedziała, że to nie jest to, co powinna robić. Grudzień był wtedy bardzo trudnym miesiącem. Siedziała w domu z mamą i próbowała jej wytłumaczyć swoją decyzję - porzucenie studiów, chęć wstąpienia do Zgromadzenia Sióstr Sercanek. Sama też miała wątpliwości - "Choć rodzice byli przygotowywani do tej decyzji stopniowo, to ciągle mieli nadzieję, że się rozmyślę. Ja też nie wiedziałam na pewno, czy to jest moje miejsce, ale ufałam Jezusowi". Jednak kiedy nadszedł dzień wyjazdu, siostra wiedziała, że nie ma dla niej odwrotu, decyzja została podjęta i trzeba będzie konsekwentnie dążyć do obranego raz celu. Rodzice wprawdzie pozwolili wrócić jej do domu, ale zastrzegli też, że drugi raz nie wyślą córki na studia. Zaczynała się więc dla siostry długa i niełatwa droga.

Formacja zakonna Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, czyli właśnie Sióstr Sercanek składa się z czterech etapów: postulatu - trwa pół roku, jest to etap wstępny, którego celem jest ogólne zapoznanie się z życiem zakonnym, następnie nowicjatu, od którego rozpoczyna się życie zakonne - jest to czas próby i trwa dwa lata, kolejny to juniorat, trwający pięć lat, jest to okres tzw. ślubów czasowych, aż w końcu nadchodzi długo oczekiwany dzień ślubów wieczystych. Siostra Małgorzata w sierpniu będzie składała takie śluby.

Cichy głos

Siostra przyznaje: "Powołanie to tajemnica. Łaska wiary tak mnie prowadziła, żebym realizowała swoje powołanie. To nie ja wymyśliłam sobie powołanie, ale to Jezus mnie wybrał. A dlaczego właśnie ja? Nie wiem, może kiedyś się tego dowiemy... Usłyszałam słowa Pójdź za mną i przyjęłam je".

Jak w praktyce wygląda życie zakonne? Czy jest trudne, ale też czy, z drugiej strony, nie było swojego rodzaju ucieczką od rzeczywistości? Siostra przyznaje, że na samym początku pojawiła się u niej taka myśl, ale tylko na początku, bo tak naprawdę życie zakonne niesie ze sobą trudności, choć są to inne trudności niż w życiu świeckim. Siostry mają wiele obowiązków - nie tylko tych związanych z pracą zawodową czy zwykłymi codziennymi sprawami, ale są to też obowiązki związane z drugim człowiekiem - często borykają się z problemem, jak dotrzeć do drugiego człowieka w sensie duchowym, aby mu pomóc. Siostry poświęcają się dla innych, jest to ofiarna służba, dla której siły czerpią z modlitwy, jest to praca w zjednoczeniu z Jezusem. Siostra przyznaje, że w pokonywaniu trudności pomaga jej przede wszystkim oparcie w Jezusie, a także w innych siostrach ze zgromadzenia, ważna jest też pomoc kierownika duchowego, spowiednika.

Siostra Małgorzata pracuje w przedszkolu, tym bardziej więc ciekawi mnie jej stosunek do dzieci i macierzyństwa - tłumaczy to w imieniu swoim i innych zakonnic: "Przeżywamy macierzyństwo w inny sposób, od strony duchowej, chcemy pokazywać innym, że Jezus ich kocha, chcemy kształtować obraz Boga jako Ojca". Przyznaje, że nie mając własnych dzieci może w pełni zaangażować się w swoją pracę duchową z innymi, może skupić się na tym, co chce przekazać dzieciom z przedszkola. One zresztą bardzo lubią siostrę Małgorzatę - gdy tylko pojawia się w sali, krzycząc przytulają się do niej z każdej strony. Jak podkreśla siostra: "Życie we wspólnocie jest darem - danym i zadanym", a ponieważ "Serce Pana Jezusa to źródło życia i świętości", więc warto jest żyć w ten sposób i pokonywać wszelkie trudności, a łaska Jezusa dodaje siostrze sił. "Ważne jest tylko, żeby na początku usłyszeć w sobie głos Pana Jezusa, głos powołania, który jest głosem bardzo cichym".

Znów idę przez ciemny, cichy korytarz, furta zatrzaskuje się, na zewnątrz jest już całkiem ciemno. Za mną zostaje cisza. To sobotni wieczór. Kraków żyje, pulsuje, hałasuje. Ruch uliczny, tramwaje, gwar. Młodzi ludzie spotykają się, żeby iść razem na imprezy, śmieją się, krzyczą... aż trudno uwierzyć, że w tym samym mieście, kilka przecznic dalej znajduje się cicha ciemna furta, za którą panuje zupełnie inne od tego życie.

________________________

Imiona osób występujących w reportażu zostały zmienione na ich prośbę.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2007 - 2008
Studium Dziennikarskie |Akademia Pedagogiczna |Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja