Studium@WWW

Gazeta internetowa słuchaczy Studium Dziennikarskiego
przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Wydanie 2006/2007

      Studium       Akademia
 

Felieton

Wywiad

Reportaż

 

Publikacje prasowe

Publikacje radiowe

 

 

 

 

Pozostałe teksty tego działu

Monika Łącka

"Gość niedzielny

Pracownik uliczny - zawód dla odważnych

Dać szansę trudnej młodzieży

Są otwarci na świat i na drugiego człowieka. Wierzą, że to, co robią ma sens. Czego się boją? Tego, że kiedyś mogą nie zdążyć na czas...

Pracownicy uliczni mają jeden cel: pomagać tym, dla których ulica stanowi centrum życia. Ten cel połączył sześć kobiet i trzech mężczyzn. Wśród nich jest były górnik i była strażniczka miejska, pracownik MOPS i kurator sądowy... Dziewięć osób, które postanowiły porzucić swoje dotychczasowe życie. Dlaczego? Ponieważ dopiero streetworking mógł nadać temu życiu sens.

Istnieje lepszy świat

Wszystko zaczęło się od kilkuletniej współpracy krakowskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z Frankfurtem i Lipskiem. To właśnie tam narodziła się idea streetworkingu, a dzięki dwóm pracownikom MOPS, odbywającym we Frankfurcie staż, zawód pracownika ulicznego pojawił się również w Krakowie. Pilotaż programu pracy z dziećmi ulicy okazał się sukcesem. Zza biurka trudno dotrzeć do tych, którzy naprawdę potrzebują pomocnej dłoni. Idąc w teren można spotkać zagrożoną patologiami młodzież, która dobrowolnie nawet nie popatrzy w stronę instytucji społecznych. - Badania przeprowadzone przez Miejski Program Przeciwdziałania Przestępczości Młodzieży pokazały, że na terenie Krakowa do takiej grupy dzieci ulicy zalicza się blisko 1400 niepełnoletnich osób. Aż 48% z nich nie ukończyło jeszcze 15 roku życia. Oni często nawet nie wiedzą, że są miejsca, które mogą wnieść w ich życie coś dobrego. Uważają, że dorośli ich nie zrozumieją. Trzeba im pokazać, że to nieprawda, że istnieje lepszy świat niż picie piwa na klatce schodowej , mówi Marta Chechelska - Dziepak, rzeczniczka krakowskiego MOPS -u.

Trudna młodzież wymaga specyficznych metod działania. Jeśli uda się dotrzeć do zagubionych nastolatków, dla których jedyną rozrywką jest picie piwa z kolegami i wagary w centrum handlowym, to dużym sukcesem już sama rozmowa z nimi. Trzeba jednak przedstawić im ciekawą propozycję spędzania czasu, alternatywę dla niebezpiecznych zabaw w dorosłość. MOPS ma konkretne pomysły jak zainteresować gimnazjalistów i licealistów. -Oni mają ogromną potrzebę wygadania się przed kimś zaufanym. Przed kimś, kto potraktuje poważnie ich problemy. Pracownicy uliczni mogą zaprosić każdego chętnego na taką rozmowę przy kawie i herbacie do punktów konsultacyjnych (na ulicy Beskidzkiej i Felicjanek). MOPS współpracuje też z siecią ośrodków socjoterapeutycznych "U Siemachy", do których streetworkerzy będą kierować swoich podopiecznych. Chcemy również poznać zainteresowania trafiającej do nas młodzieży i zorganizować dla niej atrakcyjne zajęcia: kursy tańca, basen, ściankę wspinaczkową , opowiada Marta Chechelska - Dziepak. Wszystko to odbywa się bezpłatnie, bowiem od października program jest współfinansowany przez Europejski Fundusz Społeczny i Urząd Miasta Krakowa.

Najważniejsze to zdobyć zaufanie

Streetworkerzy działając w terenie mają wypatrzyć osoby potrzebujące wsparcia i nawiązać z nimi kontakt. Nie można jednak tego robić za wszelką cenę. -Młodzi ludzie muszą się najpierw z nami oswoić, zrozumieć, że mogą mieć w nas oparcie. W momencie jeśli ktoś nie chce z nami rozmawiać, powie, żeby go zostawić w spokoju, to w porządku, zostawiamy. Ale to nie znaczy, że nie wracamy. Na zaufanie trzeba sobie zapracować, czasem trzeba je zdobywać przez długi czas. Oni muszą sami chcieć przyjść i skorzystać z naszej oferty , mówi Łukasz Hobot, koordynator projektu. Czy taka dobrowolność może działać i dawać dobre efekty? - Oczywiście, że tak. Młodzież przyzwyczaiła się do moralizowania. Oni nie chcą pustych słów, tylko wzorów do naśladowania. Jeśli będzie możliwość żeby powiedzieć im coś "mądrego", np. o uzależnieniach, to jasne, że to zrobimy, ale prawienie kazań nie jest naszym celem. My im pokazujemy, że jesteśmy. Prosty przykład: do niedawna pracowałem w Nowej Hucie. Niedaleko mojego miejsca pracy wieczorami zbierała się młodzież. Pili piwo. Przez przypadek dowiedzieli się, że zmieniłem pracę. Kiedy powiedziałem co teraz robię, od razu się zainteresowali. Oni w tej Hucie siedzą i piją, bo nie widzą dla siebie perspektyw, nie mają żadnych ciekawych zajęć. Okazało się, że z Huty chcą przyjeżdżać do nas, na Beskidzką i w końcu znaleźć dla siebie miejsce , opowiada streetworker, Jacek Krawczyk.

Dla wielu osób dzieci ulicy kojarzą się z dziećmi nie mającymi domu. To nieprawda, oni mają dom, ale rodzice często pracują cały dzień i nie mają czasu, żeby się nimi zająć. Dziecko nawet przez przypadek może wtedy trafić na ulicę i zaczynają się kłopoty. Inną kategorią są dzieci z rodzin, w których panuje chłód emocjonalny i ulica ma zrekompensować brak emocji. Ostatnia grupa zagrożonych dzieci to te, które na ulicy próbują zarabiać. U nastolatków szukających swojego miejsca nie trudno o problemy w szkole. Wagary, kłopoty w nauce, kłopoty z prawem... Powstaje pytanie: jak pomóc? - Podstawą budowania zaufania jest akceptacja dzieci. Nie akceptujemy tego co robią, ale akceptujemy ich jako ludzi. Musimy też pamiętać, żeby budować mądre relacje. Widząc, ze nastolatek próbuje się otworzyć, trzeba mu to ułatwiać, ale z zachowaniem zdrowego dystansu , mówi Łukasz Hobot.

Potrzeba charyzmy

Kilka miesięcy temu MOPS dał ogłoszenie, że poszukuje streetworkerów. Wymagane było wyższe wykształcenie, a preferowane kierunki to: psychologia, socjologia, pedagogika, nauki o rodzinie. Mile widziana była specjalność: praca socjalna. Łukasz nie ma wątpliwości, że do pracy streetworkera nie nadaje się jednak ktoś, kto będzie miał tylko wspaniały dyplom. - Potrzebne były osoby potrafiące rozmawiać z innymi ludźmi. Trzeba umieć z odwagą nawiązać kontakt, pokazać swoją otwartość na człowieka. W wielu sytuacjach konieczna jest cierpliwość. Nie da się ukryć, że pracownik uliczny musi mieć charyzmatyczną osobowość. Ma być na tyle atrakcyjny wewnętrznie, żeby dla zagubionej młodzieży okazał się kimś, za kim warto iść.

Jacek Krawczyk jest absolwentem pedagogiki resocjalizacyjnej, kiedyś był górnikiem, potem pracował w biurze i w domu pomocy społecznej, ale dopiero praca na ulicy z trudną młodzieżą okazała się strzałem w dziesiątkę. Dlaczego? Bo chce mówić młodym ludziom, że ktoś w nich wierzy, a młodzież bezbłędnie wyczuwa szczerość intencji. - Jeśli dziecko przychodzi i mówi, że chce skorzystać z oferty pracowników ulicznych, ale nie stać go na bilet MPK, to w porządku, dostaje bilet od nas. Chce iść do jakiegoś klubu zapisać się na zajęcia, ale brakuje mu odwagi? Ok, pójdę z nim, mam być oparciem, które nie zawiedzie.

Dla Hani Krachulec i Łukasza Hobota zespół streetworkerów okazał się grupą ludzi, która chce zrobić coś konkretnego. Dla nich nie ma czasu na marazm, trzeba działać: wzbudzić ciekawość, wskazywać drogę. Trzeba przełamać stereotyp pedagoga, który siedzi za biurkiem i czeka, aż dziecko do niego przyjdzie. Pedagog może wyjść zza tego biurka i samodzielnie znaleźć dziecko, które czeka na pomoc. Nawet jeśli będą porażki i odrzucenie pomocy, to i tak warto się starać. Nie jedna osoba czeka na wyciągnięta dłoń i być może dzięki interwencji streetworkera nie dojdzie do kolejnej, bezsensownej tragedii. Przecież nie o to w życiu chodzi, aby przechodzić obojętnie obok drugiego człowieka, ale o to, żeby czynić dobro...

Trzymamy kciuki za streetworkerów

Marta Chechelska - Dziepak, rzecznika krakowskiego MOPS: - Pracownicy uliczni stanęli przed dużym wyzwaniem - ciąży na nich wielka odpowiedzialność, bo wszyscy mają ogromne oczekiwanie względem projektu. Streetworkerzy mają za zadanie powalczyć o zmianę dziecka. Nie da się tego zrobić na siłę, więc nie ma gwarancji, że uda się zmienić każde napotkane dziecko, ale warto próbować. Na pewno jest to szansa dla gimnazjalistów przechodzących trudny okres w życiu. Jeśli ktoś "z klatki schodowej" zacznie systematycznie spotykać się ze streetworkerami, to wierzymy, że to da dobre efekty. Trzymamy za nich kciuki!

Łukasz Hobot, streetworker, koordynator projektu: - Obecnie działamy na południu Krakowa, ze szczególnym uwzględnieniem osiedli: Kurdwanów, Bieżanów, Prokocim, Piaski Nowe, Wola Duchacka i Kozłówek. Dobór terenu nie jest przypadkowy - jest to obszar z problemami i brakuje ciekawej oferty dla młodzieży. Tam do pracy z młodzieżą skierowane są dwa trzyosobowe zespoły. Będziemy się też pojawiać w wybranych centrach handlowych. Trzeci team pracuje w centrum Krakowa z bezdomnymi. Na razie realizacja projektu przewidziana jest na okres 1.5 roku. Pod koniec tego czasu rozpiszemy kolejny projekt i znowu wystąpimy o dofinansowanie. Być może wtedy streetworkerzy rozszerzą swoją działalność na inne części miasta.

Monika Łącka: Jestem rodowitą Krakowianką, która Studium Dziennikarskie na Akademii Pedagogicznej ukończyła w 2006r. Obecnie kończę również pedagogikę społeczno - opiekuńczą, też na Akademii Pedagogicznej. Swoją przygodę z dziennikarstwem zaczęłam od luźnej współpracy z Gazetą Krakowską (jesień 2004r.), tam też opublikowałam swoje pierwsze teksty. W tym samym czasie rozpoczęłam Studium i po pierwszym roku (wakacje 2005r.), na obowiązkową praktykę poszłam najpierw na pierwsze dwa tygodnie do redakcji Gazety Krakowskiej, a następnie na kolejne dwa tygodnie do krakowskiej redakcji Gościa Niedzielnego. Z obiema redakcjami utrzymałam kontakt, jednak staż dyplomowy odbyłam w redakcji Dziennika Polskiego, a moim opiekunem był pan redaktor Adam Rymont. Po obronie dyplomu, w czerwcu 2006r. otrzymałam możliwość współpracy z Dziennikiem Polskim, ale w tym samym czasie dowiedziałam się, że w krakowskiej redakcji Gościa Niedzielnego będzie potrzebny ktoś na pełny etat redaktora i dostałam propozycję pracy.

Obecnie jestem redaktorem Gościa Niedzielnego. Zajmuję się przede wszystkim tematyką społeczną - jestem z ludźmi w ich radościach, smutkach, sukcesach i porażkach. Pokazuję i opisuję to co ważne, trudne, czasem kontrowersyjne, a nade wszystko potrzebne do tego, bo dobrze żyć i wciąż szukać prawdy. Chociaż już niedługo zostanę magistrem pedagogiki, to swoją przyszłość chcę związać z dziennikarstwem, ponieważ to właśnie w tym pięknym zawodzie znalazłam swoje miejsce. Dziennikarstwo i bycie z ludźmi pozwala na ciągłe odkrywanie w sobie potężnych pokładów wrażliwości na innych, a dzięki wrodzonej bezpośredniości i łatwości w nawiązywaniu kontaktów potrafię zjednać sobie wiele osób... i to jest cudowne, bo daje niesamowitą radość.

Copyright © Studium Dziennikarskie 2006 - 2007
Strona główna | Archiwum Studium@WWW | Redakcja