Studium@WWW JAROSŁAW SZUBRYCHT
"GAZETA DO CZYTANIA"

Tytułowy bohater filmu Milosa Formana "Skandalista Lary Flynt" na wieść o czekającym go procesie sądowym reaguje słowami: "Jedyne co można mi zarzucić to zły smak".

HustlerTadeusz Jasiński, redaktor naczelny polskiej edycji "Hustlera", cieszy się, że mit amerykańskiego skandalisty numer jeden funkcjonuje już w Polsce i znacznie ułatwił wejście magazynu na rodzimy rynek. Uważa, że główna w tym zasługa filmu Formana. Do tego te wszystkie numery z plakatem, czy fantastyczna rola, jaką odegrał twórca "Hustlera" w procesie Clintona. Niestety, pan Jasiński nie zna Flynta osobiście.

Naczelny polskiego "Hustlera" na swoje obecne stanowisko trafił zupełnie przypadkowo. Startował w prasie kilkanaście lat temu, w "Studencie", którego wspomina niemal z rozrzewnieniem, jako doskonałą szkołę liberalnego myślenia. Długo wymienia znane postacie polskiego życia publicznego, które również przez "Studenta" się przewinęły. Potem, jak twierdzi, robił "dużo różnych rzeczy", między innymi bł dyrektorem Polskiej Telewizji Kablowej, uruchamiał programy lokalne. Aż w końcu jeden telefon i jestem tu gdzie jestem.

Na pomysł wydania polskiej wersji "Hustlera" wpadł dwa lata temu krakowski przedsiębiorca i wydawca, Sławomir Grotomirski. Nawiązał kontakt z Larry'm Flyntem i wykupił od niego licencję. Zanim narodził się polski "Hustler", Grotomirski wydawał m.in. książki Józefa Tischnera. Po obejrzeniu w kinie "Skandalisty Larry'ego Flynta", napisaliśmy do Stanów bardzo krótki list, z pytaniem dlaczego nie ma jeszcze polskiego "Hustlera"? - opowiada koordynator artystyczny pisma, Elżbieta Mamoń, pracująca już wcześniej w wydawnictwie Grotomirskiego. - Negocjacje trwały bardzo długo, bo amerykańska strona nie chciała dać nam całkowicie wolnej ręki. W zasadzie my jako pierwsi zrobiliśmy nowego "Hustlera", w pozostałych 25 krajach jest on niemal kalką amerykańskiego wydania.

Kiedy na pytanie, czy znam oryginalną wersję magazynu, odpowiadam przecząco, twórcy polskiego wydania utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie mam czego żałować. To dobrze, że pan nie widział. - Śmieje się pani Ela. Z pismem Larry'ego Flynta łączy ich właściwie tylko tytuł oraz - jak twierdzi pan Jasiński - wspólna ideologia polegająca na piętnowaniu hipokryzji. Dalej wyłącznie różnice. Gdybym powiedział, że amerykański "Hustler" jest pismem erotycznym, byłby to jeszcze eufemizm. Przeznaczony jest dla ludzi o niezbyt wysokich kwalifikacjach intelektualnych. My natomiast wręcz przeciwnie. Nasz czytelnik umie czytać i rozumie co czyta. Idealnym czytelnikiem polskiego "Hustlera" powinien być człowiek w wieku 25-45 lat, dobrze uposażony i szukający nowego sposobu na życie. Oraz atrakcji, których próżno szukać w innych tytułach. W zasadzie nie mamy konkurencji. - W głosie naczelnego "Hustlera" czuć niemal westchnienie zawodu. - Badania rynku prasowego wykazały, że istnieje nisza do zapełnienia przez tytuł o takim charakterze i zawartości jak nasz miesięcznik. Wstrzeliliśmy się dokładnie tam. Sprzedajemy bardzo dużo... Nakład polskiego "Hustlera" wynosi 250 tysięcy. Tyle egzemplarzy każdego numeru opuszcza drukarnię. Ile a nich tak naprawdę znajduje nabywców - nie wiadomo.

* * *

"W jednym ze swoich zabawiasz się w trójkę z dwiema blondynkami. Podczas jednej ze zmian masz specjalny pas i posuwasz jedna z nich, przy czym wygląda nato, że przeżywasz orgazm chociaż moja żona uważa, że udawałeś. Możesz rozstrzygnąć tę kwestie?"

Kalifornijska gwiazda porno - Jeanna Fine - odpowiada na łamach "Hustlera" na "listy czytelników poszukujących erotycznego oświecenia"; udziela im porad seksualnych, objaśnia techniczne arkana swojego zawodu. Pan Jasiński uważa prowadzoną przez nią rubrykę za jeden z głównych atutów również polskiej edycji pisma. Od listów do Jeanny Fine większość ludzi rozpoczyna czytanie "Hustlera". W polskiej prasie nie ma drugiego takiego poradnika seksualnego. Z taką lekkością, z takim dowcipem i z traktowaniem wprost tak mocnych spraw Nasz kontakt z wieloma seksuologami pokazuje, że te wszystkie problemy występują i u nas, ale boimy się o to pytać. Kiedy ludzie idą z tym już do lekarza, czasami jest dużo za późno, rodzą się tragedie, nieporozumienia małżeńskie. Tymczasem, jak widać, bardzo mocne fantazje seksualne można omawiać szczerze na łamach pisma. "Hustler" funkcjonuje właśnie po to, by pomóc ludziom przestać się bać i umożliwić zobaczenie rzeczy szerzej.

Na dowód przedstawia próbny wydruk przygotowywanego właśnie numeru. Otwiera na stronie, gdzie opalone ciało kulturysty zdobi tytuł "Mały ptaszek w dużej klatce" - Tu mamy anaboliki. To, że chłopcy powiększają sobie maskulaturę i bicepsy, niekoniecznie powoduje, że stają się lepszymi mężczyznami. Często wręcz przeciwnie. Przewraca kolejne kartki. To jest reportaż o neonazistach w Stanach Zjednoczonych... Tu mamy czarownice. Jak zwykle temat na czasie. A tutaj piękną aferę społeczną, czyli ludzi, którzy kończą studia w specjalności ochrona środowiska, a muszą sprzedawać przysłowiową pietruszkę. Dalej znowu panienki...

Tym razem karki przewracane są szybciej i sylwetka opalonej blondynki prężącej się na tle tropikalnego lasu niemal natychmiast znika mi z oczu. No i reportażyki również z Polski. W Warszawie działa teatr, który mieni się teatrem erotycznym. Czemu o nich nie napisać? Odbywają w polskich dyskotekach walki kobiet w kisielu, więc też trzeba powiedzieć, kto to robi, kto to ogląda i dlaczego. Kartkujemy dalej. W każdym numerze staramy się mieć jakiś artykuł poświęcony pop kulturze, a że pop kultura wiąże się u nas przede wszystkim z telewizją, opisujemy osoby, które niekoniecznie chciałyby być w "Hustlerze", natomiast są na tyle barwne, że dobrze jest o nich napisać. Tak jest w przypadku Zofii Bigosowej czy ojca Leona. Czy Czesława Miłosza... Następna kartka. Tu znowu jedziemy do Japonii i mamy "Seks po japońsku", z rewelacyjnym otwarciem. "Rewelacyjne otwarcie" to wypełniające całą stronę, kolorowe zdjęci klęczącej młodej Japonki, mocno skrępowanej sznurem i zakneblowanej. Potargana sukienka nie zakrywa w ogóle intymnych części ciała. Twarz dziewczyny wykrzywia grymas bólu. Dalej Ludwik Stomma o historii. A tutaj amerykański reportaż o porwaniach ziemian przez Ufo, w celu wykorzystania ich seksualnie. No i wywiad. W głosie naczelnego brzmi nieukrywana duma. Wszyscy w Polsce pewnie się zdziwią, że "Hustler" dostał wywiad od Wojciecha Cejrowskiego, który opowiada o swoim życiu seksualnym. A w zasadzie o braku tegoż życia, gdyż seks istnieje dla niego tylko po ślubie, a Wojciech Cejrowski nie jest żonaty... - tu pan Jasiński zawiesza teatralnie głos. Po chwili spokojnie dodaje - Po prostu gazeta do czytania.

* * *

W "Skandaliście..." prawdziwy Larry Flynt gra surowego sędziego, który skazuje filmowego Larry'ego Flynta na 25 lat więzienia.

Polski "Hustler" już dwukrotnie miał trafić na wokandę. Pierwszy raz zaskarżono nas tutaj, w Krakowie. Do tej pory otrzymaliśmy od prokuratury pismo, z prośbą o przesłanie numeru pierwszego. Wysłaliśmy i od tej pory nie wiem jak się sprawa toczy. Nie została umorzona, bo żadne powiadomienie o tym do nas nie przyszło. Druga sprawa dotyczyła plakatu reklamującego marcowy numer "Hustlera". Została wszczęta i praktycznie od razu umorzona. Feralny plakat wisi teraz w centralnym punkcie redakcji. Przedstawia zdjęcie młodej kobiety, a właściwie fragmentu jej ciała - od pępka do połowy uda. Czerwone figi, które ma na sobie modelka, bardziej przyciągają uwagę niż cokolwiek zakrywają.

Przeciwnicy "Hustlera" nie zawsze wybierają oficjalne środki na wyrażenie sprzeciwu. Pani Ela niejednokrotnie spotkała się z przejawami niechęci. I na pewno spotkam się z tym jeszcze wiele razy. Są ludzie w rozmowie z którymi da się używać argumentów i tłumaczyć, a są i tacy... Pamiętam, że po ukazaniu się pierwszego numeru pisma nadzorowałam rozwieszanie plakatów, tutaj w Krakowie. Wtedy faktycznie spotkałam się z ogromną dezaprobatą, z taką dulszczyzną! Ale jestem na to przygotowana. Od początku było wiadomo, że będą problemy. Mimo wszystko uważa, że warto związać swą przyszłość z polskim "Hustlerem". Jest dumna ze swojej pracy.

* * *

"Zmieniłem cały świat w brukowiec!" - krzyczy z radością główny bohater filmu Formana, oglądając w telewizji bezpośrednią transmisję z własnego aresztowania.

Redaktor Jasiński uważa, że nawet wolność słowa ma swoje granice. Taką granicę przekroczył na przykład na przykład Kenneth Starr, ale nie Larry Flynt. Zrąbać człowieka na funty jest bardzo łatwo - tłumaczy naczelny - nam jednak nie o to chodzi. Nam chodzi o piętnowanie zjawisk. Owszem, za zjawiskami stoją ludzie i dlatego pojawiają się w kontekście opisywanej sprawy. Jasiński podkreśla, że "Hustler" piętnuje tylko tych "złych skandalistów", wyraźnie oddzielając ich od tych "skandalistów pozytywnych". Takich co to wpuszczają bardzo wiele świeżej krwi. Waha się do której kategorii zaliczyć Urbana i Daniszewską. Nie da im się odmówić jednej rzeczy, przewietrzyli troszeczkę nasze postrzeganie prasy. Wrzucili tam dużo nowej krwi, nowego sposobu uprawiania naszego zawodu. Jako skrajnie liberalnie nastawiony człowiek uważam, że musi być miejsce dla takich pism jak "Nie" albo "Zły". Oczywiście można ich nie czytać.

Naczelny "Hustlera" nie przeczy, że skandal stanowi również ważny punkt strategii marketingowej jego pisma. To, że nasza redakcja mieści się przy Placu Biskupim to czysty przypadek, ale znowu zakrawa na wielki skandal. I dobrze, zgadzam się! Plac Biskupi w Krakowie to od lat ulubione miejsce pracy przedstawicielek najstarszego zawodu świata. Przypadkowy przechodzień ma jednak małe szanse na odnalezienie siedziby magazynu. Oszklonych drzwi nie zdobi bowiem żaden napis, żaden szyld. Tylko niebieskie Proszę dzwonić na białym dzwonku.

* * *

W filmie Formana Flynt kpi z poważnych artykułów zamieszczonych w "Playboy'u". Przecież nie po to się kupuje świerszczyka, żeby go czytać! - twierdzi. Ale wyraża się mniej parlamentarnie.

Pan Jasiński wciąż podkreśla, żę jego magazyn przeznaczony jest dla człowieka myślącego. Może trochę odważniejszy niż "Playboy", ale do czytania. W końcu na 164 stronach niemal sto zajmują strony tekstowe. Jak ktoś kupi naszą gazetę w piątek, to ma małe szanse do poniedziałku przeczytać.

Wszyscy podejrzewają, że za sprawą Pilcha i Szczypiorskiego kryją się ogromne pieniądze. Ale to nieprawda. Wedle słów naczelnego, za decyzją obu pisarzy o współpracy z "Hustlerem" stoją "pewne określone pryncypia". To są dwaj twórcy, którzy po prostu myślą i dlatego są u nas w gazecie. Całą dyskusję na ten temat uważa pan Jasiński za bezsensowną, ale na pewno korzystną dla magazynu. Jesteśmy dziwnym krajem, gdzie cały czas się ludzi szufladkuje. W momencie kiedy "Hustlera" zaszufladkowano jako pornografię, Pilcha jako pisarza chrześcijańskiego, a Szczypiorskiego jako wielkiego moralistę, starcie tych trzech "etykietek" spowodowało stan zapalny, zaiskrzyło i... tym lepiej dla "Hustlera". Naczelny nie przypomina sobie, by ktokolwiek odmówił współpracy z "Hustlerem", albo nie chciał zgodzić się na wywiad. Owszem, spotkał się z żądaniem pieniędzy za ewentualną rozmowę. Ale właśnie takie postawienie sprawy jest równoznaczne z odmową, bo "Hustler" nie płaci za wywiady.

Przed dużym komputerowym ekranem siedzi dwóch, pogrążonych w pracy mężczyzn. Jak się dowiaduję składają artykuł o polskich chippendales. Takich chłopcach, którzy tańczą dla pań. Jak widać na obrazku. Faktycznie, ilustracje przedstawiają kilku niemal nagich, dobrze zbudowanych młodzieńców, zastygłych w pozach, które przy dużej dozie wyobraźni można by uznać za figury taneczne.

Obaj mężczyźni zgodnie twierdzą, że do "Hustlera" trafili z ogłoszenia. I obaj reagują wyraźnym rozbawieniem na moje pytanie, czy nie mieli oporów przed podjęciem pracy w takim magazynie. Młodszy z nich, Wojtek, wyjaśnia: Uważam tę pracę za coś ciekawego, zupełnie nowego. A poza tym, ilu facetów tak naprawdę marzy o tym, żeby "obraviać" gołe panienki? Ja to właśnie robię. Przygotowuję te wszystkie zdjęcia i jeszcze dostaję za to pieniądze. No i znajomi ucieszyli się , że będą mieli szybszy dostęp do tego typu pisma. - Dodaje ze śmiechem.

* * *

"Przepija mój zysk!" - krzyczy najwyżej dziesięcioletni Larry, rozbijając gliniany garnek na głowie ojca, podkradającego chłopcu przeznaczony na sprzedaż bimber. "A ja chcę tylko uczciwie zarobić" - dodaje. Taka scena otwiera film Milosa Formana.

powrót