Studium@WWW

Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Wydanie szóste, rok akademicki 2002/2003

Wywiad   Reportaż   Felieton   Radio i telewizja   Prace dyplomowe   Internet

Prace dyplomowe

Magdalena Król

Nadzieja na lepsze życie

"Gazeta Krakowska", 26 - 27 kwietnia 2003

Ostatnio Ewa dowiedziała się, że jest na liście starych panien, bo ma 26 lat i nie "przytaszczyła" jeszcze do kościoła żadnego chłopaka... Wiele polskich wsi wciąż drzemie w błogim śnie, a w wielkim mieście szybkie samochody, komputery, komórki, internet... Można w tym się zagubić. Historia Ewy - 26 - letniej studentki piątego roku, zawiszonej pomiędzy tymi dwoma światami wydaje się być najlepszym tego przykładem.

O niej...

Pochodzi z trzypokoleniowej rodziny mieszkającejw pięknej podsądeckiej wsi. Dom - dwa pokoje, duża kuchnia i niewielkie gospodarstwo.

- Chowałam się na gospodarstwie i ciężko na nim pracowałam od małego - podkreśla Ewa. Oboje rodzice też pracowali zawodowo: ojciec na kolei, matka jako pielęgniarka. Ojciec zmarł bardzo młodo. W jej rodzinie miał miejsce typowy konflikt pokoleń. Ale ona zobaczyła i zrozumiała go dopiero po latach. Wszystko było udawane, surowe i sztywne. Wszyscy czuli się nieswojo, nikt nie okazywał żadnych uczuć.

Mimo tych wspomnień lubi to miejsce wśród lasów i gór, gdzie się urodziła i wychowała.

-Ale wieś to także ludzie, wśród nich dewotki i plotkary interesujące się wszystkimi i wszystkim, zwłaszcza życiem prywatnym. Niektórzy latami nie odzywają się do sąsiadów mieszkających za płotem, ale co niedzielę latają do Komunii przez cały kościół, żeby ich wszyscy widzieli- mówi Ewa ze smutkiem w głosie.- Tam jest tak niewielu miłych ludzi! I co najgorsze, ich życie upływa w błogim przekonaniu, że tak właśnie ma być i nic już się nie zmieni.

Do wiedzy pod górkę

- W szkole wyzywano nas od najgorszych, wysyłano do pasienia krów i gęsi. Traktowano jak nic nieznaczące dodatki. Powszechne też było ciągnięcie za uszy - wspomina Ewa

Na swojej drodze spotkała niedouczonych, sfrustrowanych i latami robiących studia nauczycieli, którzy swoją pracę traktowali jak przykry obowiązek.

- Nabawiłam się przez nich strasznych kompleksów. Przez lata nie potrafiłam zadać pytania, bo bałam się, że ktoś mi powie, że jestem głupia jeżeli pytam o coś takiego. W tym roku kończę studia i prawie się z tego wyleczyłam, ale było ciężko.

Skończyła Liceum Ekonomiczne. - Nie chciałam tam iść, ale mama uznała, że to będzie najlepsze wyjście - tłumaczy.

Ewa nie identyfikowała się ze swoją klasą. Nie miała wolnego czasu, bo dojazd do szkoły zajmował jej prawie pół dnia. Nie chodziła na dyskoteki jak jej koleżanki. Zajmowała się domem i swoją młodszą siostrą

Myślała jednak o studiach. Złożyła papiery na administrację. Zdała egzaminy, ale nie została przyjęta.

Pocałunek grzechem?

Jenocześnie złożyła papiery do Studium. Tam poznała franciszkanina, który ucząc religii wywarł ogromny wpływ na dalsze życie Ewy.

- To dzięki niemu nie straciłam wiary do końca. To był człowiek który potrafił wiele rzeczy wytłumaczyć. Wiedział jak wygląda prawdziwe życie. Nauczył mnie patrzeć inaczej na ludzi i na całą wiarę. Nie sprowadzał jej tylko do chodzenia do kościoła i odbębnienia tych czterdzistu minut. Zrozumiałam dzięki niemu, że grzech to nie jest nic strasznego - przytrafia się on każdemu bo jesteśmy bardzo ułomni. Dowiedziałam sie wielu rzeczy. Proboszcz w mojej parafii tłukł nam od małego do głowy, że pocałunek jest wielkim grzechem. Wtedy, dzięki niemu zrozumiałam, że tak wcale nie jest.

Trudne początki na UJ

Rodzina uznała, że Ewa powinna wykonać drugie podejście na studia. Tym razem postanowiła na Uniwersytet Jagielloński. W pociągu do Krakowa podjęła decyzję, że pójdzie na historię.

- UJ ma u nas we wsi renomę. Ludzie mówią, żę nie ma się tam po co pchać, bo i tak się człowiek nie dostanie. A jak się już dostanie, to i tak długo nie utrzyma- tłumaczy Ewa

Postanowiła jednak zaryzykować i dostała się. Na początku była przerażona. Ciążył jej bagaż wyniesiony z domu. Przytłaczał ją ogrom miasta, bała się, że się zgubi. Zamieszkała w jednym z najbardziej znanych akademików. Krążyła po trasie akademik - uczelnia - biblioteka.

- Najgorsze w nim było to, że nawet nie wiedziałam kto naprzeciwko mnie mieszka. To była pełna anonimowość.

Ewa bardzo chciała się uczyć, jednak w trzyosobowym, ciasnym pokoju, w którym mieszkała wiecznie ktoś przesiadywał. Na pierwszej sesji oblała dwa razy ten sam egzamin i zrozpaczona zrezygnowała ze studiów. Na krótko.

Jeszcze raz przystąpiła do egzaminu wstępnego na historię i znów znalazła się na liście studentów. Bogatsza o tamte doświadczenia już bez większych problemów zaliczała rok za rokiem.

Lista starych panien

Ewa kończy w tym roku studia i nie chce wracać do rodzinnej miejscowości. Ostatnio - po tym co usłyszała we wsi na swój temat i na temat swojej rodziny - zdecydowanie mówi nie.

- Nie mogę zrozumieć tych ludzi, po co oni się tak często kłócą. Po co te wszystkiem złośliwe plotki na mój temat. Mam liche zdrowie i słabnę w kościele. Co jakiś czas w związku z tym pojawia się plotka, że jestem w ciąży! Ostatnio też dowiedziałam się, że jestem na tzw. liście starych panien, bo mam 26 lat i nie przytaszczyłam jeszcze do kościoła żadnego chłopaka. Jestem z tzw. "uconych" i niedługo na pewno zdziwaczeję - głosi wieść gminna. U nas, jeżeli kobieta jest wykształcona, to z reguły zostaje nauczycielką a nauczyciele nie mają zbyt dobrej opinii na wsi, zresztą częściowo zasłużenie. Ja nie chcę i nie będę nauczycielką - mówi z determinacją.

Dla mamy Ewy jej powrót na wieś oznaczałby zupełną klęskę. Zawsze uważała, że tylko miasto daje szanse na lepsze życie, co podziela wielu sąsiadów.

- Wprawdzie o miastowych wieś ma kiepskie zdanie, nawet skrajne, że to gnoje i nieroby, ale z drugiej strony w mieście spokojniej się żyje. Nie trzeba wstawać o piątej nad ranem do kur, i to się wsi podoba - tłumaczy Ewa, choć sama nie wie jak potoczą się jej losy.

Nie ma dla niej większego znaczenia gdzie będzie żyć, mieszkać i pracować. Nigdzie nic ją nie trzyma. Zostanie tam, gdzie znajdzie pracę.

- Gdzieś muszę ją w końcu znaleźć - mówi

Dwa światy

- Teraz widzę, że w mojej wsi nie potrafię się z nikim dogadać. Większość młodych ludzi też chciałaby z niej uciec. Pojawia się zawiść, zazdrość w stosunku do mojej osoby. Oni zupełnie inaczej żyją i patrzą na świat. Niestety to są dwa różne światy. A ja mam zupełnie różne problemy. Uczę się, piszę pracę magisterską i z trudem próbuje wiązać koniec z końcem, żeby utrzymać się w Krakowie. Do domu zaglądam od czasu do czasu. Jestem takim outsiderem.

- Zawsze byłam inna. Siedziałam w książkach i wygłaszałam poglądy, które nie znajdowały choćby odrobiny zrozumienia. Uważano, że bujam w obłokach, a to nie jest dobrze widziane we wsi. Tam trzeba chodzić twardo po ziemi, tam liczy się pole, obora. Ten ich mały światek nie stał sę moim światem - mówi Ewa. - Przyzwyczaiłam się już do tego, że dla wsi jestem po prostu dziwakiem.

- W swoim życiu z niewieloma osobami miałam bliższy kontakt - przyznaje Ewa.

Nawet teraz, mieszkająć w akademiku i studiując w Krakowie już sześć lat, nie znalazła w nim przyjaciół. Jest sama wśród tłumu i samotna. Żyje studiami i nauką. Wiele czasu spędza w bibliotekach i czytelniach pochylona nad książkami. Lubi spacerować po mieście. Ale nawet tu w magicznym, pełnym żaków i studenckiego życia mieście, Ewa nie odnalazła swego miejsca: - Nie mogę zrozumieć dlaczego nie toleruje się człowieka takim, jakim on po prostu jest. Moim największym marzeniem jest praca naukowa na Uniwersytecie Jagiellońskim i ... znalezienie chłopaka.

Prace dyplomowe

Copyright by Studium Dziennikarskie 2003