Studium@WWW

Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Wydanie szóste, rok akademicki 2002/2003

Wywiad   Reportaż   Felieton   Radio i telewizja   Prace dyplomowe   Internet

Prace dyplomowe

Joanna Kania

Za 100 złotych miesięcznie. Jak się żyje we Lwowie

"Gazeta Krakowska", maj 2003

Autobus ze Lwowa zbliża się do Dworca Stryjskiego. Tuż przed wjazdem kierowca ostrzega:
- Na dworcu grasują złodzieje. Okradają autobusy wyłącznie na polskich numerach. Wykorzystują roztargnienie i to, że niektórzy się za rodziną. Jeśli państwo chcecie, mogę wysadzić was zaraz przed dworcem...
Wszyscy pasażerowie wysiadają wcześniej.

Z liniowego autobusu przesiadam się na miejski, jadący do centrum. Do niedawna transport zbiorowy we Lwowie stanowiły tramwaje i autobusy. Ale powiły się konkurencyjne "marszrutki" - prywatne busy transportowe przystosowane do przewożenia pasażerów. Pomysłowi kierowcy sprowadzają je z Niemiec i przerabiają na miejscu. Opłata za przejazd jest trochę mniejsza niż liniami miejskimi, bo wynosi 60 kopiejek (48 groszy) a nie 80. Busy są przepełnione, biorą więcej osób niż powinny. Za to tramwaje, choć starsze od krakowskich, są w miarę wygodne i czyste. Bilety sprzedaje bezpośrednio w wagonie pani w fartuszku - oddziera je z rolki nawiniętej na palec. Są też taksówki, ale mało kto nimi jeździ. Ulice są pełne dziur. Najlepiej trzyma się jeszcze stary, przedwojenny bruk. Na drogach przeważnie stare łady, tavrie i zaporożce.

Przed ratuszową bramą siedzą kamienne lwy. Wiedzą, że zawsze tak samo marzy młodość i kwitną bzy.

Trzykondygnacyjna kamienica, która przeżyła niejedną wojnę i rewolucję. Odnowiona stoi dumnie przy ulicy Łyczakowskiej. Rzeźbione gzymsy nie straciły na swej świetności. Na dole wmurowana tablica pamiątkowa obwieszczająca, że tu żył i mieszkał w latach 1924 - 33 Zbigniew Herbert. W dole widać wieże kościoła św. Antoniego. Tu co niedzielę spotykają się Polacy. Wszyscy się znają, bo zostało ich tu już niewielu. Po mszy zostają, aby porozmawiać ze sobą pod kościołem.

W zabytkowej części Lwowa wiele kamienic jest obecnie remontowanych. Odnawiana jest zwykle dolna kondygnacja, gdzie ma powstać filia banku, zachodni sklep firmowy lub punkt sprzedaży telefonów komórkowych. Góra pozostaje odrapana.

Za to rynek powoli zaczyna przypominać centrum zachodnioeuropejskiej stolicy. Ratuszowi, którego jak przed wiekami strzegą kamienne lwy, przywrócono świetność. Wokół szyldy z nazwami renomowanych firm. Na rogu Mc'Donalds a w nim markowo ubrana młodzież. W ogródkach z parasolami można wypić piwo "Lwiwskie" za 2 hrywnie (1 zł 6000 groszy). W sklepach takie samo "stoi" po 80 kopiejek lub po hrywni. Dla niektórych ta różnica to dużo, bo to bochenek chleba na następny dzień.

"Popamiętaj ty si Tońciu! Powiedz Szczepciu, powiedz, co? To si tobie przyda, bo pamiętaj, że nie bida, ale pieniądz , to nieszczęście, o!"

W spożywczym ceny zbliżone do naszych, za to produkty z Polski są droższe. Nasze sery żółte kosztują około szesnastu hrywni za kilo, a swojska kiełbasa - piętnaście. Za przeciętną emeryturę (około 120 hrywni - 96 złotych) można jej kupić osiem kilo. Płace także są marne, niewiele lepsze od emerytur. Najgorsze jest jednak to, że pracownikom zwykle nie płaci się miesiącami. Dostają zaległe zarobki ratami i czekają na lepsze czasy. Niektórzy jeżdżą po polskie towary do Przemyśla, gdzie zaopatrują się w hipermarketach. Alkohol na Ukrainie jest tani. Butelkę wódki można kupić już za sześć hrywni. Tak samo jest z papierosami.

Na ulicach handluje się gazetami. Są zarówno ukraińskie jak i rosyjskie. Gazeciarze przy okazji oferują papier toaletowy. W kantorach można wymienić hrywnie na dolary, euro, funty, ale ciężko znaleźć punkt skupujący złotówki. Przelicznik to 80 groszy za hrywnię.

"Przyjacielu, co chcesz, to mów, nie ma jak rozśpiewany Lwów,
Tam, gdy batir sztajerka gra, to nawet stare domy tańczą, oj, diradi, ra..."

Bazar Halicki tętni życiem, jak co dzień. Słychać gwar i śmiechy. Na stołach suszone owoce, kwiaty, warzywa, a także pełno bibelotów dla domu. Kupujący wybierają suszone morele, banany, figi. Co uprzejmiejsza handlarka da spróbować, czy smaczne. Na Ukrainie można suszyć dosłownie wszystko. Przysmakiem jest suszona, solona ryba sprzedawana jako przekąska.
Dalej na stołeczkach siedzą wiejskie kobiety, które namawiają do kupienia twarogu, śmietany czy mleka.
Staruszka trzymająca w spracowanych, pomarszczonych dłoniach bukieciki różyczek, nagabuje:
- Weź,pani, za hrywniu. Weź kwiatki za hrywniu.
Po drugiej stronie targu znajdują się stoiska z mięsem, które leży po prostu na stołach. Nie ma chłodziarek, wszystko odbywa się pod gołym niebem. Niektórzy, niezrażeni tym, biorą wołowinę lub drób. Jest trochę taniej niż w sklepach.

ŚREDNIA EMERYTURA - ok. 120 hrywni
PENSJA NAUCZYCIELA - 140 hrywni
PENSJA DYREKTORA SZKOŁY - 160 hrywni

Na lwowskich placach handlowych sprzedaje się również rękodzieło artystyczne: ręcznie haftowane ludowe bluzki, obrusy oraz drewniane szkatułki. Ludowa ukraińska bluzka z czerwonym haftem kosztuje około 120 złotych. To nie tak tanio, ale towar sprzedawany jest głównie zagranicznym turystom. Tak samo jest z wystawionymi obrazami. Choć one, w porównaniu z tymi przy Bramie Floriańskiej, są dwa, trzy razy tańsze. Kiedy handlarze słyszą obca mowę, błyskawicznie podbijają cenę.

"Toczy się walka zacięta, obfity śmierci plon, biją się polskie Orlęta ze wszystkich Lwowa stron"

Za wejście na Cmentarz Łyczakowski trzeba płacić. Obcokrajowcy trzy, tutejsi dwie hrywnie. Osoby, które mają tu rodzinne grobowce, mogą starać się o legitymację uprawniającą do bezpłatnego wejścia na teren nekropolii. To, co na cmentarzu rzuca się w oczy, to zaniedbane alejki boczne. Jedynie przy głównym wejściu jest czyściej. Do starych opuszczonych polskich grobowców chowa się ukraińskich zmarłych. Na płytach nagrobkowych umieszcza się nowe tablice.

Odnowiony Cmentarz Orląt Lwowskich jest odwiedzany przez turystów równie często, jak Łyczakowski. Alejki pomiędzy grobami są uprzątnięte, tablice upamiętniające poległych odmalowane. Wszystko czeka na uroczyste otwarcie. Jednak spór polsko - ukraiński w sprawie napisu na Pomniku Chwały nie został jeszcze zakończony.

Na cmentarzu z zadumy wyrywa mnie głos starszej pani, mówiącej jeszcze z przedwojennym, kresowym akcentem. Prosi o wzięcie listu do Polski i wysłanie do znajomej do Poznania. Korespondują ze sobą już wiele lat. Dla niej to także ważny kontakt z krajem ojczystym. Poczta ukraińska nie jest niezawodna i czasami gubi przesyłki lub dochodzą one do adresata po miesiącu.

"Bo gdzie jest na świecie tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowie!"

Wielkopłytowe osiedle mieszkaniowe w Sichiwie, na obrzeżach miasta. Budynki z czasów socjalizmu z odrapanymi klatkami schodowymi i niebezpiecznymi windami przypominają betonowe getto, prawie bez zielni. Dzieci nie mają wyznaczonych miejsc do zabaw, plączą się miedzy blokami. Na zniszczonych balkonach - anteny satelitarne.
Największym problemem ukraińskich osiedli jest brak wody. Pojawia się ona tu tylko rano i wieczorem.
Pomiędzy blokami powstają małe sklepy spożywcze. Taniej jednak jest w wybudowanym nieopodal hipermarkecie. Setki osób udają się tam na zakupy.
Po drodze mijają wybudowaną na przyjazd papieża grekokatolicką bazylikę. Jej kopuły błyszczą, jakby były ze złota. Przed kościołem odlana z brązu rzeźba ojca Świętego.. w papieskiej mszy dla lwowskiej młodzieży dwa lata temu uczestniczyło tysiące Ukraińców zgromadzonych wokół świątyni. Tu wiele osób czeka na powtórny przyjazd Ojca Świętego.

Na ulicach wszędzie słychać ukraińską mowę. Nikt już nie mówi tu po rosyjsku, po polsku też już prawie nikt.

Lwów powoli podnosi się z zaniedbania. Widać zmiany, ale jeszcze wiele jest do zrobienia. Czy powróci do przedwojennej świetności...

(Śródtytuły pochodzą z książki "Lwowskie piosenki uliczne, kabaretowe i okolicznościowe do 1939 roku", J. Habela, Z. Kurzowa)

Prace dyplomowe

Copyright by Studium Dziennikarskie 2003