Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego
przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Wydanie 2006/2007

      Studium       Akademia
 

Felieton

Wywiad

Reportaż

 

Publikacje prasowe

Publikacje radiowe

 

 

 

 

Pozostałe teksty tego działu

Agata Całkowska

"Gazeta Wyborcza"

Trzeba umieć rozmawiać z każdym człowiekiem

Rozmowa z Katarzyną Nosowską

28 maja odbyła się oficjalna premiera czwartego solowego albumu wokalistki. 16 czerwca artystka spotkała się ze słuchaczami w krakowskim salonie Empiku.

Agata Całkowska: Jeśli lubisz Kraków to dlaczego?

Katarzyna Nosowska: - Ja myślę, że jest to jakaś odgórnie narzucona opcja... lubić Kraków.... Kiedy zaczęłam sobie uświadamiać sympatię lub antypatię do poszczególnych miast to Kraków stał się tym miastem, za którym przepadam. Nie wiem, pewnie chodzi po prostu o jego urodę, a tak poza tym, to mieszkając w Szczecinie myśleliśmy sobie, że właśnie w Krakowie dzieją się rzeczy ciekawsze niż gdziekolwiek indziej.

Jak oceniasz pracę nad nową płytą? "Unisexblues" powstawał chyba w sprzyjających warunkach?

- Oj tak. Jestem zakochana...głupio mi to mówić... naprawdę..., ale jestem zakochana w całym tym przedsięwzięciu. Jestem kuternóżką. Nie potrafię sobie na niczym zagrać więc tylko umownie płyta jest projektem solowym Katarzyny Nosowskiej... Zawsze moje płyty solowe powstawały przy ogromnym wsparciu talentu kogoś...Wcześniej był to Piotr Banach, później Smolik, teraz jest to Marcin Macuk z zespołu Pogodno. Po prostu ekstremalnie boski człowiek jak mój tata, choć jest dużo młodszy.

Co Cię ostatnio zachwyciło..? Co sprawiło, że podskoczyłaś 10 cm do góry? Może było to jakieś wydarzenie, podczas nagrywania płyty?

- Tak, było takie wydarzenie, niesamowite i to absolutnie nieprawdopodobne...Rok temu bym powiedziała, że nie przypominam sobie, bo jestem raczej taka stonowana w okazywaniu emocji...Rzeczywiście nagrywałam tę swoją płytę we Wrocławiu i mieliśmy nocną sesję w planach, dużo czasu do wejścia do studia, i poszliśmy tą naszą małą grupką na koncert zespołu Papaja Paranoja z Japonii.

-Stwierdziliśmy, że to jest na tyle interesujące, że trzeba zobaczyć. To był jakiś maleńki klub...to była liderka, która podobno 20 lat temu założyła ten zespół i przechodził on przez te lata liczne zmiany w obrębie składu, dwie bliźniaczki, i koleś, wysoki Japończyk. Grali coś przedziwnego techno- punko nie wiadomo co... ale to było coś tak nieprawdopodobnie energetycznego, że siedziałam przy stoliku i jak wyszli na scenę i zagrali pierwsze dźwięki to po prostu zaczęłam się uśmiechać zębami, co świadczyło o wielkiej ekscytacji i ten uśmiech nie zszedł mi przez dwie godziny z ust... Ja później miałam zakwasy, totalnie obolałe polityki, wszystkie mięśnie porażone z wysiłku, ale byłam tak szczęśliwym człowiekiem...Cały czas machałam głową...Macuk jest odważny, zdjął koszulę, sweter, podszedł pod scenę i zaczął szaleć totalnie. A to nie jest koniec historii... Oni zaspokoili moją potrzebę na obcowanie ze sztuką, która rozwala w sensie pozytywnym, oni się uśmiechali grając, a ja jestem taka boleśnie poważna, kiedy śpiewam. Macuk zaprosił ich do zagrania w jednej piosence na mojej płycie. I oni się zgodzili. Półtorej godziny później w studio oni się zjawili. Te dziewczyny zaśpiewały, chłopak zagrał... Stałam sparaliżowana z niedowierzania pod ścianą, obserwowałam co tu zachodzi... To było coś tak absolutnie nieprawdopodobnego. Uwierzyłam, że można zaryzykować twierdzenie, że nie ma rzeczy niemożliwych, to wszystko zależy od woli, to jest takie proste...Oni mnie uszczęśliwili nas. Kosztowało ich to niewiele. Zaufali nam choć mogliśmy ich po polsku pomordować. Sprawili nam ogromną radość i myślę, że będzie im się to boską czkawką odbijać poprzez wszystkie kolejne wcielenia. To jest naprawdę cenne.

Obserwuję Twoją karierę przez lata i cieszę się, że jako artystka potrafisz zachować klasę w każdej sytuacji. Najbardziej widoczne to jest na koncertach w plenerze, często są to imprezy dla wszystkich a jakby dla nikogo. Publiczność nie ukrywajmy, też bywa różna. Ty zawsze dajesz z siebie wszystko...

- To naturalna postawa. Wydaje mi się, że trzeba umieć rozmawiać ze wszystkimi, umieć nawiązać kontakt z każdym człowiekiem, bo naprawdę jesteśmy bardzo podobni do siebie. Na wielu poziomach się spotykamy i naprawdę ani zasobność portfela, ani pasje, ani atrybuty zewnętrzne nie mają znaczenia. Są natomiast ludzie, którzy niechętnie rozmawiają np. z kimś postawionym kilka poziomów niżej od siebie. To paskudna cecha. To samo dotyczy koncertów, to jest moja pasja, kocham to robić, naprawdę. Odbiorca jako taki nie ma znaczenia, chodzi o to, żeby cokolwiek się wydarzyło, żeby ktoś się uśmiechnął albo nawet się totalnie zdenerwował.

Ile osób zagra w składzie koncertowym na trasie Twojego solowego materiału?

- Na razie jest to pięć osób takiego rdzennego składu, ale jest jeszcze kilka instrumentów moim zdaniem niezbędnych, aby ten materiał dobrze brzmiał.

Co myślisz o festiwalu stworzonym przez Artura Rojka? Czy idea propagowania młodych zespołów jest potrzebna?

- Jest potrzebny. Nie ma w tym projekcie niczego co by mi nietęgo pachniało. Myślę, że to szlachetne. Ale nie zastanawiam się nad takimi kwestiami szczególnie. Jestem idealistką. Wydaje mi się, że jeśli ktoś odczuwa potrzebę wypowiedzenia się przez dźwięk i słowo, czyli przez piosenkę, po prostu ma do tego prawo... I uważam, że jeśli robi to naprawdę szczerze, z pasją to musi się wydarzyć w związku z tym coś wielkiego. Oczywiście, nie mam tu na myśli kariery. Jest to dla mnie efekt uboczny. Tak naprawdę głównie chodzi o zainteresowanie ludzi, żeby sprawić komuś radość. Ja nie mam złudzeń co do tego, że bycie grajkiem, piosenkarką, to stricte usługowa sytuacja. Musimy robić wszystko, aby sprowokować odbiorcę do jakichkolwiek ruchów mentalnych.

Czy Warszawa stała się oswojona na tyle, że możesz powiedzieć, że to jest Twój dom?

- Mój dom to moje mieszkanie. Mała przestrzeń, którą oswoję.

Dlaczego już nie publikujesz felietonów? Czy piszesz do szuflady?

- W tej chwili byłam strasznie skoncentrowana na pisaniu tekstów do płyty.

Czy jest szansa, że kiedyś Twoja książka zagości na mojej półce?

- Bardzo bym chciała. Gdybym miała sformułować listę pierwszorzędnych marzeń to proza byłaby na jednym z czołowych miejsc...Ale ja nie mam odwagi, ja myślę, że po prostu nie umiem... Zbyt wiele przeczytałam świetnych rzeczy w życiu, że w tym sensie na zadowala mnie bycie średniakiem,. a niestety jestem, nie mogę się równać z tymi których wielbię...

A kogo wielbisz?

- To są kobyły literackie... Hrabal, Hesse.

Czy PJ HARVEY jest nadal dla Ciebie ważna?

- Nadal. Gdybym się z nią spotkała to po prostu umarłabym... Podchodzę do niej totalnie emocjonalnie...Wiele moich fascynacji nie przetrwało próby czasu, naturalnie odeszło na półki, do których trzeba się przekopywać...A ona jest obecna, naprawdę bardzo za nią przepadam...To jest ktoś, w moim małym świecie to jest naprawdę wielka artystka.

Masz dość damskich głosów? Czy pojawili się na polskim rynku wokaliści, godni twojej uwagi?

- Budyń jest rewelacyjnym wokalistą, on naprawdę śpiewa. Uważam, że Maleńczuk jest nadal na czele listy. Ja oczekuję takiego po prostu śpiewania. Jest wielu, którzy się świetnie wydzierają, traktują wokal bardzo ekspresyjnie... Chciałabym, żeby ktoś tak naprawdę bez kompleksów totalnie seksownie zaśpiewał...I żeby to był właśnie mężczyzna i żeby się nie wstydził, żeby warstwa muzyczna była bardzo szlachetna, bo brakuje mi właśnie tego zestawienia, supergłos ale podparty też fajną treścią... a nie takie pitu pitu zrobione przez starych dziadów dla kolesia, który barwę ma fajną, ale ani tekstu sobie nie napisze....nie ma nic do powiedzenia i daje się tłamsić zgredom z branży...

Copyright © Studium Dziennikarskie 2006 - 2007
Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja