Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie - Wydanie 2007/2008

Reportaż
Wywiad
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja

Pozostałe teksty w rozdziale

Bogumiła Murzyn

Podhole, podhole, przepiykno dziedzina...

" Do kościoła jedno
A z kościoła dwoje
Przypatrz ze sie mamo
Obydwoje twoje"

Dźwięcznym głosem pytacy wyśpiewywane wersy góralskiej przyśpiewki witały mnie u progu domu Grześka - pana młodego. Leszczyny to wieś w powiecie tatrzańskim, gmina Biały Dunajec. Tak naprawdę niczym nie różni się od innych wsi góralskich w tym rejonie. Wąska, asfaltowa droga prowadzi przybyłych wzdłuż Leszczyn, stanowiąc swoiste centrum codziennego życia mieszkańców. Aby się dostać do wsi, należy pokonać górkę dość pokaźnych wymiarów, na której widok automatycznie nasuwa się pytanie: jak oni wyjeżdżają tu zimą?! Dziś murowane domy wyrastające zza każdego zakrętu po obu stronach uliczki, przytłaczają swoją wielkością i reprezentatywnością. Współczesne budownictwo podhalańskie opiera się na kamieniu, cegle i pustaku, bowiem od lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, wprowadzono nowe trendy architektoniczne w związku z zarządzeniami administracyjnymi zakazującymi budowy z drewna - ku ochronie leśnych zasobów Podhala. Przejeżdżając przez wieś podziwiałam widoki. Tutaj każdy do woli może napatrzeć się na góry. Tatry są wszędzie. One tu żyją, są częścią samych górali, ich tożsamością. Krajobraz rozciągający się przed oczyma ukazuje nieśmiało zazieleniające się o tej porze roku łąki i doliny. Góralskie osady pną się wysoko, zajmując miejsce u podnóża tatrzańskich wzniesień.

We wsi cicho, tak jakby nikt poza Dziadkowcami tam nie mieszkał. Echo niesie jedynie wynajęta kapela, która ma umilać czas gościom oczekującym na pierwszy istotny punkt programu - błogosławieństwo rodziców. Młoda para nerwowo krząta się po domu, próbując z każdym się przywitać, każdego jak najlepiej ugościć.

- Kawy, herbaty? - pyta roztrzęsionym głosem przyszła teściowa Marty.

- Nie, nie. Dziękuję. - odpowiadam, doszukując się w jej spojrzeniu pierwszych oznak wzruszenia.

Powietrze pomimo chłodnego powiewu porannego wiatru wypełnia nerwowa atmosfera. Bądź, co bądź, są to jedne z ważniejszych momentów w życiu nie tylko młodej pary, ale też ich bliskich: rodziców i przyjaciół, do których ja też się zaliczam.

Nadchodzi odpowiedni czas ceremonii weselnej, kiedy to zostaje wygłoszona uroczysta przemowa, zwana wypytowinami, skierowana do młodych. Wypowiadana jest zazwyczaj przez starostę, jedno z rodziców młodej pary lub pytaca. Marta i Grzesiek stojąc pod wyszywanym kolorowymi nićmi obrazem Matki Bożej Częstochowskiej wsłuchują się z uwagą w słowa matki Grześka, których sens mogłyby oddać starogóralskie wersy rodzicielskiego błogosławieństwa:

"Kochani młodzi!
Przyseł dzień wasego zejścio
Ale przyjdzie godzina wasego rozejścia
Pokiela będziecie zyli
Zebyście sie jeden drugiemu
Złe za złe nie odpłacali
Bo ten, co nad nami jeden Bóg
On wszystko słucho..."

Wypytowiny mają charakter umoralniająco - religijny. To czas na refleksję i ostateczną decyzję młodych, czy być ze sobą już do końca. Jak mówią starzy górale: "bo to taki moment, ze jest jakiś cas, żeby sie zastanowili". Ostateczna przestroga skierowana ku młodym, brzmi:

"Kochani młodzi!
Do nóg upadnijcie ojcu, matce
I o błogosławieństwo proście
Bo jak was ojciec, matka nie pobłogosławi
To wom Pon Jezus droge do nieba zastawi..."

Chwilę potem klęcząca młoda para prosi o błogosławieństwo obojga rodziców. Wzruszający moment wycisnął niejednej osobie łzy z oczu. Ale to nic, bo były to łzy radości.

Marta i Grzesiek zostali wyprowadzeni z domu, Marta pod rękę przez drużbów pana młodego, Grzesiek przez druhny panny młodej, którzy zaprowadzili ich do oddzielnych samochodów, aby do kościoła zawitali z osobna, tak jak nakazuje tradycja. W tle słyszeliśmy góralską muzykę, która od zawsze towarzyszy góralom podczas rytuału wyprowadzin do ślubu.

I pojechali. Do Białego Dunajca, gdzie w kościele parafialnym ksiądz już ich oczekiwał przed ołtarzem...

Wspominając wydarzenia tamtego dnia przed moimi oczami staje Marta w białym stroju góralskim. Kościół zapełniony był do ostatniej ławki na przemian przez gości ubranych "na góralsko" i typowych ceprów, tych w płaszczach i garniturach. Co chwila błyskały flesze z aparatów, a kamerzysta zwinnie przebiegał z jednej strony ołtarza na drugą.

Po zaślubinach młoda para miała czas na pamiątkowe zdjęcia z drużbami i rodziną przed kościołem, a potem wsiadła razem do samochodu ubranego w białe kwiatki, kolorowe balony i wstążki. Orszak weselny wyruszył spod kościelnych bram w kierunku Nowego Targu, gdzie miało odbyć się przyjęcie weselne, a zabawa trwać do samego rana...

Byłam zauroczona wydarzeniami tamtego wieczoru. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem rodowitą góralką, czegoś mi brakowało. Trudno określić czego, bowiem na góralskim weselu byłam po raz pierwszy w życiu. Zaczęłam się zastanawiać co dzieje się z góralskimi wartościami wśród współczesnych górali. Czy pielęgnują dorobek kulturalny ojców i pradziadów? Co z ich tradycjami w świetle dnia dzisiejszego? Czy może powoli granica pomiędzy przeszłością a teraźniejszością zaciera się, bo jak to teraz powiadają: świat to globalna wioska?...

Zastanawiając się nad tematem tego reportażu nie wiedziałam, co wybrać. Ślub i wesele Marty - mojej przyjaciółki - wydał się wprost idealny, ponieważ nie każdy ceper przeżywa to w iście góralskim stylu. Było to jakże odmienne doświadczenie, jak bardzo różne od mojej codzienności. Jednak nie w pełni świadoma rozległości tematu góralskiej kultury ugrzęzłam w pułapce niewiedzy o regionie, który jest tak blisko, bo w samej Małopolsce. Ledwo dwie godziny jazdy samochodem z Krakowa. Po zebraniu materiałów i tak jeszcze nie wystarczających, by ukazać prawdziwą kulturę górali w jak najprostszy sposób i by w jak najprostszy sposób ukazać jej przeszłe i teraźniejsze oblicze, wpadłam w panikę. Przede mną otwierała się historia i tradycja, które tworzono od przeszło ośmiu wieków. To setki lat kultury wznoszonej przez pokolenia na korzeniach Puszczy Karpackiej, na rozległych halach u podnóża skalistych Tatr.

Pierwszy etap moich dociekań nad ówczesną i dzisiejszą góralszczyzną rozpoczęłam od odwiedzenia pobliskiej biblioteki, z której wyszłam uginając się pod ciężarem atlasów, książek, słowników i antologii twórczości góralskich poetów. Jak przystało na XXI wiek z pomocą przyszedł mi również Internet. Wpisując w wyszukiwarkę hasło "kultura góralska" wyskakują setki stron opisujących pokrótce historię, zwyczaje góralskie, zachęcające do udziału w konkursach na potrawy regionalne, zaprzęgów konnych, promujące zespoły folklorystyczne, karczmy, hotele, biura turystyczne, centra handlowe oferujące przyjęcia i zabawy stylizowane na tradycji góralskiej, inscenizacje prawdziwie góralskiego wesela. Mogłam w tych ofertach przebierać, aż do zawrotu głowy...

Aby usystematyzować moje wiadomości wybrałam się na samo Podhale i o pomoc w zrozumieniu mojego problemu poprosiłam jednego ze znawców i miłośników Podhala, pana Józefa, mieszkańca Szaflar, byłego członka zakopiańskiego zespołu im. Bartusia Obrochty, z którym wielokrotnie koncertował po USA, odwiedzając kilkanaście stanów - co dowodzi tego, jak dobrze górale zadomowili się w Nowym Świecie.

Razem przeglądaliśmy stary zapis inscenizacji góralskiego wesela z kasety VHS, która została nagrana na jednym z ówczesnych występów, ponad dwadzieścia lat temu.

Wesele góralskie było ważnym wydarzeniem, w którym uczestniczyła prawie cała wieś. Każdy z każdym się znał, dlatego stanowili tak jakby jedną rodzinę. Dziś, być może, nie ma aż takiej zażyłości pomiędzy sąsiadami, ale na pewno kontakty między nimi są żywsze i szczersze, aniżeli w miejskim blokowisku.

Drogą obyczaju w dniu ślubu druhny z polecenia panny młodej, razem z wódką i muzyką (czyli kapelą), przybywały po pana młodego do jego domu. Sama panna młoda oczekiwała go przed swoim domem w odświętnym, ale jeszcze nie weselnym stroju. Kiedy młody pan zawitał, ubierał się w białą koszulę, którą dostał od narzeczonej, a zamiast czerwonej wstążki, która spinała jego cuchę, młoda panna wiązała mu białą. Dopiero potem, kiedy przyszły małżonek spożywał śniadanie wraz z rodzicami przy grającej muzyce, w komorze starościny ubierały pannę młodą w strój weselny, którego istotnym elementem był wianek - symbol panieństwa, którego dziewczyna z dzieckiem, bądź będąca w ciąży nie powinna zakładać. Dalej miało miejsce wygłaszane przez odpowiednią osobę przemówienie, zwane wypytowinami, oraz błogosławieństwo rodziców obojga młodych. Prowadzony przez pytacy na koniach orszak weselny w odpowiedniej kolejności, do kościoła zajeżdżał w fasiągach - rodzaj wozu - w lecie, a saniami w zimie. Tam witał ich ksiądz, który był przez młodych proszony na wesele. Po ślubie młoda para wraz z drużyną weselną w skarbonce za ołtarzem zostawiała ofiarę na mszę w intencji państwa młodych. W drodze z kościoła orszak weselny napotykał na swojej drodze bramy, konstruowane przez mieszkańców wsi, przy których zazwyczaj oczekiwały tzw. dziady, przebierańcy pobierający opłatę w postaci żywności, alkoholu czy pieniędzy. Wznoszone bramy miały symboliczny wyraz dezaprobaty mieszkańców wsi, jeżeli panna lub pan młody byli z innej wioski. Aby wkupić się w łaski mieszkańców należało wymagany okup złożyć.

Słuchając jego opowieści, zastanawiałam się, ile bram napotkałaby wówczas Marta i jaki okup musiałaby złożyć, bo przecież rodowitą góralką to ona nie była.

Wiele z powyższych rytuałów można jeszcze spotkać, ale powoli niektóre z nich i inne odchodzą w zapomnienie. Można by tu wymienić takie obrzędy, jak podłazy, czyli składanie życzeń przez kawalera rodzicom panny, "którą sobie upatrzył" w dzień Bożego Narodzenia zaraz po pasterce, albo zwyczaj porania piórek, typowo ludowy rytuał związany z hodowlą zwierząt, który zazwyczaj odbywał się zimą, wtedy bowiem był czas na "obróbkę" wełny, pierza, czy tarcia, tłucenia lnu, na pracę przy krosnach, haftowanie.

Żywe tradycje - jak wesele - utrzymują się, bo dalej w społeczności góralskiej funkcjonują. Trudno żeby zwyczaje, których już od dawna się nie wykonuje na co dzień, istniały dalej, wnioskuję z wypowiedzi Kasi, pani etnograf, która sama pochodzi z Podhala.

- To w takim razie dzisiejsi górale dbają o tradycję? - pytam.

- Raczej nie. - stwierdza Kasia, ale szybko dodaje - Tradycja w dalszym ciągu żyje i się rozwija pomimo wszystko, czego przykładem jest strój góralski, który unaocznia jak to wszystko dalej istnieje i trwa w czasie.

Kasia wyjaśnia mi, że niektórzy uważają, iż turystyka jest takim "motorem napędowym". Ludzie widzą, że na ukazywaniu kultury i folkloru mogą jedynie skorzystać, a nie stracić. Tym bardziej teraz, kiedy cała Europa, UE, skłania się bardzo ku pielęgnowaniu tradycji danych regionów. Dąży się do ukazania czym konkretny obszar się wyróżnia. Turystyka jest swoistym tej tendencji katalizatorem. Następnie kultywowanie obrzędowości rodzinnej: wesela, pogrzeby, chrzty, podczas których zakłada się stroje i przestrzega wypełniania obyczajów (np. oczepiny na weselu). To wszystko jest powiązane ze sobą. Bez jednej części całość zatraca się i zanika. Pewne sytuacje wymagają bowiem stroju, muzyki, tradycyjnego śpiewu.

- A co ze strojem góralskim? - pytam dalej.

- Strój góralski to fajny przykład na to, jak ta kultura się rozwija. - mówi Kasia.

Dawniej był to strój codzienny, natomiast dzisiaj jest przede wszystkim strojem odświętnym, pokazowym, a to dlatego, że został bardzo rozbudowany, zdobny, bardzo drogi. Dziś wraca się jednak do strojów skromniejszych i wygodniejszych, do wzorów z XVIII i XIX wieku. Ale, bądź co bądź, również strój góralski poddany jest twardym regułom najnowszych trendów mody.

- Sezon 2002/2003 to gorsety malowane, a sezon 2003/2004 gorsety wyszywane. Teraz modne są z kolei wstążki. Z dokładnością, jak na wybiegu w Paryżu, można sprawdzić co w danym sezonie się nosiło i co będzie modne w przyszłym. - dodaje pani etnograf.

Jak mawia pan Józef: "Jezeli kogoś cieszy to i chodzi w tym duzo, to kupuje". Z wielką dokładnością opisuje mi poszczególne części stroju, które nawet trudno mi wymówić, a co dopiero zapamiętać.

- A tu jest kapelusz juhasa z Teksasu. - śmiejąc się wskazuje na przedmiot wiszący na ścianie.

- A dlaczego akurat Stany Zjednoczone, są miejscem w którym osiadli górale? - zapytałam zaintrygowana znad kubka gorącej kawy.

- Bo w Galicji największa była bieda...

Z Niemiec płynęli ludzie okrętami do Ameryki. Nikt wtedy nie zabraniał. I w Stanach osiedlali się na stałe. Tam było im najdogodniej - nie w Kanadzie czy dalej na południu. Pierwsze duże osady góralskie powstawały w Pensylwanii, gdzie górale pracowali w kopalniach odkrywkowych, skąd wydobywano węgiel kamienny.

- Byłem tam i tam taką gware usłysoł, co jej nika na Podholu juz ni ma - dodaje pan Józef. Tam górale są odizolowani od napływowego środowiska z Chicago czy Nowego Jorku. Jak mówi mój gospodarz:

- I tylo po polsku godają, co przywieźli do Stanów ich prapradziadkowie. Tako gwara, ze bylimy zaszokowani.

Natomiast na Podhalu gwara się zmienia. Niekoniecznie pozytywnie w opinii pana Józefa. Ze stolika podnosi ostatni numer jednej z gazet podhalańskich i wytyka błędy, których w prawdziwej gwarze nie powinno być. Dziś dzieci nie wiedzą do czego służyły niektóre przedmioty, co znaczą niektóre słowa. Są naleciałości, nowe słówka, które są w codziennym użytkowaniu jak: przez, czy ciebie. Podaje mi przykład: zamiast nakurzyło śniegu, po góralsku mówi się nakurzyło śniega. Zwłaszcza młodzi ludzie deformują i zmieniają gwarę, tworząc jego zdaniem "gwarę modernizowaną".

- Dziś nie mówi się językiem z XVIII wieku i muzyka jest inna niż ta, która była grana w XVI wieku. I bardzo dobrze, bo to wciąż żyje i się rozwija. - wtrąca Sobek, jego syn, reprezentant młodszego pokolenia górali, z zamiłowania muzyk, członek góralskiego zespołu Skalni w Krakowie. Ale przyznaje, że dziś można zauważyć tendencję do wymyślania słów, których w ogóle nie ma, które nie mają nic wspólnego z prawdziwą gwarą.

Zmiany nie tylko zaistniały w gwarze, czy strojach, które są sztandarowym przykładem. Jest mnóstwo górali, którzy nie umieją tańczyć, śpiewać czy nawet mówić po góralsku, ale strój mają.

Jako prawdziwy miłośnik muzyki góralskiej Sobek zaznacza, że śpiewy i tańce funkcjonują dalej, choć co prawda w mniejszej nieco skali, ale są nadal. Zazwyczaj młodsze pokolenie jest chętne do pielęgnowania tej tradycji. W porównaniu do innych regionów, to różni kulturę góralską - młode pokolenia górali wciąż na nowo dbają i rozwijają swoja rodzimą kulturę. Prężnie działają środowiska dziecięce, młodzieżowe, studenckie. Ale też trzeba zaznaczyć, że istnieją różne etapy w życiu zespołów folklorystycznych - raz jest lepiej, a raz gorzej. Znudzenie, rozproszenie, przerwa, a potem kolejny zryw. Pomimo wszystko ta tradycja na Podhalu jest obecna na co dzień.

Jaka jest różnica pomiędzy góralami z Krakowa, jak np. członkowie zespołu Skalni, którzy dbają o kulturę dając wystąpienia przed szerszą publicznością, ukazując zwyczaje góralskie "laikom" w miastach, a góralami, którzy żyją na Podhalu?

- Skalni nie są rewelacyjnym zespołem. - przyznaje Sobek - Skład zmienia się średnio co 5 lat, więc na głębszą tradycję nie ma szans. Niektóre zespoły z Podhala jak zespół "Regle" z Poronina czy Polaniorze z Kościeliska to góralskie zespoły regionalne z tradycjami, typowe zespoły festiwalowe, które zazwyczaj są gospodarzami festiwali i imprez kulturalnych, goszczą na zagranicznych festiwalach i podróżują z występami po całej Europie, USA, pokazując obcym w czym nasza kultura jest oryginalna. A w Skalnych rotacja. Nie ma czasu na wykształcenie się prawdziwego i dobrego zespołu góralskiego, ponieważ skład zmienia się co parę lat. Ktoś zanim pozna kroki i nauczy się prawidłowo tańczyć, kończy studia i odchodzi z zespołu.

Kasia z nostalgią wspomina o zespołach góralskich z lat 60-tych (np. zespół im. Bartusia Obrochty z Zakopanego), które były bardziej zwarte, ponieważ więcej ich łączyło, częściej spędzali ze sobą wolny czas. Dziś istnieje pewna niezależność indywidualna, każdy ma samochód, telefon, itp. Tamci ludzie byli bardziej zmobilizowani ażeby zorganizować wyjazd za granicę, ze względu na sytuację polityczną tamtego okresu - Żelazna Kurtyna - która uniemożliwiała to zwykłym ludziom. Dlatego też zespoły musiały być świetnie wyćwiczone i przygotowane, aby mogły zostać przepuszczone na granicy. Ówczesny poziom tańca można było porównać do poziomu jaki reprezentują sobą zespoły Śląsk czy Mazowsze dzisiaj, znane na całym świecie. Zespoły góralskie w swoich przedstawieniach pokazują zatem żywą kulturę, która jest obecna nie tylko na scenie podczas występów, ale też w życiu, jak np. tańce podczas wesela góralskiego.

Wspomnieniami wracam do momentu, kiedy Marta i Grzesiek stanęli na środku sali w specjalnie wynajętej na tą okazję karczmie w Nowym Targu. Wszyscy goście wznosząc toast za zdrowie młodej pary szampanem, obserwowali rozbijające się kieliszki młodych.

