Bogactwo inności

Mniejszości narodowe i etniczne w Willi Decjusza

Z Antonim Bartoszem rozmawia Joanna Sikora




Joanna Sikora: We wrześniu 1999 roku Stowarzyszenie Willa Decjusza rozpoczęło realizację autorskiego projektu "Mniejszości na co dzień", którego pan jest koordynatorem. Jakie są założenia tego przedsięwzięcia?
Antoni Bartosz: Program "Mniejszości na co dzień" ma wymiar zarówno edukacyjny, jak i środowiskowy. Edukacyjny, gdyż jego celem jest wzbogacenie naszej wiedzy o mniejszościach narodowych i etnicznych zamieszkujących tak przed wiekami, jak i obecnie tereny Rzeczypospolitej. Środowiskowy, gdyż ma zaowocować konkretnymi działaniami w społecznościach lokalnych.
J.S.: Kim są uczestnicy programu?
A.B.: W sposób najbardziej bezpośredni program przeznaczony jest dla grupy seminaryjnej - wywodzącej się z obszaru całej Polski - wyłonionej w drodze aplikacji. Do grupy tej należą nauczyciele gimnazjów, dziennikarze, działacze samorządowi oraz studenci. W tym roku do grupy dołączyli także dwaj duchowni, jeden katolicki drugi greko-katolicki. Wszyscy oni spotykają się w rytmie mniej więcej co miesięcznym na sobotnio-niedzielnych sesjach roboczych, z której każda poświęcona jest osobnej społeczności narodowej czy etnicznej. Jednakże każda sesja zawiera także elementy otwarte dla wszystkich, jak wykłady poranne, które organizujemy wspólnie z Centrum Kultury Żydowskiej, czy wieczory skupiające się na kulturze poznawanej społeczności. Sesje te zapowiadane są na plakatach, z charakterystycznym logotypem, oraz w prasie. Z ich przebiegiem można się też zapoznać słuchając radiowej "trójki" (niedzielny cykl "dokumenty"), czy Radia Kraków w sobotniej serii "Na wschód od zachodu".
J.S.: Skąd wziął się pomysł na tego typu program?
A.B.: Stąd, że szczęśliwie trafili na siebie ludzie mocno przekonani, że warto coś takiego stworzyć. Zaś Willa Decjusza gwarantowała właściwe forum, na którym można było opracować i realizować podobny projekt. Przy czym nie chodziło tu o program interwencyjny, punktem wyjścia nie była jakaś czarna diagnoza. "Mniejszości na co dzień" są programem zwyczajnie pozytywnym, promującym potencjalną wartość płynącą z otwarcia się na kulturę "innego", szczególnie jeśli jest on moim sąsiadem, czy - szerzej - współistnieje w obrębie tego samego kraju. l po prostu szkoda, że w Polsce tak mało o "innych" społecznościach wiemy, choć są nam współczesne i wcale nie żyją na innej planecie. Lub żywimy wobec nich uprzedzenia, lub też niejasne obawy, a one wynikają w dużej mierze właśnie z niewiedzy, albo z obojętności. Szkoda. Gdyż "inny" nie musi wywoływać napięć, jeśli spróbujemy go poznać. Może też bardzo poszerzyć nasz świat, jeśli będziemy go szczerze ciekawi. Wymaga to zawsze wysiłku, ale dlaczego go nie podejmować? l dlaczego go nie promować, zwłaszcza w szkołach?
J.S.: Jak pan rozumie samo hasło "Mniejszości na co dzień"?
A.B.: Jako skupienie uwagi na współczesnym życiu grup narodowych i etnicznych w Polsce, co nie znaczy, że nie interesuje nas geneza oraz historia ich obecności w tym kraju. Stawiamy też bardzo na kameralne rozmowy, co przewidują części seminaryjne sesji, choć i dyskusje w czasie wykładów otwartych pozwalają poznać przeróżne sytuacje, punkty widzenia, osobowości. Jest bowiem oczywiste, że na każdą sesję zapraszamy przedstawicieli poznawanej społeczności. (Używam słowa "społeczności", a nie "mniejszości", gdyż to drugie ma negatywne konotacje, nawet gdyby się ich nie zakładało).
J.S.: Jak się przygotowuje takie sesje? Chyba nie tak prosto jest trafić na dobry adres?
A.B.: Za każdym razem zaczynamy poniekąd od nowa. Bo inne są uwarunkowania i historia jednych, a inne drugich. Grecy, na przykład, których poznawaliśmy w październiku ubiegłego roku, są emigracją stosunkową świeżą, przybyli do Polski głównie w wyniku wojny domowej u siebie pod koniec lat czterdziestych tego wieku. Przy czym przybywali prawie potajemnie, w każdym razie ich obecność nie była eksponowana, dla ówczesnego polskiego państwa ludowego ta lewicowa emigracja (choć nie zawsze miała wiele z grecką lewicą wspólnego) stanowiła niemały kłopot. Toteż osiedlano ich w przetrzebionych przez wojnę zachodnich regionach, czasem całych miastach, jak w Zgorzelcu, (choć nie tylko, ich znaczna grupa znalazła się np. w Nowej Hucie), a na wyspie Wolin istniał nawet tajny szpital "205". Drugie pokolenie tej emigracji urodziło się zatem już w Polsce, ale jednocześnie pojawiła się dla niego w latach osiemdziesiątych możliwość powrotu do Grecji. Co daje złożone nieraz osobiste historie, dylematy, o których nie podejrzewalibyśmy mieszkańców tego kraju. Zupełnie inaczej jest z polskimi Ormianami, których obecność na tej ziemi sięga tysiąca lat. Jeszcze inaczej ma się sprawa z Ukraińcami, których dzieje w Rzeczpospolitej są tak blisko splecione z dziejami samej Rzeczpospolitej. Co innego jeszcze Słowacy, Tatarzy, Romowie, Litwini, Czesi, Niemcy.. Powiem tylko, że przygotowanie takiej sesji jest zawsze fascynującą sprawą, a same sesje dużym przeżyciem. Nigdy też nie wiadomo wcześniej, jaki - będzie ich klimat. Jak dotąd, dla większości "polskich" uczestników spotkanie z "polskimi" Grekami, Ormianami, a nawet Ukraińcami było pierwszym tego rodzaju.
J.S.: Jak reagują sami zapraszani?
A.B.: Na wstępie obserwujemy niekiedy zaskoczenie, że nimi się interesujemy, że ich obecność na sesji jest dla nas bardzo ważna, że chcemy zrobić sesję o nich, ale z ich udziałem, l zwykle są to reakcje bardzo pozytywne. Niekiedy też środowiska tych społeczności są mocno spolaryzowane, co jest rzeczą naturalną. Na przykład, przygotowując sesje ukraińską zdałem sobie mocno sprawę z tego, jak bardzo różne są ich doświadczenia i punkty widzenia. Inaczej przeżywają swoją obecność w Polsce Ukraińcy, którzy zostali przesiedleni w czasie akcji "Wisła" i utracili kontakt ze szkołami ukraińskimi, a inaczej ci, którzy zostali przesiedleni, ale próbowali jednak w nowym regionie się odnaleźć i organizowali swoją kulturę, swoje szkoły, nie chcąc przy tym tworzyć getta. Jeszcze inaczej ci, którzy zostali przesiedleni, ale wrócili do swych macierzystych stron, na przykład pani Emilia Łuczak z Przemyśla. l zupełnie inaczej rozmawiało się z Przemyślem (choć i w samym Przemyślu środowisko ukraińskie jest zróżnicowane), a inaczej z Ustrzykami Dolnymi, które widzą na co dzień coraz więcej Ukraińców z regionu przygranicznego.
    l teraz: przekonać tych bardzo różnych ludzi, że warto do Krakowa przyjechać "dla programu", a także dla Krakowian, to bardzo ciekawe doświadczenie. Zupełnie osobna historia było przekonać pana Ostapa Łapskiego - patriarchę poetów ukraińskich, absolutnie oryginalnego i mocnego człowieka - do tego, by po piętnastu latach nie pokazywania się w świecie przedsięwziął z Warszawy tak daleką podróż. Po długich rozmowach postawił ostatni warunek: "Uprzedzam, że pojawię się w moim długim, granatowym swetrze i w gumiakach. Taki już jestem. Wygląd mój nie na salony", l taki przybył. zadziwiając bystrością umysłu, autoironią, intensywnością poetyckiego słowa, humorem oraz celnością uwag rzucanych czasem w twarz, czasem jakby mimochodem, zawsze prowokacyjnie. Przepiękny poeta.
J.S.: Co zazwyczaj proponują państwo w czasie wieczorów z kulturą?
A.B.: Staramy się bardzo, by były to spotkania z kulturą rdzenną, autentyczną a często mało znaną. Uciekamy od witrynowego folkloru. W czasie sesji greckiej Jorgos Skolias śpiewał w uderzającej scenografii ogromnych obrazów Michała Hrysulidisa, mieszkającego we Wrocławiu. W ramach wieczoru ukraińskiego włożyliśmy sporo wysiłku, by móc gościć polskich poetów ukraińskich. Bo kto o nich wie? A przecież są ciekawym zjawiskiem, bardzo żywym przejawem tożsamości "innego" wśród nas. Wydaliśmy nawet skromną antologię tychże poetów na potrzeby programu. Myślę, że przez podobne dotknięcia żywej kultury, szybciej do "innego" się dociera.
J.S.: Czy z perspektywy kilku miesięcy realizacji programu mógłby pan wskazać konkretne przykłady wykorzystania w praktyce zdobytej przez uczestników wiedzy?
A.B.: Już sesja inauguracyjna stawiała w sposób praktyczny kwestię dialogu z "innym" oraz prowadziła do postawienie sobie samemu trzeźwych pytań. A po trzech pierwszych sesjach programu, kiedy poprosiłem bezpośrednich uczestników o ocenę jego dotychczasowego jego przebiegu, okazało się sami próbują wiele z niego przekładać na własnym polu. Nauczycielka ze Skierniewic napisała np., że dzieci kolędy ormiańskiej, tej samej zresztą, której nauczyliśmy się na warsztatach, i przywołała fakt harmonijnego współżycia Polaków i Ormian w Kutach na lekcjach religii. Inna, która jest fizykiem i prowadzi też lekcje wychowawcze, użyła scenariusza pierwszych warsztatów z "rozpoznawania własnych uprzedzeń" do rozmowy z uczniami na temat tożsamości. Wiem również, że środowiskowe grupy studenckie przeszczepiają różne pomysły czy też zapraszają tych gości programu do siebie. Otrzymujemy również prośby o możliwość korzystania z materiałów programu, które chętnie udostępniamy, bo taki jest jego duch, choć rosnące zapotrzebowanie zaczyna nas przerastać.
J.S.: Jak wygląda sprawa finansowania całego projektu? Musi to być przecież przedsięwzięcie dość kosztowne...
A.B.: W porównaniu z budżetami klasycznych sympozjów, koszty poszczególnych sesji programu nie są duże. Niemniej, kiedy przychodzi pozyskać od początku do końca każdą złotówkę na jego realizację, sprawa nie jest łatwa. Lecz kto dziś w kulturze nie napotyka na zniechęcające przeszkody? Choć, szczerze mówiąc, bardzo przykry jest fakt, że po stronie różnych instytucji strukturalnych państwa czy samorządów projekt - który ma przecież wymiar obywatelski - spotyka się ze wsparciem jedynie deklaratywnym. Nie wszędzie jest to regułą, uogólnianie byłoby tu krzywdzące. Ale problem istnieje. Nie łatwiej ma się rzecz z prywatnymi subwencjami. Upłynie wiele czasu, nim wykształci się w Polsce zjawisko mecenatu.
J.S.: Niemniej, pomimo tych trudności, realizowane są kolejne sesje...
A.B.: Odpowiedzią są chyba przede wszystkim świetni ludzie, którzy chcą w programie pracować nie oglądając się na korzyści materialne. Ich sieć rozciąga się daleko poza Kraków. To najważniejsze i najcenniejsze. Mam dla nich szczery podziw i wdzięczność.



rozmawiała Joanna Sikora

Antoni Bartosz - romanista, tłumacz, współtwórca programów własnych Stowarzyszenia Willa Decjusza ("Mniejszości na co dzień", "Europa w mediach", "Opowiedz mi swój kraj"...)

Powrót

Strona Główna STUDIUM@WWW (wydanie nr 4) - Gazety Internetowej Studium Dziennikarskiego.