![]() |
KATARZYNA MENTEL "ZROZUMIEĆ KRESKĘ" |
|
Przed gmachem Muzeum Narodowego w Krakowie wielkie zamieszanie. Podjeżdżają autokary, z których wysiadają wycieczki szkolne. W kolejce do wejścia czekają całe rodziny: matki z dziećmi na rękach, dziadkowie, kuzyni spod Krakowa; jednym słowem wszyscy - starzy i młodzi - chcą oglądać sztukę współczesna z kolekcji Würth. Po odczekaniu 15-20 minut żądni obcowania z kulturą obywatele wkraczają w progi muzeum. I tam pierwsza konsternacja: na wszystkich ścianach kreski, plamy, figury geometryczne i ... szlaczki. Niektórzy ze zwiedzających podobne szlaczki widzieli już pod sufitami własnych mieszkań dekorowanych przez malarzy pokojowych "z zacięciem". Jednak po chwilowym zamieszaniu delikwent - koneser sztuki opanowuje się. Widma polskiej architektury lat 70-tych znikają mu sprzed oczu. Wszak owe szlaczki i kreski to nie dzieło pana Kazia; to Sztuka przez duże "S"! Wystawiana w Muzeum Narodowym! W Krakowie! Z tych trzech nagłych olśnień wynika jeden - jakże oczywisty - wniosek: należy podziwiać! Chodzą więc ludzie i oglądają. Starają się pojąć sens kwadratów i zrozumieć kreski. Kątem oka zerkają na innych zwiedzających. Podsłuchują rozmowy. Głośno komentują. Szukają perspektywy w zielonym prostokącie i afirmacji życia w kolorowych ciapkach. Entuzjazm budzi eksponat składający się ze stołu i krzesła zatytułowany "Stół i krzesło". Udało się. Dzieło zostało zrozumiane! Chwilowa radość ustępuje jednak miejsca podejrzliwości: to zbyt proste. Tu muszą być ukryte jakieś głębsze sensy i metafory. Stół kojarzy się z chlebem. Chleb to życie. A życie...! Po zwiedzeniu Narodowego obywatel Kraków uważany jest za stolicę polskiej kultury. To w tym mieście, to tu po Brackiej czy Gołębiej przechadzają się duchy poetów i krążą zaczarowane dorożki. Kraków jest wprost "skażony" kulturą! Ze świadomością tego faktu przyjechałam kilka lat temu do Krakowa. Żądna wrażeń, młoda i naiwna, myślałam: tutaj każdy przechodzień to potencjalny Artysta. W miarę przebywania w grodzie Kraka, uległy znacznej modyfikacji, przekonałam się natomiast o jednym: większość Krakusów traktuje mieszkanie tutaj jako - parafrazując Norwida - "wielki zbiorowy obowiązek". Mieszkać w Krakowie - to znaczy prowadzić "kulturalne" życie, interesować się sztuką, bywać na wernisażach, wystawach... A w stolicy Małopolski rozkwita ostatnio zainteresowanie sztuką XX wieku. Na wystawy Arpa, Legera czy Tarasina ściągają tłumy. Jest to zjawisko o tyle godne uwagi, że - jak wynika z ogólnopolskiego raportu właścicieli galerii - Polacy mają gusta raczej konserwatywne. Podobają się nam obrazy Kossaka i Wyczółkowskiego, podczas gdy Opałkę i Wahl podkupują nam w sezonie wakacyjnym Niemcy. W związku z tym postuluję, w dobie przygotowań do projektu "Kraków 2000", zwrócenie uwagi na ten fenomen, a także głębsze rozważenie mitotwórczej roli krakowian, którzy dla podtrzymania legendy swego ukochanego miasta odwiedzą każdą wystawę (a szczególnie te w Narodowym). Być może warto by więc wydać dla tych poczciwych dusz (w tym także dla mnie, oczywiście...) coś w rodzaju przewodnika, który umożliwi maluczkim zrozumienie przysłowiowej kreski...? |
||
powrót |