Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie - Wydanie 2007/2008

Reportaż
Wywiad
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja

Pozostałe teksty w rozdziale

Rozmowa z Janem Gabrukiewiczem, byłym dziennikarzem "Kroniki"

Sergiusz Dorożyński

Miałbym moralnego kaca, gdybym się ugiął...

Sergiusz Drożyński: Kim jest dziennikarz?

Jan Gabrukiewicz: To bardzo ważna rola społeczna. Dziennikarz pełni wiele różnych ról, między innymi jest pośrednikiem między władzą a obywatelem. Powinien patrzeć na ręce władzy, ale również dostarczać informacji o funkcjonowaniu społeczeństwa.

Jakie cechy są najważniejsze w tym zawodzie? Czy obiektywizm to fundament?

Obiektywizmu tak naprawdę nie da się osiągnąć, jest to kwestia oceny natomiast należy do niego zmierzać. Ale przede wszystkim jest to rzetelność, umiejętność oglądania świata z każdej strony, wysłuchiwania wszystkich racji by spośród nich dziennikarz mógł odnaleźć najbardziej zbliżoną prawdę, natomiast niczego nie powinien narzucać. Musi oddzielać informację od komentarza.

Dziennikarstwo to zawód, w którym początki bywają najtrudniejsze. Jak pan zaczynał? Jak kształtowała się pana kariera?

Zaczynałem w radiu studenckim ALMA, jeszcze w stanie wojennym i odpowiadałem za tematykę bardzo niepopularną w tamtym czasie, polityczno-społeczną. Było mnóstwo chętnych by zajmować się muzyką, filmem czy ogólnie kulturą a ja przejąłem tę najtrudniejszą działkę i nie miałem zbyt wielu chętnych do współpracy. Później, po paru latach współpracy z Radiem Kraków, trafiłem do Telewizji Polskiej w Krakowie. Było to na kilka miesięcy przed Okrągłym Stołem, jednak zdążyłem zahaczyć o ostatnie miesiące tamtego reżimu.

Dało mi to możliwość podglądania roboty dziennikarskiej w różnych środowiskach i z różnych stron. To nauczyło mnie swego rodzaju bezkompromisowości, bo wiem jak wyglądało dziennikarstwo za poprzedniego systemu, jednak większość mojej pracy w zawodzie przypada na lata wolności odzyskanej po wielu latach, dlatego nie mogę się nadziwić dlaczego dziennikarze w takich warunkach tak chętnie rezygnują z owej niezależności. Łatwo poddają się naciskom, boją się spoglądać i oceniać rzeczywistość swoim rozumem.

O tym porozmawiamy za chwilę. Wróćmy do pana. "Jako syn Sybiraka z nieustającym rozbawieniem obserwuję kolejne ekipy, które traktują mnie jak dyżurnego komucha, bo tak im wygodnie.

I ch... im w d...". Poznaje pan tego maila?

To była kpina z mojego ówczesnego szefa który wymyślił zabieg internetowy polegający na tym że wszyscy pracownicy i współpracownicy "Kroniki" umieszczą na stronie własne zdjęcie i krótką notkę. I ta właśnie notka z założenia miała być przyjemna i lekka, typu: "Lubię czytać kryminały, latem żeglować po Mazurach oraz zbierać grzyby". Było mnóstwo młodych ludzi którzy nie mieli żadnego dorobku i rzeczywiście jedyne co mogli napisać to tego typu teksty. Ale proponowanie mnie abym pisał tego typu bzdury po dwudziestu pięciu latach w zawodzie było co najmniej śmieszne. Po przejściu wszystkich szczebli w karierze dziennikarskiej, od dyżurnego telefonisty po szefa programu czy szefa ośrodka telewizyjnego, zostałem sprowadzony do parteru, do roli reportera. Cofnięto mnie niejako w rozwoju a przyznałbym nawet że sekowano mnie do tego stopnia, że Ci młodzi reporterzy byli preferowani a Ci doświadczeni odsuwani od pracy.

Jaka zatem była reakcja pańskich kolegów i koleżanek po fachu, po tym jak został pan wyrzucony z Telewizji Kraków?

Starsi dziennikarze obserwowali i dobrze wiedzieli co się dzieje, część przyłączyła się do polityki nowego kierownictwa, oczywiście w obawie o własną skórę.

Czyli byli to dziennikarze którzy bali się stracić posadę jak pan, za cenę nie podporządkowania się nowemu zarządowi?

Są tacy którzy szczerze przyznają, że nic innego nie umieją, dla nich takie odejście oznacza zaczynanie kariery od nowa, szukania zajęcia w innym miejscu. Umieli przede wszystkim jedno, umieli się ustawić. To wszystko co potrafili.

Czy po pańskim odejściu z telewizji "na Krzemionkach" coś się zmieniło?

Ludzie powoli odchodzą, szukając innych zajęć. Taka polityka do niczego nie prowadzi, nie można i to zwłaszcza w tym zawodzie przyjść z siekierą i odrąbać kawałek zespołu stawiając jedynie na młodą krew, młodych dziennikarzy. Ten zawód jest rodzajem rzemiosła w którym jedno pokolenie uczy następne, taka wymiana kadr musi się odbywać "na zakładkę". Nigdy w takiej sytuacji nie zadziała metoda rewolucyjna, bo kto tych młodych reporterów teraz ma uczyć?

Po za tym jeśli chodzi o system organizacyjny tej instytucji, to jest on skostniały i archaiczny. Dwa lub trzy lata temu, telewizja wynajęła specjalistę od uzdrawiania przedsiębiorstw, wcześniej miał sukcesy w pomaganiu w wyjściu na prostą jakimś potężnym zakładom, bankom. Telewizja zatrudniła go, żeby zrobił swego rodzaju audyt i powiedział co trzeba zrobić, żeby wszystko funkcjonowało normalnie. Kraków był ostatnim etapem jego podróży i człowiek który zjadł zęby na tego typu działaniach złapał się za głowę i nie mógł wyjść z podziwu jak ta firma jeszcze prosperuje i do tego przynosi jakieś zyski.

Skoro nic się nie zmieniło to wedle pańskiego sumienia, moralności - było warto?

Oczywiście że tak. Niczego nie żałuje, miałbym moralnego kaca gdybym się ugiął i robił takie świństwa jak wielu innych ulegając naciskom politycznym.

Używa pan sformułowania "nacisk polityczny", proszę zdefiniować co to znaczy według pana?

Po dwudziestu latach przepracowanych w telewizji, nie pamiętam takiej sytuacji żeby dyrektor przychodził na zebrania zespołu programu informacyjnego wrzucając tematy ewidentnie pochodzące z takich źródeł jak Centralne Biuro Śledcze, Centralne Biuro Antykorupcyjne czy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Takie tematy nie leżą na ulicy, nie wyczytał ich też dyrektor z bieżącej prasy. Wielokrotnie padało pytanie do zespołu: "To komu dzisiaj przyłożymy?"- mówiąc delikatnie, jednak on operował trochę grubszym słowem.

Było wielu chętnych do realizacji takich "zamówień"?

Oczywiście, byli nawet i tacy reporterzy którzy w ogóle nie zjawiali się na zebraniu zespołu, którzy wcześniej po rozmowie w gabinecie dyrektora przychodzili z gotowymi tematami.

Wydawca programu dowiadywał się po zebraniu że ten dziennikarz już robi materiał o którym on w ogóle nie wiedział.

W takim razie oglądamy telewizję państwową czy telewizję publiczną?

Nie ma czegoś takiego jak telewizja publiczna, ona zawsze była państwowa i za komuny i teraz. Nic się nie zmienia w sposobie zarządzania, zmieniają się tylko dysponenci.

Od góry do dołu cały nadzór nad mediami jest upolityczniony zaczynając od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji po Radę Nadzorczą czy Rady Programowe. W tych wszystkich organach obejmuje się stanowisko z klucza partyjnego.

Pod tym względem jest to rzeczywiście paskudne, los telewizji i jej status w społeczeństwie zależy od widzimisię poszczególnych ekip rządzących.

Wracając do pana sprawy, skończyła się ona w sądzie pracy. Założył pan sprawę Telewizji Polskiej z oddziałem w Krakowie. Nie bał się pan, że będzie to walka z góry ciężka do wygrania, jest to przecież sprzeciw wobec olbrzymiej instytucji?

Telewizja Polska przegrywa większość procesów w całej Polsce, jest nawet kilku prawników w Krakowie, którzy bardzo lubią występować jako obrońcy ludzi wyrzuconych z telewizji - bo zawsze wygrywają.

Jeżeli wygrałby pan tą sprawę, chciałby pan wrócić do TVP Kraków?

Przy obecnym zarządzie zastanawiam się czy jest po co tam wracać, tam nie będzie z kim pracować. Patrzę na program, obserwuję do czego dochodzi i zastanawiam się nad zmianą pozwu sądowego z przywrócenia do pracy na odszkodowanie.

Jakie rady wskazałby pan młodym dziennikarzom, tym którzy stawiają w tym zawodzie pierwsze kroki?

Przede wszystkim uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć. W tym zawodzie jest jak z medycyną, jeżeli lekarz się nie dokształca to zostaje w tyle, musi cały czas studiować literaturę fachową i czytać o nowinkach w dziedzinie medycyny. Tak samo jest w dziennikarstwie, a tym bardziej telewizyjnym. Zmiany technologiczne są tak dynamiczne że jeżeli się nad tym nie panuje to szybko można stracić kontakt z zawodem. W tej chwili wiele funkcji technicznych przejmują sami dziennikarze, kiedyś na zdjęcia wyruszało się samochodem marki Robur, który był wielkości połowy autobusu a ekipa liczyła 7 osób. Teraz jest już taka profesja jak video-dziennikarz, gdzie osoba sama jedzie z kamerą na zdjęcia, ma własny środek transportu, sama pisze i montuje.

Co trzeba robić by być zgodnym z własnym sumieniem i do tego dobrze wypełniać rolę dziennikarza?

Nie poddawać się i nie bać się, zwłaszcza w kontaktach z władzą. Trzeba mieć świadomość, że jest stan koegzystencji dziennikarzy i polityków - jedni bez drugich żyć nie mogą. Ale nie można przekroczyć pewnej granicy. Mam wielu znajomych z różnych opcji politycznych - posłów, ministrów, tych obecnych i tych byłych, ale moja robota jest moją robotą. Ja mogę iść z takim kolegą na piwo, spotkać się prywatnie, ale w momencie wykonywania mojej pracy nie ma znaczenia moja zażyłość z tym panem. Obserwowałem mnóstwo takich sytuacji gdzie ta granica była niestety przekraczana.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2007 - 2008
Studium Dziennikarskie |Akademia Pedagogiczna |Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja