Studium@WWW

Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Wydanie szóste, rok akademicki 2002/2003

Wywiad   Reportaż   Felieton   Radio i telewizja   Prace dyplomowe   Internet

Felieton


Andrzej Gibała

Jedna strona medalu

Początek czerwca bieżącego roku będzie dla naszych elit rządzących, zarówno tych z prawej, jak i z lewej, poważnym sprawdzianem. Jak zachowa się społeczeństwo? Pójdzie za głosem radykalnych partii takich jak LPR i Samoobrona i powie "nie", czy też wysłucha głosów pozostałej części naszych polityków i zagłosuje na "tak"? A może po prostu większość z nas pozostanie w domach.

Trzecia możliwość jest całkiem prawdopodobna, biorąc pod uwagę jakość naszego życia politycznego i wynikający z tego całkowity brak zaufania do polityków. Ludzie po prostu nie będą mieli ochoty brać udziału w kolejnych politycznych gierkach. Będzie to nie najlepiej świadczyć o polskim społeczeństwie, ale na pewno nie martwi to euroentuzjastów, którzy przegłosują potem nasze wejście do UE w sejmie. W końcu mają tam zdecydowaną większość.

Niczego nie można być jednak pewnym, więc spółka SLD-UP-PSL-PO-PiS robi wszystko, by sprawy potoczyły się zgodnie z jej planem. Zafundowano nam więc akcję informacyjną dotyczącą Unii Europejskiej. Zamysł sam w sobie szlachetny. W końcu obywatel nie powinien kupować kota w worku. Jednakże po raz kolejny okazało się, że zamiary nie idą w parze z czynami. Jak mówi przysłowie - "Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami". Chciałbym wierzyć, że zamiary były słuszne, ale to tylko pobożne życzenia.

To, co się teraz odbywa na naszych oczach, to nic innego, jak nachalna, nie mająca nic wspólnego z informacją propaganda. Zaczęło się delikatnie. Krótkie pogadanki wygłaszane przez Bogusława Wołoszańskiego, kręcone w różnych częściach starego kontynentu gościły na ekranach naszych telewizorów. Później mieliśmy audio(idio)tele dotyczące Euro. Ale prawdziwa maszyna ruszyła niedawno. Nie mogło zabraknąć arystów, jak to w cyrku. Michał Żebrowski przyznaje, że jest Europejczykiem. Według mojej najlepszej wiedzy, jako obywatel Polski, znajdującej się w samym środku kontynentu, był nim od zawsze, a nasza ewentualna akcesja nic tu nie zmieni.
Nasz wspaniały, jakoś niestety nie doceniany nawet we własnym kraju muzyk o pseudonimie Norbi oświadcza, że jego kariera na zachodzie to tyko kwestia czasu, pod warunkiem, że wejdziemy do UE. Pragnę mu przypomnieć, że osoby takie jak chociażby Andrzej Sewerym, Roman Polański, czy bliższa mu z racji wykonywanego zajęcia Edyta Górniak, już od dawna działają poza granicami kraju.

To tylko wierzchołek góry lodowej. Prezydent wraz ze swoją świtą jeździ po kraju i dokłada wszelkich starań by przekonać wątpiących. Oczywiście nie może zabraknąć obszernych relacji z tych spotkań w każdym serwisie informacyjnym.
Nie zniknęły również reklamówki. Tym razem nie występuje w nich pan Wołoszański, lecz przedstawiciele różnych środowisk.
Ostatnio miałem nieprzyjemność zobaczyć jednego z mieszkańców Zakopanego, który na tle Wielkiej Krokwi zapewniał, że po dołączeniu do wspólnej Europy dostaniemy środki na budowę i remont wielu obiektów sportowych. Nie było by w tym nic bulwersującego gdyby nie fakt, że w międzyczasie były pokazywane mistrzowskie skoki Adama Małysza oddawane w stolicy polskich Tatr. Wspaniały zabieg socjotechniczny.
Inny przykład tego typu praktyk to obrazy które się pojawiają na tle błękitnej flagi w czołówce niektórych programów. Mamy więc młodych, szczęśliwych ludzi, dziecko, Papieża. Jest jeszcze cała rozrywkowa otoczka. Tomasz Kamel jeździ po Europie i opowiada nam o kulturze poszczególnych krajów. To samo robi Monika Richardson i jej goście w programie "Europa da się lubić".

Ponoć każdy medal ma dwie strony. Dziwne, ale ten o nazwie Unia Europejska zdaje się mieć tylko jedną. Dlaczego nie informuje się nas o stratach i wyrzeczeniach? Jeśli to społeczeństwo ma zadecydować, to dlaczego dostępu do mediów nie mają osoby reprezentujące eurosceptyków? W końcu cała ta szopka jest finansowana z podatków wszystkich obywateli! Nie piszę że jestem "za" lub "przeciw" naszemu przystąpieniu, a może auschlussu, jak nazywa to Janusz Korwinn-Mikke, do UE. Opowiadam się jedynie za rzetelną informacją. Swoją drogą ciekawe, jak rząd chciał nas w ciągu kilku tygodni zapoznać z treścią dokumentu, który ma 6000 stron.
Ale to już zupełnie inna sprawa.

Felieton

Copyright by Studium Dziennikarskie 2003