- No i kto to teraz pozamiata? - pytali się ze śmiechem. Pozamiatali razem. Sala ładnie przystrojona po chwili gościła na swoim parkiecie młodą parę, tańczącą w objęciach do piosenki Seweryna Krajewskiego "Wielka miłość". Potem było ciasto, które ozdobione wręcz elementami pirotechnicznymi, młoda para uroczyście pokroiła. Pomyślałam, że to zupełnie, jak u nas, a przecież nie słyszałam żeby była to góralska tradycja. Oczepiny, jak było to w zwyczaju rozpoczęły się wieczorem. Zmiana statusu cywilnego miała być tym samym wszem wobec i każdemu z osobna ogłoszona. Wszyscy zebrali się, aby podziwiać, można powiedzieć, odwieczny góralski rytuał weselny, w tym również i ja. Obserwowałam z żywym zaciekawieniem ruch na parkiecie: pytacy, starościny, drużbów, druhny i młodych. Wsłuchiwałam się w słowa przyśpiewek, których tak naprawdę do końca nie rozumiałam. I kapela grała dalej - już bez strojów góralskich. - Nie do pomyślenia - usłyszałam w tle.

Dopiero z opowiadań pana Józefa dotarło do mnie bogactwo istniejących i w dalszym ciągu kultywowanych - przez jednych bardziej, przez innych mniej - obyczajów i rytuałów weselnych na Podhalu.

Przyjęcie weselne zaczynało się od poczęstunku, jakim parę młodą witała matka tego z młodych, u którego w domu organizowano wesele. Był to chleb z solą i mleko, zwany witawką. Po poczęstunku młodzi udawali się do stajni, gdzie bydłu należało dać trochę chleba, aby dobrze się chowało. Tam również pan młody symbolicznie poluzowywał nieco tasiemki u spódnicy panny młodej, aby w przyszłości miała lekki poród. Przed domem młodzi natrafiali na wiązankę słomy, na której mieli stanąć, aby zapewnić sobie pomyślność i dobre życie. Pod progiem zostawiano także miotłę, aby sprawdzić czy panna młoda szybko ją podnosząc i zamiatając zasłuży sobie na miano dobrej gospodyni. W takt weselnej muzyki goście wchodząc do domostwa wrzucali do pudła basów pieniądze. Kolejnym etapem obrzędu góralskiego wesela były cepowiny. Był to rytuał ważny, bowiem tak naprawdę to on wprowadzał pannę młodą w świat mężatek. Cepowiny rozpoczynały się późnym wieczorem, kiedy pytace porywali pannę młodą, za którą domagali się okupu od starościn. Zazwyczaj okup sprowadzał się do rozmaitych potraw, oscypków, wódki i pieniędzy. Swoje wymagania wyrażali w formie przyśpiewek typu:

"Nie wydom, nie wydom
Młodej pani nie wydom
Pokil starościny
S talerzykiem i s pięćsetką
Nie przydom"

Starościny po chwilach przekomarzań i negocjacji z pytacami, odzyskując pannę młodą przystępowały do czepienia nucąc:

"Srucimy wionecek załozymy cepiec
Jus ci się nie napre
Zoden wiency chłopiec"

Młoda panna była sadzana na krześle. Wtedy starościny zamieniały zdobiący dotąd głowę panny młodej wianek na chustkę, tzw. kaźmierkulę, która miała symbolizować stan małżeński. Towarzyszyły temu słowa:

" Niechze bedzie pokwalony
Grojcie muzyka
Bo sie naso młoda pani
Wionka wyrzeka"

Po cepowinach goście składali prezenty i pieniądze na cepiec, im więcej tym lepiej. Tak nakazywał honor, by więcej od poprzednika, dlatego też ci, których nie było na to stać nie pojawiali się na uroczystości. Następnie miało miejsce porwanie przez druhny kapelusza pana młodego. Chcąc go pozyskać powrotem młody pan musiał go wykupić. Zwyczajowo za cenę kapelusza młody pan ofiarowywał butelkę wódki oraz portfel, który rzucał na talerz razem z wiankiem panny młodej. Kapelusz wracał z powrotem do rąk pana młodego, ale bez piórka, które zdobiło dotąd kapelusz mężczyzny. Było to ostateczne potwierdzenie zmiany statusu cywilnego, które pan młody wyrażał słowami:

"Juzek sie ozenił
Juzek sie ochłopił
Juzek se pióreczko
Na wieki utopieł"

Góralski taniec państwa młodych kończył obrzęd cepowin. Potem trwała zabawa do porannych godzin następnego dnia. Po weselu organizowano poprawiny, a kolejnym etapem ceremonii weselnej była drużbiarsko gościna, urządzana głównie z myślą o drużynie weselnej, która w czasie przyjęcia weselnego nie miała czasu na zabawę dbając o gości państwa młodych.

Tak właśnie powinno wyglądać prawdziwe wesele góralskie... - mogłam wyczytać z twarzy pana Józefa, który kończąc swoją opowieść wstawał z głębokiego fotela, by móc wyjąć kasetę z magnetowidu.

Poszukując informacji o Podhalu i jego zwyczajach natrafiłam w Internecie na mnóstwo ogłoszeń, zapowiedzi i reklam imprez kulturalnych. Górale to ludzie, którzy kochają życie i równie dobrze kochają zabawę. Moim oczom ukazał się bogaty asortyment propozycji konkursów, potańcówek, zabaw folklorystycznych, takich jak: Wielka Majówka Tatrzańska, Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich, czy konkursy na Najśwarniyso Góralecke, czy Podhalańskie Zawody w Powożeniu. Urządzanie tego typu imprez Kasia ocenia mianem robienia tego "pod publiczkę". Jest to organizowane po to, by się pokazać. Aby ludzie którzy się tym interesują, mogli wyjść częściej z domu w stroju. Ale to też nie do końca chodzi tylko o reklamę. W ostatnim czasie na Podhalu zostało utworzonych mnóstwo zespołów góralskich, bądź takich które stylizują muzykę góralską, folklorystyczną - one też muszą mieć okazję do ukazania swoich możliwości, swojego artystycznego potencjału. Muszą się w swoim środowisku pokazać, przedstawić swój artystyczny dorobek. Pozytywnym aspektem imprez kulturalnych jest kultywowanie tradycji m.in. pasterskiej. Ludzie mogą zobaczyć jak wyrabia się oscypki, jak wykonuje się niektóre prace domowe...

- Bo to faktycznie z roku na rok zanika. - przyznaje Kasia.

Coraz mniej osób grabi siano, wypasa owce, uprawia ziemię, czy ma po prostu krowę w stajni. Życie idzie naprzód, modernizuje się. Trudno aby górale żyli cały czas w XIX wieku. Za jakiś czas festyny folklorystyczne będą jedynym źródłem wiedzy o tym, jak to kiedyś życie na Podhalu naprawdę wyglądało. Tam to widać w przejrzysty sposób. Owe festyny są zatem organizowane nie tylko dla turystów. Nie jeden góral ma wtedy szansę zobaczyć tradycję, która kiedyś była żywa i wypełniała góralską codzienność. Starsi górale pamiętają, przytakują ("Oj tak, tak - tak kiedyś było"), młodzi już niekoniecznie. Festyny są zatem i dla turystów, i dla miejscowych. Przy okazji jest to czas na zabawę i rozrywkę, podczas których można porozmawiać, pośmiać się i powspominać. Natomiast wesele góralskie, jest tak silnie zakorzenione w tej społeczności, że na pewno przetrwa.

- Kultura góralska to nie skansen, jak to ktoś powiedział. Ona ciągle żyje. - próbuje przekonać mnie Sobek. Oj tak. Żyje - tego mogę być pewna.

Zabawa w Nowym Targu zakończyła się w godzinach porannych następnego dnia. I pojechałam wraz innymi autobusem do domu, żegnając się z Martą, która od tej chwili stała się już mężatką.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2007 - 2008
Studium Dziennikarskie |Akademia Pedagogiczna |Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja