Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe reportaże

Joanna Depa

Dlaczego media skłamały?

"O godzinie 14.00 Rzym zostanie zamknięty dla pielgrzymów, nie ma szans dostać się do Watykanu" - podawały media, odstraszając chcących udać się na pogrzeb Ojca Świętego. Z koleżanką miałyśmy bilety już w kieszeni. Zastanawiałyśmy się, czy w tej sytuacji nasz wyjazd ma sens. Pielgrzymkę odradzał nam nawet taksówkarz, który pomagał przewieźć bagaże. "Też mieliśmy z żoną bilety, ale zrezygnowaliśmy. Ludzie nocują na polach namiotowych pod Rzymem, relację z pogrzebu mają oglądać na rozłożonych tam telebimach. Lepiej więc zostać w domu i obejrzeć transmisję w telewizji. Wam też radziłbym się zastanowić." Taka była obiegowa opinia wykreowana przez media kilka dni po śmierci papieża. Mimo jak najgorszych prognoz ze wszech stron, zdecydowałyśmy się jechać.

Wyjazd zorganizowała PAT - Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie. W sumie zebrało się około 100 osób. Wśród pielgrzymów studenci, starsze i dzieci. Podróż do Włoch przez Czechy i Austrię trwała 25 godzin. Większość pielgrzymów żałowała decyzji o wyjeździe, przerażała ich perspektywa spędzenia dwóch najbliższych dni pod gołym niebem, bez ciepłego jedzenia i podstawowych urządzeń sanitarnych. Każdy miał co prawda własny śpiwór oraz skromne jedzenie, ale jechaliśmy w nieznane i spodziewaliśmy się wszystkiego co najgorsze: ogromnych tłumów, braku pomocy medycznej i totalnej dezorganizacji. Taką wizję miałam po tym co usłyszałam w telewizji, radiu i przeczytałam w prasie. Prawda okazała się całkiem inna od rzeczywistości wykreowanej przez media.

Jak naprawdę wyglądał Rzym dnia 8 kwietnia 2005 roku?

Trudno opisać zaskoczenie, niedowierzanie i radość nas wszystkich, kiedy około godziny 24.00 bez żadnych problemów udało nam się dojechać do Rzymu. Ulice były wręcz opustoszałe, spokojne, ciche, ani jednego spacerującego człowieka. Myśleliśmy, że to inne miasto i co chwila któryś z pielgrzymów szedł do kierowcy dowiedzieć się, czy to już na pewno jest Rzym. "Gdzie te tłumy?" - dopytywała się pani siedząca obok.

Zatrzymaliśmy się na parkingu Stadionu Olimpijskiego. Były tu zaparkowane także inne, przeważnie polskie autobusy, wokół stadionu przechadzali się pielgrzymi. Z położonego niedaleko parkingu odjeżdżał co 5 minut specjalny autobus do Watykanu. Prowadzący naszej grupy postanowili, że pojedziemy w okolice Placu Św. Piotra dopiero po dłuższym odpoczynku, czyli około godziny 4.00. Jednak część osób (w ty ja z koleżanką) za zgodą przewodników wyruszyła do Watykanu od razu "na własną rękę".

Wsiadłyśmy do autobusu, którym bezpłatnie przewożono ludzi do Watykanu. Porządkowi obdarowali nas wodą mineralną, byli uprzejmi, mili i starali się nam pomóc i wytłumaczyć jak później dojść piechotą na sam plac. Bardzo ciężko było jednak dogadać się komuś, kto nie rozumie języka włoskiego. Włosi bowiem nie mówią w ogóle po angielsku, nieliczni rozumieją pojedyncze słowa w języku francuskim. Z trudem wypytywałyśmy o drogę używając łaciny!! Obie z koleżanką studiujemy filologię polską i byłyśmy właśnie świeżo po egzaminie, więc na coś się przydała znajomość tego wymarłego języka. Watykan

Podążając nocą ulicami Rzymu, mijałyśmy pielgrzymów zmierzających do celu, jednak rzesze zastałyśmy dopiero w samym Watykanie, gdzie ulice pełne były wiernych. Ludzie przeważnie spali na chodnikach, przy wejściach do sklepów i pod drzewami. Gdzie okiem nie sięgnąć rozłożone były materace, koce i śpiwory. Ci, którzy nie spali, modlili się i czuwali przy prowadzących na Plac Św. Piotra bramkach, czekając cierpliwie na ich otwarcie. Polska i włoska straż porządkowa rozdawała wodę i ciepłe koce, gdyż noc była bardzo zimna.

Około godziny 3.00 stanęłyśmy przed jednym z głównych wejść na Plac Św. Piotra. Wszystkie były zamknięte i pilnowane przez karabinierów, którzy na prośby ludzi, by otworzyli, reagowali milczeniem. Ogrom pielgrzymów gęstniał z minuty na minutę. Stałyśmy w tłumie i jeśli chciałyśmy się dostać na plac, nie było już odwrotu. Zapowiadało się wielogodzinne oczekiwanie w miejscu na otwarcie przez policję bram wejściowych. Powoli zmęczenie dawało się wiernym we znaki, zaczęły się zasłabnięcia i nie obyło się bez interwencji lekarzy. Gdy ktoś zemdlał, słyszało się okrzyki pomocy w różnych językach, po czym natychmiast zjawiali się lekarze, tłum się rozstępował a choremu udzielano pierwszej pomocy. Były to jednak sporadyczne przypadki.

Wśród przybyłych wiernych znajdowali się ludzie przeróżnych narodów i kultur, jednak zdecydowanie najwięcej słyszało się polską mowę oraz powiewało najwięcej polskich flag i transparentów. Dzięki pewnemu poznanemu księdzu z Bielska - Białej, który przyjął nas do swojej grupy, dostałyśmy się na główną ulicę Watykanu około 6.00 rano. Miałyśmy za sobą ponad trzy godziny stania wśród tłumu i była to dopiero połowa naszej drogi. Tymczasem już widniało i zapowiadał się piękny słoneczny dzień.

Czekało nas kolejne trzy godziny podążania naprzód wśród innych zgromadzonych wiernych, by ostatecznie znaleźć się wreszcie na Placu Św. Piotra około godziny 9.00 rano. Droga tam prowadząca jak również sam plac, podzielone były na wiele sektorów przy których trzeba było czekać na otworzenie bramek nawet kilka godzin!! Każde przebrnięcie przez kolejny sektor oznaczało sukces i znalezienie się bliżej ołtarza. Po ponad sześciu godzinach oczekiwania i podążania naprzód dotarłyśmy wreszcie do sektoru numer jeden! Nie mogłam w to uwierzyć. Znalazłam się w samym centrum największego wydarzenia historycznego, w jakim dane mi było uczestniczyć.

Przygotowania do uroczystości pogrzebowych trwały już od kilku godzin. Niewyobrażalna masa fotoreporterów filmowała wszystko z balkonów. Nad bazyliką krążyły helikoptery. Wszędzie mnóstwo było dziennikarzy z całego świata. Nadawano relację na żywo dla przeróżnych telewizji. Dużą część placu zajmowało oświetlenie, nagłośnienie, mnóstwo było telebimów, kamer i wszelkiego sprzętu technicznego potrzebnego do realizacji transmisji.

Pogrzeb

Msza św. rozpoczęła się o godzinie 10.00. Ceremonia pogrzebowa trwała 2,5 godziny. Koncelebrowało ją 140 kardynałów i patriarchów unickich Kościołów wschodnich. Podczas Mszy św. przeżyłam zaskoczenie. Do tej pory uważałam, że brawa odbierają śmierci powagę. Jednak rzymski zwyczaj żegnania zmarłego to właśnie oklaski i okrzyki. Włosi krzyczeli w uniesieniu i wzruszeniu : "Giovanni Paulo Secundo!" lub "Subito Santo!" czyli "Święty zaraz!". Polacy zaś wtórowali im w brawach oddanych ku czci Papieża, mając na twarzach skupienie i łzy. Gdzieniegdzie słychać było polskie radio, gdzie tłumaczono słowa kazania wtedy jeszcze kardynała Josepha Aloisa Ratzingera, dziś papieża Benedykta XVI.

"Niech Twój Duch wieje kędy chce" - tak wielokrotnie modlił się Ojciec Święty. Wiatr był jednym ze scenarzystów włoskich uroczystości pogrzebowych i dla wielu wierzących przejawem obecności Ducha Świętego. Na pożegnanie Jana Pawła II świeciło słońce, a gołębie fruwały nad Bazyliką. Przez chwilę nastała niesamowita jasność, jakby zwieńczająca koniec uroczystości. Czuło się ogromną podniosłość tej chwili. Większość zgromadzonych płakała, ciężko było powstrzymać łzy.

Pielgrzymi byli szczęśliwi, że nie zrezygnowali z wyjazdu do Watykanu, mimo tak bardzo, jak się na miejscu okazało, fałszywych prognoz telewizyjnych i radiowych, dotyczących ilości wiernych czy też złej organizacji. Co prawda na samym placu zastałam tłumy i chwilami było ciężko trwać tak długo wśród ogromu wiernych, ale ta sytuacja była tylko na Placu Św. Piotra. Jak wytłumaczyć nieprawdziwe informacje dotyczące zamkniętego Rzymu z powodu jakoby przepełnienia ludności? Według spotkanej na Placu Św. Piotra polskiej zakonnicy, mieszkającej w Rzymie od ponad dziesięciu lat: " To propaganda której źródłem są masoni, którzy nie chcieli by na pogrzeb przybyło zbyt wielu Polaków." Inni uczestnicy pogrzebu twierdzili, że organizatorzy spodziewali się trzy razy tyle pielgrzymów, bali się ogromu dezorganizacji i chaosu. Ciężko stwierdzić jaka była prawdziwa przyczyna tych sprzecznych informacji dotyczących sytuacji w Rzymie na kilka dni przed pogrzebem. Ostatecznie na uroczystość przyjechało około 3 miliony wiernych z całego świata.

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006