Studium@WWW MAREK WICHER
W MACKACH SYSTEMU

Jeden z systemów nęci niskim oprocentowaniem i możliwością odbioru auta już po kilku miesiącach. Kowalski wraz z małżonką decydują się na konkretny model i podpisują umowę. Ta zaś była bardzo długa i Kowalskiemu wydawała się nie całkiem jasna. Czasu jednak nie było dużo. Decyzję trzeba było podjąć w salonie. Cóż było robić. Chęć posiadania własnych czterech kółek była w tym momencie dużo mocniejsza niż zdrowy rozsądek.

Zapłacili wpisowe (kilkaset złotych), podpisali umowę i w ten sposób stali się uczestnikami ruletki pod nazwą: gra o samochód. W domowym zaciszu, po opadnięciu emocji, zabrali się do wnikliwego czytania. A tam jasno stało, iż: miesięczna rata w ich przypadku wynosi 700 zł, a w posiadaniu pojazdu mogą wejść na cztery sposoby. Poprzez losowanie, licytację (kto wpłaci jednorazowo więcej rat), aukcję lub punktację. Wyjaśnienie każdego z nich zajęłoby sporo miejsca. My skupimy się tylko na losowaniu i licytacji.

Do rozdziału były 4 auta miesięcznie. Ponieważ Kowalski w losowaniach nigdy nie miał szczęścia (nawet trójki w totolotka nie trafił, a tu do pokonania było 179 konkurentów), po roku regularnych opłat zdecydował, że dopomoże szczęściu i zalicytuje. Za pierwszym razem przebił go gość z drugiego końca Polski. O jedną ratę. Dlatego miesiąc później, aby nie dać się zaskoczyć, zobowiązał się do jednokrotnego wpłacenia 40 rat, czyli ok. 30 tys. złotych. Tym razem licytację wygrał. Radość w domu była wielka, bo właśnie zbliżał się czas wakacyjnego wyjazdu. W umowie jasno napisali: po wpłaceniu pieniędzy w ciągu 5 dni wysłane zostanie zamówienie do fabryki. Po kolejnych 30 dniach można odbierać auto.

Wcześniej Kowalski wybrał ulubiony kolor (podał trzy preferowane), wyposażenie (dość bogate) oraz złożył niniejszą specyfikację u wyznaczonego dealera. Wszystko poszło gładko. Kowalscy wybrali ciemnozielone auto, wpłacili pieniądze wraz z dodatkową opłatą asygnacyjną i podpisali aneks do umowy, o którym wcześniej nie było wcale mowy. W aneksie napisano, że potrzebni są żyranci, choć na początku nikt o tym nie wspominał. W przypadku odmowy Kowalski traci asygnatę, a zwrot pieniędzy nastąpi w bliżej nie określonej przyszłości. Na końcu najdziwniejsze: auto będzie do odbioru w terminie dogodnym dla fabryki.

Logicznie rzecz biorąc, jeżeli w pierwotnej umowie nie było słowa o jakimkolwiek aneksie, nikt nie mógł ich zmusić do podpisania takowego. Jednak nie do końca. Postawmy się w sytuacji systemu. Duża firma, duże możliwości. W sądzie się z nią nie wygra. Jedyne co pozostaje, to podpisać. Tak też zrobił.

Pieniądze wpłacone, aneks podpisany, wakacje się zbliżają, a samochodu nie widać. Pierwszy telefon do firmy i okazuje się, że jakiś urzędnik pomylił nazwiska. Miało być Kowalski, było Kowalska. Drobna pomyłka. Urzędnik przeprosił, obiecał, że to się nigdy nie powtórzy i auta dalej nie było. Na wielokrotne telefony Kowalskiego do biura systemu nie było żadnej reakcji. W końcu któregoś dnia przyszło zawiadomienie. Jest. Na miejscu, to znaczy u dealera, że kolor owszem ten, który wybrali, ale nie ta wersja wyposażenia. Uboższa. Na dodatek w tej samej cenie. Na ponowne telefony, uprzejmy jak zawsze pracownik systemu odpowiada, że auto w takim kolorze i z odpowiednim wyposażeniem będzie w bliżej nieokreślonej przyszłości, bo fabryka aktualnie nie produkuje tego koloru. Jak to jest - myśli Kowalski - skoro na placu u dealera stoją właśnie auta w tym kolorze, a fabryka nie może wyprodukować jednego egzemplarza.

Dochodzi do porozumienia ze sprzedawcą. Dealer godzi się sprzedać auto z placu, pod warunkiem, że taką samą zgodę uzyskają od systemu. Na szczęście w tym momencie nikt już nie robił przeszkód i po tygodniowym oczekiwaniu Kowalscy wchodzą w posiadanie swoich czterech kółek. Nie całkiem takich o jakich marzyli, ale najważniejsze, że własnych. Miały być zielone, wyszły ciemnogranatowe, prawie czarne.

Odbiór auta zbiegł się w czasie z początkiem wakacji, więc Kowalscy nie namyślając się wsiedli do samochodu i pojechali w Polskę. Na łonie natury zapomnieli o wszystkich upokorzeniach i nieprzyjemnościach związanych z zakupem auta. Dzisiaj nawet najgorszemu wrogowi nie życzyliby takich przygód. A miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Tylko nie wiadomo komu.

powrót