![]() |
PONAD TRAWNIKIEM -PO CZYM POZNAĆ DOBRY TEKST?* Wysłuchała Katarzyna Klukowska "Gazeta Wyborcza" |
|
Co dzień, tydzień, miesiąc przez ich ręce przechodzą dziesiątki, setki tekstów. Niektóre zostaną opublikowane, inne znajdą się w koszu. Zapytaliśmy redaktorów, czy jest coś, po czym od razu rozpoznają dobry tekst.
Lubię poczucie cudu "Tylko przyzwyczajenie zabija w nas poczucie cudu" - pisał św. Augustyn. Przyzwyczajenie jest najgorszym grzechem redaktora. Redaktor powinien być nieskończenie świeży i naiwny. Na każdy tekst dziennikarski musi patrzeć w taki sposób, jakby to był pierwszy tekst w jego życiu. I równocześnie wyobrażać sobie, że czytelnik widzi go także po raz pierwszy. Musi wyobrazić sobie czytelnika, który nie jest skażony wiedzą, ale ma naturalną wrażliwość i zdolność odbierania różnych treści i przekazów. Rola redaktora polega głównie na tym, by w sobie i swoich dziennikarzach pielęgnować tę wrażliwość. To powinna być wzajemna stymulacja, żeby zachować poczucie cudu. Tymczasem większość redaktorów odrzuca tekst dziennikarski tylko dlatego, że dotyczy tematu, który ich nie interesuje. Dobry redaktor powinien interesować się wszystkim. I być wszystkiego ciekaw. Dobry tekst to taki, który ma" w sobie coś. To coś powinno być ledwo zauważalne, nienachalne. To coś sprawia, że redaktor, czytając tekst, ma wrażenie obcowania z dziełem. Co to takiego? Taką perełką, która sprawia, że tekst poprawny staje się wybitny może być jedna świetna obserwacja. przykład z ostatniej pielgrzymki Papieża. Dziennikarz relacjonuje przemówienie Jana Pawia II w Sejmie "Czy tylko mi się wydawało, że po papieskiej twarzy spłynęła łza?" Bardzo osobiste. Złamanie konwencji, ale jakie mocne, jak doskonale dopasowane do przejmującego wydarzenia. Obok na kolumnie informacja o skomplikowanych warunkach, jakie NATO uzgodniło z Serbami, by skończyć wojnę w Kosowie. Ważne i nudne. Ale i tu można wprowadzić do tekstu zdanie: "umowa przypomina skomplikowaną grę planszową", i przedstawić "osiem kroków do pokoju". Próbujemy obudzić w czytelniku zaciekawienie. Pokazujemy, że nas to interesuje .jako news nie tylko istotny, ale i ciekawy, tak jak gry planszowe - jeżeli ktoś lubi gry.
Ograniczenie jako atut Dobry tekst to taki, który czytam z przyjemnością, bo jest ciekawy. Nie zwracam uwagi na niezręczności stylistyczne. Można je łatwo wygładzić. Gładkich banałów poprawić nie można. W wywiadach najbardziej denerwują mnie zdania w rodzaju: "Jest pan uznanym pisarzem. O czym jest pana ostatnia książka?" Pewien dziennikarz napisał kiedyś: "Przeczytałem pana ostatnią książkę. Czy mogę pana pocałować w rękę?" Zaskakujące pytanie wywołało oryginalną odpowiedź utrzymaną w podobnej konwencji. Wywiad był krótki, ale pamiętam go do dziś. Są tematy, które podejmują wszyscy. Taki dziennikarski kanon. Cały problem w tym, jak je ugryźć. O Leszku Balcerowiczu napisano już tomy. Pisały poważne gazety i pisma skandalizujące. Nasz dziennikarz chodził za wicepremierem dwa miesiące. Towarzyszył mu w sytuacjach bardziej i mniej oficjalnych, rozmawiał z przyjaciółmi. I wciąż byt niezadowolony. Wreszcie przyniósł tekst "Balcerowicz nie z tej ziemi". "Po korytarzach rządu krąży anegdota: W roku 2000 Leszek Balcerowicz stanie na sejmowej trybunie i ściągnie z twarzy maskę. Spod niej rozleje się nieziemskie światło. 'Wypełniłem już swoją misję w Polsce - powie - wracam do domu'. I odleci w kosmos. Podwładni nazywają wicepremiera Monsterem - przybyszem z obcej planety. Jego zdolności i pracowitość podobno są nie z tej ziemi. Próbowałem to ustalić przez dwa miesiące". Tak może się zaczynać dobry tekst. Powszechnie znana niedostępność premiera stała się pomysłem na materiał. To, co mogło być ograniczeniem, okazało się atutem. Są tematy, które wywołują w redakcjach odruch sprzeciwu. Na przykład feminizm. Wątpiliśmy w "Elle", czy można napisać o nim coś nowego, co równocześnie nie prowokowałoby ironicznych komentarzy. Zaryzykowaliśmy. Artykuł rozpoczynał się od zdania: "Feministka zaczyna się na 'fe'. Dla wielu na 'fe' też się kończy". Wywołaliśmy lawinę listów. Także naszym czytelniczkom feministka kojarzyła się z "babą z wąsami". Rzetelny tekst o feminizmie był dla nich czymś nowym.
Nie lubię tekstów bezludnych Mogę określić, jaki tekst nie jest dobry. Otóż taki, który ma zły tytuł i nie bardzo można wymyślić dla niego jakikolwiek inny. Tekstowi, do którego jak ulał pasuje zły tytuł, coś jest. Jeśli pod koniec lektury pierwszej kartki, zamiast spojrzeć na drugą, sprawdzam, ile całość ma stron, znaczy to, że zaczynam czytać z obowiązku i chcę się dowiedzieć, ile tego obowiązku mi jeszcze zostało. Jeśli przy dalszej lekturze zaczynam machinalnie poprawiać literówki, czuję, że nie bardzo mnie rajcuje, jak się ta historia skończy. I wreszcie - gdy czuję, że jest koniec, a pojawiają się kolejne akapity, znaczy to, że tekst ma co najmniej dwa końce. Albo żadnego. Dziennikarstwo to news - konflikt - człowiek. Dlatego nie lubię tekstów bezludnych, wyłącznie o problemach, bez akcji. Nie znoszę zaś artykułów, nawet świetnie napisanych, w których dziennikarz poucza.
Diamenty w górze popiołów Jak rozpoznać dobry tekst, skoro dobry tekst to przede wszystkim taki, który nigdy wcześniej nie powstał, który jest inny i lepszy od wszystkich wcześniej przeczytanych? Robię to trochę jak kiper, który potrafi odróżnić dobre wino od złego, lub marszand odróżniający dzieło sztuki od kiczu. Dobry tekst musi zaciekawić, zaintrygować, a bardzo dobry - urzec, kazać zapomnieć o wszystkim poza lekturą. Rzecz jasna, na co innego zwracam uwagę, gdy mam do czynienia z artykułem publicystycznym, na co innego, gdy czytam reportaż, a jeszcze na co innego - gdy oceniam felieton. Dobry artykuł musi być ciekawie i kompetentnie napisany, zawierać odkrywcze informacje albo nowe, rewolucyjne tezy sformułowane na podstawie wiadomości powszechnie znanych. Gdy przekonam się do tego, co najważniejsze - zawartości artykułu -sprawdzam jakość materiału, z jakiego został sporządzony - a więc poprawność kompozycyjną, stylistyczną itd. Na końcu badam jakość opakowania - wprowadzenie, zakończenie, tytuł, nadtytuł. I pewnie, jak każdy, kto coraz dłużej ćwiczy się w poszukiwaniu diamentów, coraz rzadziej je dostrzegam w zasypującej naszą prasę górze popiołu.
Nudzi mnie, znudzi innych Dobry tekst dziennikarski - jak dobre danie - składa się z różnych elementów, a każdy z nich wpływa na ocenę. Po pierwsze: temat. Jego wybór i zdefiniowanie jest sprawą fundamentalną. Nawet kiepski warsztatowo artykuł zapada w pamięć, jeśli temat jest atrakcyjny. Czytelnik musi mieć jakiś powód, aby zacząć lekturę: zazwyczaj pierwsza selekcja ma charakter tematyczny. Po drugie: tekst powinien trzymać dramaturgię. Musi czymś zaskoczyć: niebanalną tezą, oryginalnym punktem widzenia, anegdotą, frazą. Po trzecie: musi być zrozumiały. Kolejne elementy to tytuł, pierwszy akapit, pointa. Tekstów wybitnych, które czytam z przyjemnością i zapamiętuję, trafia się może kilka w tygodniu. Ale nawet słabe artykuły dają się przerabiać. Aby podjąć taki wysiłek, trzeba być przekonanym, że warto. Często dotyczy to autorów z zewnątrz, niedziennikarzy. Jeśli w artykule jest myśl, przesłanie, ważna informacja - warto nad nim popracować. Wszyscy jesteśmy czytelnikami, a redaktor jest pierwszym instrumentem badawczym, który przeprowadza próbę tekstu. Redaktor musi mieć zaufanie do swoich reakcji. Jeśli tekst go nudzi, męczy, to prawdopodobnie znuży również czytelnika. W niektórych typach tekstów - zwłaszcza w reportażu i publicystyce - liczy się także indywidualność autora. Dobrych dziennikarzy nie należy przycinać do poziomu trawnika, trzeba pozwalać zachować im w tekstach własne cechy warsztatu i temperamentu. *Tekst i fotografie przedrukowane z "Press" nr 7(42) |
||
powrót |