Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego
przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Wydanie 2006/2007

      Studium       Akademia
 

Felieton

Wywiad

Reportaż

 

Publikacje prasowe

Publikacje radiowe

 

 

 

 

Pozostałe teksty tego działu

Anna Szczygieł

Klasyka cekinami podszyta

Stało się. Ugruntowana pozycja klasyki zakwiliła, zastękała i bezradnie wyciągnęła kopyta. Wstyd przyznać: ja, ostatni bastion obrońców klasyki, strażniczka wszystkich trzech jedności... Wytoczono tu jednak ciężkie, błyszczące nowością działa, a sygnał do ataku zagrał sam Jan Klata. Niby świętości szargać nie można, bo i po co. Pytam zatem: czemu te wymieszane z kurzem ulicy klasyki, przy sapiącym oddechu dobywającym się z odpustowych masek Lorda Vadera - trafiły w sam środek wrażliwości, odkurzyły pożółkłe karty i odczytały słowa z nową mocą. I czemu jednak stoję na czele małej kolumny zalęknionych własnymi myślami wielbicieli teatru i przygotowuję się do boju z hordami zabójców Klatowego konceptu..?

Mordercza fala krytyki przeszła po twórcach "Orestei". Oddajmy sprawiedliwość naszym krytykom. Tym, którzy piszą nam, co trąci myszka, a co jest warte kiwnięcia głową, ale przede wszystkim wiedzą, czym piernik od wiatraka się różni, winnam przyklasnąć i uznać ich racje (klasyczna teatr - dobra teatr). Posłyszałam jednak chrobotanie jednej, natrętnej myśli: że Klata się nie pomylił. Że opowiedział, w irytującej dotychczas formie, treści, które krzyczą same za siebie i przestaje mieć tu znaczenie, czy czynią to przez lateksowe kostiumy, czy przez płócienne worki, bo padają te same słowa i ta sama, niewinna krew wsiąka w ziemię. Pokazał to Klata i zamilkł. A tu, o zgrozo, obudziły się sumienia i zakrzyknięto wielkim głosem: Zdrada! W błagalnym geście zwróciłam się do głuchych przestworzy: niech powiedzą zacni panowie, niechże zdecydują, czy mimo wszystko na salonach Klata panuje, czy ciągle najmodniejszy pan Lupa. Grzechem jest nie orientować się, kto jest salonowym ulubieńcem.

Tu słyszę krzyk złowieszczy, że nadchodzi czas pożogi w teatrze, bo Klitajmestra paraduje z papierosem po scenie, dzierżąc w ręku siekierę. Ale już gramolący się ni z tego ni z owego, bez fatałaszków, bez ładu i składu aktorzy w lupowym "Zaratustrze" - tak... to jest Sztuka. Najwyższa z wysokich, najmocniej przemawiająca i najbardziej niezrozumiała. Należy jednak pamiętać, by nieść oświaty kaganek przed barbarzyńcami i pochrząkiwać co chwilę, warto też pomruczeć coś o nowatorstwie i pokiwać głową z aprobatą, a wyjdzie nam całkiem strawny kawałek teatru. Nie traćmy jednak drogocennego czasu na próby zrozumienia krzątaniny aktorzyn, ważne są: chrząknięcie i ruchy głowy. Zapamiętać.

Świecąca cekinami forma mami i robi brzydkie rzeczy. Napuszone sceny przyprawiają o bóle i rozstroje. Wypomadowani, przyróżowieni aktorzy przywodzą na myśl cyrk pcheł. Bywa. Zasada Decorum. Koturny. Amfiteatry. Klasyka. Przeszłości ołtarzy nie deptać.

A ja, zbierając kolorowe cekiny, idę raz jeszcze zobaczyć Erynie z twarzami Vadera, Elektrę układającą lalki na grobie-kartonie swego ojca i przykurzony wapnem Chór. I znowu chylę czoło i podziwiam z kąta. Nie pochrząkuję i nie mruczę mądrych słów.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2006 - 2007
Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja