Krystian Kratiuk
Hurra!!!
Chłodny kwietniowy dzień. Wydawać by się mogło, że nic się już nie może zdarzyć, nic nie może nas zaskoczyć. Jesteśmy już w drugim etapie budowania IV RP, więc siedzimy w domu, i mamy mocno posępne miny. Aż tu nagle, jak grom z jasnego nieba, za pośrednictwem wszystkich mediów, gruchnęła na nas cudowna wiadomość, porównywalna chyba tylko z Habemus Papam! Oto ku uciesze wszystkich lepszych ludzi w naszym kraju, Platforma Obywatelska obwieszcza - w maju będziemy mieć program polityczny!!! Słońce wyszło zza chmur, ptaki zaczęły wreszcie słyszalnie śpiewać, wydaje się, że zamiast swojsko-parafialno-zaściankowego fiuuu fiuuuu fiuuuu, śpiewają teraz tuuusk, tuuusk, tuuusk. Patrzymy na ulicę - ruch w narodzie porównywalny tylko do czasów pierwszej Solidarności! Marzenie!!! Wiec dokonało się, nareszcie...
Wśród tego całego zgiełku, w którym uczestniczyłem, zastanowiło mnie po chwili jedno. Wydawało mi się bowiem, i myśl ta nie chciała dać mi spokoju, że nazwę platforma obywatelska gdzieś już kiedyś słyszałem. Postanowiłem więc moją wrodzoną ciekawość do rzeczy nadprzyrodzonych, zbawczych, uspokoić i zajrzałem do internetowej wikipedii. Dla nie wtajemniczonych dodam, iż jest to twór mojej mamy, która kiedyś wymyśliła sałatkę na winie, tzn. wrzucała do miski wszystko co się nawinie. I tak owa wikipedia służy do wrzucania czego się chce przez kogo się chce, a jest na tyle fascynująca, iż można w niej znaleźć np. interesującą datę sejmu czteroletniego, który wg "wrzucacza" odbył się już pod zaborami.
Ale nie o tym rzecz. Doszukałem się w gąszczu informacji najważniejszej dla mnie wiadomości - Platforma Obywatelska, partia polityczna założona w 2000 roku. Przeszło mi wtedy przez myśl coś, czego nie wstydzę się powiedzieć na forum, mianowicie - ten Donald to dopiero musi być wielki wizjoner. Dlaczego? Otóż popatrzmy - kiedy inne partie powstają w sposób standardowo żałosny, tj. zbierają ludzi o podobnych poglądach, tworzą program i startują w wyborach, ów Donald wybrał zupełnie inną ścieżkę! Pod jego kierownictwem partia najpierw wystartowała w wyborach i to kilku (cóż za światłość!), potem z ludzi, którzy byli wybierani, Donald znalazł tych o podobnych poglądach, a niepodobnych delikatnie odsunął (patrz Płażyński, Gilowska, prawie Rokita), a na samym końcu zaczął pisać program! To się nazywa maestria! Gratka dla miłośników logiki, kopernikański przewrót w politologii!
Ale przecież to nie były pierwsze próby wprowadzenie nowego porządku w życie. Już dwa lata temu widziałem na ulicach plakaty, z wdzięcznie brzmiącymi hasłami - prezydent Tusk, premier z Krakowa. Doczekamy się. Pomyślmy jak mógłby wyglądać świat, gdyby takie odkrycie sformułowane zostało wcześniej. Najpierw byłoby kościół katolicki, potem narodziny chrześcijaństwa. Najpierw mauzoleum Lenina, potem sam zainteresowany. Najpierw byłby mur, potem dopiero Berlin. Genialne w swojej prostocie.
Jest jeszcze coś. MarJanna Rokita został(a) przez Donalda kiedyś nazwany prymusem, który koniecznie musi wybić się przed szereg. Jak więc nazwać nazywającego, skoro, używając szkolnych metafor, najpierw idzie do szkoły, a dopiero na lekcji pyta się kolegów, co było zadane?