Żyję, kiedy śpiewam

Z Mirosławem Witkowskim - zwycięzcą "Szansy na sukces" rozmawia Justyna Fugiel




Justyna Fugiel: Zdobyłeś popularność dzięki kolejnym udanym występom w programie Elżbiety Skrętkowskiej "Szansa na sukces" ale wiem , że nie był to twój debiut sceniczny. Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich osiągnięciach przed "Szansą".
Mirosław Witkowski: Prawdę mówiąc muzyką interesuję się od dziecka a momentem przełomowym w mojej w cudzysłowie "karierze" był występ w Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Angielskiej w Brzegu. Festiwal ten wygrałem, zostałem dzięki temu zauważony przez ludzi z telewizji, ze świata muzyki a to jest najważniejsze. Zaproszono mnie bez eliminacji do programu "Szansa na sukces" i od tego wszystko się zaczęło.
J.F.: Występ w Brzegu był więc twoim debiutem?
M.W.: Tak tam po raz pierwszy stanąłem na scenie. Nie liczyłem na wygraną. Chciałem tylko zdobyć nowe doświadczenia, sprawdzić się. W Brzegu śpiewałem na samym końcu. Jurorzy byli już bardzo zmęczeni niektórzy zaczęli nawet wychodzić ale kiedy zacząłem śpiewać wrócili i postanowili właśnie mnie przyznać pierwszą nagrodę.
J.F.: Wiem, że uczestnicy "Szansy" o tym czyj repertuar będą wykonywać dowiadują się już po eliminacjach. Czy byłeś zadowolony gdy dowiedziałeś się, że zaśpiewasz w programie z udziałem Zdzisławy Sośnickiej i czy znałeś repertuar tej wokalistki?
M.W.: Prawdę mówiąc znałem tylko dwie piosenki Zdzisławy Sośnickiej "Julia i ja" oraz "Z tobą chcę oglądać świat" śpiewaną w duecie ze Zbigniewem Wodeckim. Dwa tygodnie przed programem otrzymałem listę 9 utworów, których musiałem się nauczyć. Modliłem się aby nie wylosować piosenki "Pamięć" bo jest najtrudniejsza ma trzy oktawy rozpiętości i oscyluje na granicy moich możliwości wokalnych.
J.F.: Ale musisz przyznać że ta właśnie piosenka pozwoliła ci zaprezentować maksimum możliwości głosowych?
M.W.: Tak ale równie dobrze mogłem spalić się jako wokalista. Wystarczyłoby małe potknięcie i poniósłbym zupełną klęskę . Na szczęście mój głos nie zawiódł.
J.F.: Czy mógłbyś powiedzieć jakiej muzyki słuchasz i jakiego wokalistę czy zespół wybrałbyś do programu "Szansa na sukces" w którym miałeś wystąpić gdyby to zależało od Ciebie?
M.W.: Od niedawna bo od ponad roku interesuję się muzyką jazz, gospel i soul. Moimi idolami są Al Jarreau, Bobi Mc Ferris, a w Polsce Marek Bałata, Mietek Szcześniak. Cenię ludzi, którzy mają charyzmę, prawdziwych artystów a nie tych promowanych na siłę przez wielkie wytwórnie. Gdybym natomiast miał wybrać wykonawcę do "Szansy" byłby to George Michael. Ma on mało wspólnego z jazzem, ale ma w sobie coś przyciągającego co sprawia, że można go słuchać godzinami.
J.F.: Wszyscy uczestnicy "Szansy" a już na pewno nagrodzeni i wyróżnieni prezentują bardzo wysoki poziom jednak nie wszyscy stają się sławni. Kariera niektórych kończy się wraz z występem w programie. Co według Ciebie oprócz talentu konieczne jest do osiągnięcia sukcesu?
M.W.: Oprócz głosu, szczęścia, talentu potrzeba ogromnych układów. Trzeba spotkać ludzi, którzy mając na uwadze głównie własne korzyści będą chcieli Cię wypromować. Poza tym trzeba dużo śpiewać, pokazywać się, jeździć na festiwale, konkursy, warsztaty. Starać się zaistnieć. W muzyce nie liczy się jeden udany występ. Trzeba "reklamować się" przez kilka lat, pokazywać dobrą formę, przekonywać ludzi z branży muzycznej że warto właśnie w ciebie zainwestować.
J.F.: A jakie cechy osobowości mogą twoim zdaniem pomóc w zrobieniu kariery?
M.W.: Jeśliby patrzeć na cechy charakteru to ja nie powinienem wygrać żadnego konkursu. Wydaję mi się że jestem zbyt nerwowy, nadpobudliwy. Często mam problemy z dogadaniem się z ludźmi. Nie rozumiem innych albo spotykam się z niezrozumieniem z ich strony. Kiedy staję na scenie zupełnie się zmieniam. Wiem że czasem bywam osobą egoistyczną, nerwową, natomiast kiedy śpiewam nie myślę o sobie, opuszczają mnie nerwy i chcę dać jak najwięcej z siebie innym.
J.F.: Występowałeś najpierw w programie "Szansa na sukces" ze Zdzisławą Sośnicką później w finale w Sali Kongresowej aż wreszcie na koncercie, który przyniósł Ci zwycięstwo w wielkiej Gali z okazji 5 urodzin "Szansy". Poprzeczka była więc coraz wyższa, ale czy i trema proporcjonalnie wzrastała? A może najbardziej stresujący był pierwszy występ przed kamerami.
M.W.: Przed występem umieram, po występie umieram. Kiedy śpiewam - żyję. Przed pierwszym występem byłem bardzo zdenerwowany, trzęsły mi się ręce. Uspokajała mnie mama, która była ze mną. Kiedy zapaliły się lampki i usłyszałem muzykę, zapomniałem o stresie. Najmniej denerwowałem się w czasie 5-lecia "Szansy" bo nie liczyłem na wygraną. W koncercie tym brało przecież udział tyle gwiazd. Po występie byłem już spakowany i siedziałem za sceną nawet nie śniąc o tym że wygram, kiedy ktoś przybiegł i powiedział że muszę wyjść na scenę odebrać nagrodę.
J.F.: Czy po występie w "Szansie" otrzymałeś jakieś ciekawe propozycje?
M.W.: Wszyscy pytają mnie o to. Bardzo długo nie pojawiły się właśnie żadne propozycje dopiero trzy tygodnie temu zadzwonił do mnie pan Wróblewski - pełnomocnik rektora Stowarzyszenia Pomocy Młodym Talentom im. F. Chopina we Wrocławiu z propozycją współpracy. Będę miał możliwość ćwiczenia pod opieką Marka Bałaty - najlepszego polskiego wokalisty jazzowego ostatnich lat. Mam nadzieję że da to efekty.
J.F.: Zajmujesz się nie tylko muzyką - studiujesz także anglistykę. Czy swoją przyszłość wiążesz z muzyką czy raczej z tym co robisz na studiach?
M.W.: Wielu sławnych wokalistów jak Ewa Bem czy Lora Szafran dla kariery zrezygnowało ze studiów. Postawili wszystko na jedną kartę, udało im się, ale znam osoby, które rzuciły wszystko dla muzyki ale niestety nie powiodło się i teraz nie mają celu w życiu. Uważam że studia są ważne. Do chwili ich ukończenia muzykę odsuwam na drugi plan. Głos jest instrumentem, który w każdej chwili może zawieść. Wtedy zostanę na lodzie i nikt nie będzie pamiętał, że kiedyś dobrze śpiewałem.
J.F: Mieszkasz i studiujesz w Nowym Sączu bardzo malowniczym, ale małym miasteczku. Wielu młodych ludzi tu mieszkających uważa że szansę na zrobienie kariery, znalezienie atrakcyjnej pracy mają tylko w dużych miastach np. w Warszawie, Krakowie. Czy ty też tak uważasz i myślisz o opuszczeniu swojego miasta? Czy może przyszłość wiążesz z Nowym Sączem?
M.W.: Tutaj mieszkam i studiuję ale wciąż wyjeżdżam do Warszawy, Wrocławia, Krakowa. W Nowym Sączu niestety nic ciekawego się nie dzieje jeśli chodzi o muzykę. Nie ma tu ludzi z którymi można by współpracować na wysokim poziomie. Aby przygotować się do występów np. w Opolu trzeba współpracować z najlepszymi.
J.F.: A propos Opola. Zwycięzcy finałów "Szansy na sukces" w nagrodę mogą zaprezentować się na tym prestiżowym festiwalu. Czyli Ciebie zobaczymy w tegorocznym koncercie debiutów?
M.W.: Dla mnie największą satysfakcją i nagrodą było to, że mogłem wystąpić i wygrać z najlepszymi. Mogłem też pokazać się przed kamerami, a trzeba pamiętać, że każda minuta w TV kosztuje setki tysięcy złotych ja wiele tych minut otrzymałem gratis. Jeśli chodzi o Opole to jeszcze nic nie wiadomo. Jest duża szansa że wystąpię jeśli nie w tym to w przyszłorocznym koncercie. Narazie czekam na telefon od organizatorów.
J.F.: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.



rozmawiała Justyna Fugiel

Powrót

Strona Główna STUDIUM@WWW (wydanie nr 4) - Gazety Internetowej Studium Dziennikarskiego.