![]() |
TATIANA KOTASIŃSKA O NAPRAWĘ RZECZYPOSPOLITEJ DZIENNIKARSKIEJ |
|
Jakże byłoby odmienne (jeśliby istniało w ogóle) dziennikarstwo prasowe, gdyby nie człowiek o nazwisku Gutenberg. Jakiż "spokój" i "wolność" mieliby dziennikarze, gdyby nie etyka: ogół zasad postępowania, tzw. filozofia moralności. Według tej zależności etyka jako stała kategoria filozoficzna, wraz ze swymi historycznymi ewolucjami i aktualnym znaczeniem w danej kulturze, determinuje etykę dziennikarską. Współcześni filozofowie słusznie utyskują: czy można w ogóle mówić o etyce, jeśli nie funkcjonują podstawowe jej pojęcia. Moralność (jak zauważył Jan Pawlica) jeszcze nie tak dawno uznawana była za lekarstwo na wszelkie dolegliwości osobiste i publiczne, więc wartość nadrzędną, cel sam w sobie. Takie było przynajmniej jej oficjalne traktowanie. Obecnie według filozofa moralność jest bezsilna. Króluje natomiast partykularyzm moralny, bez szerszej refleksji aksjologicznej, a przypadkowe skale wartości rzadko związane z tradycją zastępują wszelki wysiłek poszukiwania obiektywnych wartości., zaś wiarę w moralność i siły duchowe zastąpiły co najwyżej preferencje ciała lub intelektu. Prowadzi to, zdaniem autora, do rzadkich przejawów moralności określonej jedynie uznaniem interesu osobistego nad publicznym. Inni przypisują upadek wartości relatywnemu ich traktowaniu, charakterystycznemu dla postmodernistycznych czasów, czy też liczą wskaźniki przestępczości, rozważają pomysły Nostradamusa i wyglądają końca świata. Jakież mamy prawo, wobec tak mrocznych ocen i wizji, by szanownych dziennikarzy posądzać o nieskazitelność etyczną? Lub słowami teoretyka dziennikarstwa B. Golki byłoby naiwnością traktować dziennikarstwo jako grupę zawodową odizolowaną od powszechnie negatywnych zjawisk, jako "wyspę uczciwości i altruizmu". By podobne kwestie rozstrzygać warto pamiętać o historii etyki podzielonej na dwa różne nurty: etykę normatywną i kodeksową oraz etykę aksjologiczną. Szkoła pierwsza uczyć powinna dziennikarzy (i nie tylko) o konieczności moralnego postępowania, druga zaś analizowałaby moralność z jej historycznymi, aktualnymi i nawet przyszłymi aspektami. Niestety, to sprawy dla wtajemniczonych. I, jak widać, nie dla walczących każdego dnia o byt dziennikarzy. Próba porównania współczesnego poziomu rozwoju etyki z technicznym postępem świata świadczy o tym dobitnie. Okazuje się, że bogatą tradycję etyki w kulturze, doprowadziliśmy w stosunku do innych cywilizacyjnych osiągnięć do niezwykle miernego miejsca. Już od XII w. p.n.e. (początek dynastii Czou) aż po narodzenie Buddy, rozwijały się szkoły kształtujące definicje i elementy etyki chińskiej. W tym samym niemal czasie wyszedł na ateńskie ulice pokazywać zło i głupotę Sokrates, mistrz Platona, więc pośrednio i Arystotelesa. Propozycji innych starożytnych podejmujących problemy etyczne prawie nikt już dziś nie pamięta. Pamięć o nich zagłusza być może monotonny rytm techno, przytłacza tempo pędzących ludzi i samochodów, zamazuje jakość i kolor reklamy. Niektórych etyków chrześcijańskich nosi w sercu część przedzierających się przez płytki katolicyzm Polaków (tu modna pozostaje scholastyka, persony typu de Chardin komplikowałyby dodatkowo życie u schyłku XX w.). O współczesnych nie ma co marzyć. Śladowe ilości myślenia pozwalające wymienić Kołakowskiego, Lazari-Pawłowską, Osowską, Tischnera - zdarzają się niekiedy wśród nauczycieli akademickich. Sytuację tę próbował wyjaśnić Pawlica pisząc, iż nie zajmujemy się etyką na co dzień, gdyż jawi się nam ona jako ciasny gorset wobec własnych poczynań. Nie dostajemy przy tym narzędzi do szczęśliwego życia, zaś są nam liczone grzechy. Stwierdzenie byłoby prawdziwe gdyby nie fakt, że szukanie metod winno się odbywać na gruncie psychologii, pedagogiki, religii, a w razie konieczności psychiatrii. - "Etyyyka" dziennikarska - z ironicznym uśmiechem wycedził jeden z redaktorów Telewizji Krakowskiej (skądinąd świetny rzemieślnik jak na to miejsce przystało, koledzy mówią - profesjonalista). - To jest biznes kochana, a w interesie gdzie się zarabia lepsze pieniądze trzeba umieć się dostosować. Albo wchodzisz w te układy, albo odpadasz. Dlatego u nas na stałe zostaje ktoś bardzo rzadko. Wspomniane układy to całe bogactwo wzajemnych zależności i hierarchii. Nie ma się co łudzić, że doświadczenie z przebytej praktyki było szansą na ich zgłębienie. Poza tym lepiej nie straszyć młodszych, niewinnych dziennikarzy. Wyjaśnić sprawę szczerze mogłaby jedynie osoba długo tkwiąca w całym mechanizmie, pod warunkiem nie zatracenia przez nią podstawowych rozróżnień etycznych. Polecam więc wstępnie ocenić sytuację, przyglądając się z boku, by po rycersku ruszyć do walki o naprawę "Rzeczypospolitej dziennikarskiej". Profesor dziennikarstwa B. Golka w zamieszczonym w "Zeszytach Prasoznawczych" artykule Etyka dziennikarska - utopia czy ratunek wyraził zaniepokojenie nierozpoznawalną siłą mediów jako źródła wiedzy o świecie. Zauważył, że w rękach dziennikarzy wciąż stanowiących kastę współczesnych kapłanów opinii, znajdują się środki umożliwiające manipulowanie świadomością. W szybkości przekazu (będącej imperatywem współczesnego dziennikarstwa) upatrzył przyczynę zniekształcania prawdy, popełniania gaf i błędów. Za niedopuszczalne a przepełniające dziennikarstwo uznał: relacjonowanie słowem faktów, których dziennikarze nie byli świadkami, spekulowanie o nowych istotnych wydarzeniach, brak troski o rozgraniczenie informacji od opinii (tu charakterystyczne zamazywanie relacji z oceną), dopuszczanie niektórych osobistości biznesu czy kultury do przeobrażania mediów w narzędzie własnej propagandy czy reklamy, przenoszenie do pracy wszelkich brudów polityki: zawiści, podejrzliwości, brutalizacji, plotek; posługiwanie się nadmiernymi skrótami myśli, kondensacją, która prowadzi do chamstwa i prymitywizmu. Wszystkie z wybranych przeze mnie zarzutów Golki dotyczą kwestii właściwie nie uwzględnionych w zbyt ogólnym kodeksie etyki dziennikarskiej. Dodajmy, że DKO (Dziennikarski Kodeks Obyczajowy) i Karta Etyczna Mediów (stworzona dzięki Rzymskokatolickiemu Duszpasterstwu Środowisk Twórczych, zawierająca tylko siedem zasad), pomijają siedem i czternaście nakazów, fundamentalnych dla europejskich kodeksów etycznych. Co w naszej kulturze dało dziennikarzom prawo do nieuwzględnienia tak istotnych punktów jak: ograniczenie się do uczciwych metod gromadzenia informacji, zakaz dyskryminacji ze względu na płeć i klasę społeczną, uznanie wolności słowa, odpowiedzialność za własne wypowiedzi, prawo do krytyki, walka z cenzurą. Porównując polskie medialne normy etyczne do wąskiego i szerokiego sumienia, dziennikarze wybrali świadomie tzw. etykę szeroką. Profilaktycznie, czy z czystego wyrachowania? Chcemy oczywiście (jako, że każdy ma prawo do obrony) współczesne dziennikarstwo rozgrzeszać. Dążenie do obiektywizmu jest wszak nakazem arcytrudnym. Wymaga utrzymania wewnętrznej dyscypliny nieustannie pozwalającej tworzyć granicę między subiektywnym odbiorem, a już obiektywnym przekazem. Tej iście psychologicznej operacji można się jednak wyuczyć dzięki pewnym kruczkom warsztatowym. Zabieg w uproszczeniu polega na wyzbyciu się części emocji, które dają tekstowi właściwości jego twórcy - przypomina więc niektóre praktyki buddyjskie. Może więc prosto z redakcji na medytację? Obok obiektywności kodeksy nakazują podporządkowanie kierunkowi wytyczonemu przez redakcję. Nie wykluczone, że etyczni dziennikarze naprawdę łudzą się, że jedna sprawa nie przeczy drugiej. Albo, że z naiwnością dziecka wierząc w świętość niesionych idei, szczerze przyjmują je za obiektywne. Kolejny dylemat też nie wesoły: jak jednocześnie podać źródło informacji i chronić dobro osobiste informatora? I trzy dni się czasem trzeba nagłowić. Sprawy nie rozstrzygnie żona ani koleżanka z redakcji. Nikt nie zrozumie rozterki towarzyszącej odłożeniu sensacji na półkę. Albo inny problem: dziennikarz zupełnie przeciwny wybranym wartościom chrześcijańskim, lub w przypadku skrajnym (jako wyznawca ciężarnych słoni), mający dla tych wartości pogardę. Jaką ma szansę na naturalność w zawodowej konfrontacji z tą problematyką i koniecznością odniesienia się doń z szacunkiem? Ograniczenie eksponowania brutalności w mediach jest dla dziennikarzy i redaktorów takie uciążliwe. Statystyki przestępczości rosną, gdzie się człowiek obejrzy, temat znajdzie. Jak go nie wziąć, gdy redakcja chętnie kupi, a odbiorca dla relaksu chętnie obejrzy? Tematy pozytywne, zaraz na myśl cisną wątpliwości: po co na studiach ciągle uczyli "trup na pierwszej stronie - gazeta sprzedana"? Nie bez przyczyny umęczeni dziennikarze wyśpiewują na drażliwy temat piosnki przy goleniu: Zadręcza się polski dziennikarz od świtu do zmroku Być etycznym, Czy na Majorkę jechać w przyszłym roku, Być etycznym, I nie ujawnić dwóch sąsiadów z bloku!? Wszak dziś o etyce nikt już nie pamięta Panowie prasują... Głowami firm dziewczęta... Towarzysząc etyce przeszliśmy od nastroju śmiertelnie poważnego do groteski. Żyjmy nadzieją, że to zakończenie nie wyznacza etyce stałego miejsca, a tylko ujawnia niebezpieczeństwa. Jakże bowiem serio bronić wychowanków kultury wpajającej przesłanie "cel uświęca środki"? |
||
powrót |