Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego
przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Wydanie 2006/2007

      Studium       Akademia
 

Felieton

Wywiad

Reportaż

 

Publikacje prasowe

Publikacje radiowe

 

 

 

 

Pozostałe teksty tego działu

Dorota Barańska

Trzeba polubić gramatykę...

Rozmowa z Maciejem Malinowskim , mistrzem polskiej ortografii, felietonistą ogólnopolskiego tygodnika "Angora", autorem książek "(...) boby było lepiej", "Obcy język polski" i "Co z tą polszczyzną?"

W roku 1990 zdobył pan tytuł Mistrza Polskiej Ortografii w słynnym katowickim "Dyktandzie". Czy to oznacza, że zna pan wszystkie reguły trudnej polskiej pisowni i nie popełnia błędów?

Znam niewątpliwie wszystkie zasady ortografii i wszystkie wyjątki od nich, ale nie znam słownika ortograficznego na pamięć! Zasadzek i pułapek, a często niekonsekwencji, nielogiczności jest w polskiej pisowni bardzo wiele. Znajomość tego wszystkiego pozwala mi na w miarę swobodne poruszanie się po zawiłościach ortograficznych i interpunkcyjnych. Mam dużą świadomość językową, czyli gdy przychodzi mi napisać jakiś trudny wyraz, to... sięgam po słownik.

Jakimi umiejętnościami należy się wykazać, żeby uzyskać tak zaszczytny tytuł?

Najprościej można by powiedzieć tak: trzeba od najmłodszych lat zgłębiać polską ortografię, w ogóle uczyć się gramatyki, lubić ją. Rzeczywiście w szkole podstawowej lekcje tego typu nie sprawiały mi kłopotu, od początku umiałem się poruszać w gąszczu owych gramatycznych zakazów i nakazów. Później dużo czytałem, i to różnych rzeczy. Trzeba mieć także pamięć wzrokową, bo jednak nauka ortografii opiera się w dużej mierze na zapamiętywaniu graficznej postaci danego wyrazu.

Czy jest pan z wykształcenia polonistą?

Zaskoczę panią, ale nie, nie jestem polonistą, aczkolwiek ukończyłem dobre krakowskie Liceum Ogólnokształcące nr XII z poszerzonym programem języka polskiego. Po maturze wybrałem się jednak na studia zupełnie inne, na mechanikę na Politechnice Krakowskiej. Dopiero po ich ukończeniu znalazłem się na Podyplomowym Studium Dziennikarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie z resztą spotkałem wielu... inżynierów, dziś znanych i cenionych dziennikarzy, np. Adama Rymonta, zastępcę redaktora naczelnego "Dziennika Polskiego", Leszka Rafalskiego, obecnie wydawcę studenckiego pisma "SMS", czy Zygmunta Moszkowicza, od lat podporę portalu Interia.pl. Marek Niedźwiedzki z radiowej "Trójki" również jest inżynierem, ukończył budownictwo lądowe na Politechnice Łódzkiej.

Miał pan szczęście do nauczycieli...

Nauczyciele to wielki skarb na różnym szczeblu edukacji młodego człowieka. Szczególnie dobrze wspominam polonistkę ze Szkoły Podstawowej nr 88 panią Alicję Richter. Pamiętam, że na jednej z lekcji musieliśmy dokonać rozbioru logicznego zdania: "Kilku chłopcom udało się dobrze wykonać zadanie". Mało kto wiedział, że podmiotem jest forma "chłopcom", że chodzi o tzw. podmiot logiczny, bo występuje w innym przypadku niż mianownik - logiczny, gdyż logicznie wskazuje na wykonawcę czynności. Niektórzy myśleli, że podmiotem jest wyraz "zadanie", no bo kto? co? "zadanie"... Niestety, w szkole średniej nie było już czasu na zgłębianie gramatyki czy ortografii albo interpunkcji, ponieważ dominowała literatura i jeszcze raz literatura. Polonistka mniejszą wagę przykładała do spraw związanych z poprawną polszczyzną, tą użytkową. I może dlatego wraz z kolegami wybrałem się po maturze na politechnikę. W tamtych czasach zawód inżyniera wydawał się dla mężczyzny o wiele sensowniejszy.

Czy poprawne mówienie i pisanie to hobby, które doskonalił pan przez lata?

Na pewno tak. Od wczesnych lat czytałem poradniki z zakresu poprawnej polszczyzny, rozmaite teksty na ten temat w gazetach, tygodnikach, miesięcznikach. Dziś moja biblioteka jest dość spora, zawiera wszystkie najważniejsze pozycje, wśród których znajduje się dziesięciotomowy słownik profesora Witolda Doroszewskiego sprzed pięćdziesięciu lat czy reprint słownika Samuela Bogumiła Lindego z połowy XIX wieku. Mam wszystkie książki prof. Jana Miodka, mojego mistrza, prof. Andrzeja Markowskiego, prof. Jerzego Bralczyka, prof. Walerego Pisarka. Zdradzę pani, że przygotowuję dysertację doktorską na Uniwersytecie śląskim pod okiem prof. Edwarda Polańskiego, największego guru ortografii, autora nowego "Wielkiego słownika ortograficznego" PWN-u. Jej temat: "Ortografia polska od połowy XVIII wieku. Kodyfikacja, reformy, recepcja". Tak oto hobby stało się nieoczekiwanie czymś więcej - wejściem w świat nauki...

O, to gratuluję! Interesuje mnie, jak pan ocenia znajomość ojczystego języka Polaków?

Niestety, nie jest z tym najlepiej. Proszę włączyć telewizor i posłuchać, jak mówią chociażby politycy. Fatalnie wypada również młodzież. Zupełnie nie zwraca uwagi na poprawność językową, posługuje się skrótami, tworzy neologizmy, pisze niechlujnie, niestylistycznie, nieortograficznie. Można więc powiedzieć, że polszczyzna na początku XXI wieku znajduje się w niebezpieczeństwie. Tymczasem kultura języka jest częścią ogólnej kultury człowieka. Nie wystarczy się ładnie ubrać, włożyć piękne buty, świeżą koszulę, modny garnitur czy sukienkę. W czasie rozmowy z kimś trzeba nie tylko mieć coś do powiedzenia, ale przede wszystkim starać się wyrazić to w sposób poprawny językowo, to znaczy używać słów we właściwym znaczeniu, dobrze je akcentować, odpowiednio łączyć w konstrukcje zdaniowe. Problem polega na tym, że prawie w ogóle Polaków nie uczy się dobrej, starannej polszczyzny. Nawet na studiach polonistycznych poświęca się temu zagadnieniu za mało uwagi. Studentom nie zaprząta się głowy kwestią ortografii czy interpunkcji, uważając, że to oczywiste, iż powinni nie mieć z tym żadnego kłopotu. Nic więc dziwnego, że jedynie 2 procent społeczeństwa - na poziomie z najwyższej półki - potrafi pisać poprawnie, a... 0,02 procent właściwie stawiać przecinki. Te dane są szokujące...

Co w takim razie należy robić, żeby ów stan zmienić? Czy jest na to jakaś recepta?

No cóż..., właściwie gotowych recept nie ma. Trzeba czytać dobrą literaturę, a z prasy "Gazetę Wyborczą" i warszawski "Dziennik" oraz tygodniki "Wprost", "Politykę" czy "Newsweek", bo przykłada się w nich do spraw polszczyzny sporą wagę. Warto słuchać dobrych mówców, uczestniczyć w życiu kulturalnym, np. bywać od czasu w "Piwnicy pod Baranami" czy też w innych środowiskach, w których piękno ojczystego języka jest bardzo ważne.

Czy drażnią pana błędy popełniane przez kogoś w pańskim towarzystwie? I co wtedy: korci pana, żeby wytknąć komuś jakiś lapsus?

Oczywiście, że korci. Ale nie zawsze są sprzyjające okoliczności, żeby to zrobić. Zdarza się jednak, że rozmowa schodzi na tory polszczyzny i wówczas staram się wyjaśnić to i owo. Nierzadko ktoś bywa zaskoczony, skonfundowany, że mówi niepoprawnie. Gorzej, gdy jest przekonany o własnej nieomylności i próbuje ze mną polemizować, a wiem, że nie ma racji. W gronie rodziny i znajomych sprawa jest prosta: Maćka - proszę wybaczyć brak skromności - uznaje się za niekwestionowany autorytet...

Czy ma pan jeszcze jakieś inne zainteresowanie poza ortografią, interpunkcją?

źle by było, gdybym zajmował się wyłącznie ortografią i siedział nieustannie w słownikach. Interesuję się polityką, teatrem, filmem, architekturą wnętrz, modą. Lubię muzykę chillout, ponieważ pozytywnie mnie ona nastraja i pobudza do życia. Kiedyś bardzo dużo grałem w tenisa ziemnego. To niezwykle absorbujący, trudny sport. Bywało, że wstawałem rano i myślałem wyłącznie o wyjściu na kort. Teraz chwilowo nie gram, brakuje mi czasu, ale na pewno wrócę do uprawiania tej pięknej dziedziny sportu.

Od kilku lat prowadzi pan zajęcia na różnych uczelniach. Z czego: z dziennikarstwa czy z poprawnej polszczyzny?

Głównie z dziennikarstwa prasowego i warsztatów redakcyjnych, bo przecież od dwudziestu kilku lat to mój zawód. Ale zawsze rozmawiam ze studentami o poprawnej polszczyźnie. Dziennikarz musi przecież umieć mówić i pisać pięknie po polsku. Zaczynałem w "Tempie", później byłem sekretarzem redakcji w Głosie Nowej Huty" i zastępcą sekretarza redakcji w dzienniku "Czas Krakowski", już nieistniejącym, a także redaktorem naczelnym dwóch branżowych miesięczników. Zawsze więc czytałem, poprawiałem i adiustowałem teksty kolegów. Od pięciu lat jestem związany z ogólnopolskim tygodnikiem "Angora". Prowadzę tam rubrykę językową pod nazwą "Obcy język polski".

Z jakich źródeł czerpie pan pomysły na materiały do kolejnych artykułów?

Otrzymuję mnóstwo pytań i e-maili od czytelników z całej Polski. świadczy to o tym, że wielu rodaków naprawdę interesują sprawy ojczystego języka, chcą oni dobrze mówić i pisać. To pocieszające. Często pożywką bywają dla mnie błędy językowe polityków, uchybienia dotyczące polszczyzny znajdywane w gazetach, ogłoszeniach, obwieszczeniach urzędowych, instrukcjach itp. Zapraszam wszystkich interesujących się ortografią i ortoepią na stronę www.obcyjezykpolski.interia.pl

Z jakiego typu błędami w prasie spotyka się pan najczęściej?

Interpunkcyjnymi. Interpunkcja - jak mawia prof. Jan Miodek - to szkoła myślenia, i tak jest w istocie. Nie wolno stawiać przecinków tam, gdzie nam się głos zawiesza, gdzie następuje przerwa intonacyjna w wypowiedzi. O postawieniu czy niepostawieniu przecinka decyduje wyłącznie składnia zdania. Mało kto o tym wie, nawet nauczyciele języka polskiego w szkołach. O złych nawykach w nauczaniu interpunkcji mógłbym mówić godzinami...

Jaki jest więc sposób na poprawną interpunkcję?

Po prostu siąść na miesiąc i samemu jej się nauczyć, korzystając z dobrych źródeł, np. książki "Zasady interpunkcji" prof. Stanisława Jodłowskiego czy wydanego przed dwoma laty "Podręcznika polskiej interpunkcji" prof. Edwarda Polańskiego i innego mistrza ortografii Marka Szopy. Jeśli to nie wystarczy, można się zgłosić... do mnie. Zamierzam niebawem uruchomić takie miesięczne kursy-praktyki interpunkcji polskiej w grupach kilkuosobowych dla wszystkich chętnych. Ciekawe, czy będą chętni...

Niedawno ukazała się trzecia pana książka zatytułowana "Co z tą polszczyzną?". Przypuszczam, że jest spore zainteresowanie...

Tomasz Lis napisał "Co z tą Polską?", a dałem swemu "dziełu" tytuł "Co z tą polszczyzną?". Obydwaj jesteśmy więc zatroskani, tyle że czym innym. Pozycja Tomasza Lisa sprzedawała się i sprzedaje bardzo dobrze, moja także... Niedawno profesor Miodek napisał do mnie prywatnie, że publikacja "Co z tą polszczyzną?" leży na jego nocnej szafce i codziennie jest podczytywana. Taka opinia to dla mnie niezwykły zaszczyt.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2006 - 2007
Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja