Studium@WWW

Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Wydanie szóste, rok akademicki 2002/2003

Wywiad   Reportaż   Felieton   Radio i telewizja   Prace dyplomowe   Internet

Prace dyplomowe

Magda Broniatowska

Kraków wyłania się z mroku

"Dziennik Polski", 27 kwietnia 2003

Aby odkryć magię miasta, trzeba obudzić się dużo wcześniej niż turyści i dorożkarze

4 rano. W zajezdni tramwajowej MPK w Łagiewnikach panuje już spory ruch. Jedni motorniczy odbierają w dyspozytorni karty drogowe tramwajów, inni sprawdzają stan techniczny wagonów, którymi za chwilę wyruszą na trasę. Są też i tacy, którzy wszystko mają już przygotowane do drogi i, popijając gorącą kawę, czekają spokojnie na wyznaczony odjazd.
- Ja już się przyzwyczaiłem do wczesnego wstawania, taka praca, co zrobić? - mówi Marcin Głowa, motorniczy, który codziennie zrywa się z łóżka o drugiej nad ranem, aby już przed czwartą być w zajezdni. Pani Ela, która od 15 lat pracuje w MPK, wstaje jeszcze wcześniej. Przed wyjściem do pracy zostawia dzieciom polecenia na kartkach. W końcu zobaczy je dopiero, gdy wrócą ze szkoły.
- Trzeba lubić jeździć. Każdy kurs jest inny, ale zawsze dzieje się coś ciekawego. Co z tego, że muszę wstawać o trzeciej? Chodzę wcześnie spać, więc budzę się wypoczęty i nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić do pracy - przekonuje pan Mariusz, jeden z motorniczych.
Co ciekawego można zobaczyć o świcie, kiedy mknie się przez Kraków po szynach tramwajowych? - Raz na Starowiślnej widziałem golasa - opowiada pan Jan, motorniczy z 25-letnim stażem. - Jednak najbardziej przykry widok to skacowane małolaty, śpiące na przystankach - dodaje po chwili.

5 rano. Ruszają pierwsze tramwaje. Ich pasażerowie wpatrują się nieprzytomnym wzrokiem w niewyraźne kształty, powoli wyłaniające się z mroku nocy. O czym myślą?
- O rodzinie się myśli i o problemach. Jest czas, żeby porozmyślać o tym , nad czym nie ma się czasu zastanawiać za dnia - mówi Marek Pobożniak, który codziennie jako jeden z pierwszych podróżuje tramwajem numer 22. O tej porze w wagonach tramwajowych panuje milczenie. Ale nie we wszystkich..
- Lubimy dobrze zaczynać dzień - przekrzykują się cztery roześmiane kobiety w tramwaju numer 19 - Znamy się z widzenia. Każda z nas pracuje gdzie indziej, to jest taka znajomość tramwajowa. Nasze poranne ploteczki to najprzyjemniejszy moment w ciągu dnia. - zapewniają bezwstydnie Lucyna, Bożena, Ania i Marysia.

5.30. Gasną miejskie latarnie. Na niebie pojawia się różowa poświata - zapowiedź nadchodzącego wschodu słońca. Pan Krzysztof, sprzedający obwarzanki na przystanku tramwajowym przy ulicy Dietla, od piętnastu minut tkwi już na swoim codziennym posterunku Zmarznięty, zaspany i niezadowolony. Co innego pan Mirek, sprzedawca z malutkiego sklepiku spożywczego, znajdującego się w przejściu podziemnym w Czyżynach. Od samego rana tryska dobrym humorem. - To jest świetna pora na zarobek. Cały czas mam tutaj ruch. - przekonuje.
Dobry nastrój panuje też w piekarni francuskiej, mieszczącej się przy ul. Bartosza na Kazimierzu. W różnych rzędach studzą się tu dopiero co wyciągnięte z pieca chleby, bagietki, bułki...W sumie ponad czterdzieści rodzajów pieczywa. Już o czwartej rano furgonetki zaczynają je rozwozić po całym Krakowie.- My tu w ogóle nie kończymy pracy. Żeby ciepłe i chrupiące pieczywo trafiło o świcie do sklepów. Wyrabianie ciasta zaczynamy już wczesnym wieczorem poprzedniego dnia. Nie produkujemy chleba, ale go po prostu pieczemy, a to wymaga czasu. Nasza piekarnia zaopatruje dwa razy dziennie około 80 punktów w mieście. Dlatego pracujemy właściwie bez przerwy przez całą dobę - zapewnia Tadeusz Podgórski, szef produkcji z piekarni francuskiej.

5.45. Wawel jest jeszcze niedostępny dla Krakowian i turystów. Za to u jego stóp, tuż nad Wisłą odbywają już swe codzienne spacery okoliczni mieszkańcy ze swoimi czworonożnymi ulubieńcami.
- Wychodzę z moją suczką tak wcześnie na spacer dlatego, że to jest najprzyjemniejsza pora w ciągu dnia. Nie ma ludzi i jest spokój. - przekonuje pani Wiesława, którą codziennie o świcie można spotkać na bulwarach wiślanych.
Nad Wisłę przychodzą też niekiedy podziwiać wschód słońca studenci, wracający z całonocnej zabawy.- Bawiliśmy się dziś w nocy w czterech klubach i jesteśmy strasznie zmęczeni, ale nie chciało nam się wracać do domu, więc siedzimy sobie i kontemplujemy piękno przyrody. - wyjaśnia ze śmiechem Rudy, Eliza i Kasia, studenci Krakowskiej Szkoły Wyższej im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

6 rano. Starszy strażak Jan Boroń gra hejnał mariacki. Czysty dźwięk trąbki rozbrzmiewa ponad dachami kamienic. Wysoko nad rynkiem pojawia się czerwona kula słońca. Wstaje nowy dzień. - Hejnalista to łącznik ziemi z niebem. Trochę się tu czujemy samotni, 54 metry nad miastem. Czasem jest tu tak jak w pustelni. W sezonie letnim łatwiej można poradzić sobiue z tym uczuciem, bo wtedy Kraków żyje prawie całą dobę. Najgorzej jest w zimowe noce, ponieważ panuje straszna cisza, taka, że aż w uszach dzwoni... Dopiero nad ranem, kiedy słychać odgłosy pierwszych tramwajów i hałas polewaczek czyszczących płytę Rynku, człowiek czuje, że miasto powoli się budzi. - opowiada ogniomistrz Krzysztof Daniel, pełniący funkcję hejnalisty już od dwudziestu lat. - Czasem jest całkiem wesoło. Zdarza się, że w środku nocy podchmieleni przechodnie, jak usłyszą hejnał, to krzyczą do nas, czemu jeszcze nie śpimy. A w dzień, pracujący na dachach robotnicy pytają, dlaczego ciągle gramy to samo... Wiosna, lato - cały czas coś się dzieje. Jak jest ciepło to można sobie popatrzeć na opalające się w oknach okolicznych kamienic dziewczyny. Chce się żyć - opowiada z entuzjazmem drugi ze strażaków.

6.30. Na Rynku dobiega właśnie końca codzienne sprzątanie. Dozorcy zamiatają chodniki przed kamienicami. Pracownicy MPO wypróżniają kosze na śmieci. Kierowcy polewaczek, czyszczących płytę Rynku, powoli zbierają się do odjazdu.
- Od 87 roku jeżdżę na polewaczce. Ciężko myć Rynek, bo przez całą noc pełno tu pijanej młodzieży. Nie chce się to usunąć z drogi i trzeba wóz zatrzymywać, wysiadać, krzyczeć... - Zbigniew Płachta wzdycha ciężko. - Centrum wykańcza - wąskie ulice i sceny jak z horroru. Na Szewskiej nie ma dnia, żeby ktoś nożem nie dostał, a przy Piłsudskiego raz musiałem zmywać krew z chodnika, bo facetowi podobno brzuch jacyś bandyci rozpruli. Takie to życie w polewaczce. Marznie się a buty ciągle mokre... - narzeka pan Zbigniew, pracownik Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych i Dekoracji.
O tym, jak ciężka jest nocna praca, wie też dobrze Paweł Ziąbka, pracownik firmy "Kolporter".- Ludzie kończą dzień, wychodzą z knajp, a ja zaczynam wtedy pracę. Czasem zazdroszczę im tej beztroski. Ja nie mam szans na zabawy. Przez cały tydzień rozwożę w nocy gazety, a w dzień śpię. A jak mam wolne, to już nawet nie starcza sił, żeby pójść na imprezę - żali się młody mężczyzna, zaczynający swą pracę w środku nocy i kończący ją zazwyczaj... w południe.
W nocy pracuje także Stanisław Gajewski z mieszczącej się przy Rynku Kawiarni Bankowej. Świt zastaje go przy sprzątaniu kawiarnianego ogródka. O ósmej wszystko musi już tam być gotowe na przyjęcie nowych gości, którzy przyjdą wypić poranną kawę.

7 rano. Na Rynku kwiaciarki zaczynają się krzątać wokół swych straganów. O tej porze pojawiają się już pierwsi klienci. - Kto pierwszy, ten lepszy - przekonuje pani Aniela, która codziennie rozkłada swój stragan jako jedna z pierwszych.
Podczas gdy kwiaciarki dopiero rozpoczynają swą pracę, handel kwitnie już od godziny na Starym Kleparzu. Gaździny z Podhala zachwalają własnoręcznie wyrabiany ser, śmietanę i sprzedawaną po kryjomu wiejską kiełbasę. Miejscowi handlarze zachęcają do kupna innych towarów. Można tu właściwie nabyć wszystko, począwszy od owoców i warzyw a skończywszy na... tanim spirytusie. Podobnie jest na krakowskiej Tandecie przy ul. Powstańców Wielkopolskich, choć tu królują przede wszystkim kolorowe ubrania, wystawiane na straganach przez skośnookich kupców, oraz podejrzanej jakości buty, poukładane na maskach samochodów.

7.30. Przed wejściem na teren Huty im. Tadeusza Sędzimira trzy młode kobiety rozdają ulotki.- Nie ma pracy, więc człowiek dorabia jak może, kiedy inni jeszcze śpią - przekonuje dwudziestokilkuletnia Dominika, która codziennie pojawia się tu około godziny siódmej, kiedy w Hucie następuje zmiana pracowników. - Przed ósmą mam już wszystkie ulotki rozdane, więc wracam szybki do domu, żeby zrobić dziecku śniadanie i wyprawić męża do pracy. - dodaje. Podczas gdy Dominika zajmuje się roznoszeniem ulotek, przed pobliskim barem "Pod Laskiem" i na tyłach stojącego nieopodal dużego sklepu spożywczego powracający z nocnej zmiany w hucie mężczyźni odprawiają swój codzienny rytuał, powoli sącząc piwo.

8 rano. Spóźnialscy pędzą do szkoły. Nie wszyscy się jednak spieszą. W parku Jordana panuje cisza i spokój. Pierwsi wagarowicze rozgrzewają się leniwie w promieniach porannego słońca.- Odbijamy sobie dziś Dzień Wagarowicza, bo wtedy akurat musieliśmy pójść do szkoły. A poza tym postanowiliśmy w ten sposób uczcić 4 miesiące wspólnego chodzenia - przekonuje para zakochanych licealistów.
W pobliżu dziewczęta z Liceum Plastycznego odbywają lekcją WF-u. O tej porze można tu też spotkać nielicznych amatorów porannego joggingu. - Mało komu chce się biegać, a przecież fajnie jest zacząć dzień w aktywny sposób - przekonują Gosia Czech i Karolina Czekaj, studentki Akademii Ekonomicznej.

10 rano. Na Rynku pojawiają się pierwsze dorożki.- Nie ma co się spieszyć. Turyści muszą się wyspać, więc wiadomo, że o świcie się tu nie pojawią - przekonuje Marek Gaudyn, dorożkarz z trzyletnim stażem.
Aby odkryć prawdziwą magię Krakowa trzeba jednak obudzić się dużo wcześniej niż turyści i dorożkarze. Trzeba wkroczyć na Rynek wraz z pierwszymi polewaczkami i wysłuchać hejnału mariackiego, zapowiadającego wyłaniający się z nocnych mgieł nowy dzień. Może warto samemu poznać tę tajemniczą porę, kiedy mrok ustępuje miejsca światłu?

Prace dyplomowe

Copyright by Studium Dziennikarskie 2003