Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe reportaże

Mateusz Zając

Doprowadzą cię do ruiny...

Bronisława Mazgaj, lat 62, jest samotna, mieszka razem z córką, jej mężem i dwójką ich dzieci. Ciemne, krótkie włosy, zmęczona życiem twarz. Mąż nie żyje od dawna. Druga córka też wyszła za mąż, często ją odwiedza. Jednak jej najwierniejszym towarzyszem jest stary pies, który stracił w przeszłości jedno oko. Mieszkają w Płazie, koło Chrzanowa, niewielkiej wsi w Małopolsce.

Dom jest duży - ok. 250 m . Pani Bronisława zajmuje w domu jedno piętro. Drugie zajmują "młodzi". Do zagospodarowania jest jeszcze poddasze. Ale na to potrzeba pieniędzy. A tych w domu pani Bronisławy nie ma za dużo. Renta nie jest wysoka, córka pracuje na pół etatu w zakładzie kosmetycznym. Myśli o wyjeździe do Włoch jak tylko dzieci podrosną. Jedynie zięć zarabia nienajgorzej - pracuje w firmie telekomunikacyjnej. Mimo wielu trudności udało im się coś zaoszczędzić.

Dom był bardzo zaniedbany. Szczególnie z zewnątrz - odpadający tynk wyglądał mało estetycznie. Ale to miało się zmienić końcem lata 2005 roku. Wtedy to pani Bronisława postanowiła swoje życiowe oszczędności przeznaczyć na remont elewacji domu. Ocieplenie i nowy tynk w żółtym kolorze. Tak, żeby choć "młodzi" mogli się cieszyć ładnym i estetycznym domem na długo. Jednak to, co miała okazało się niewystarczające do sfinansowania tak dużego remontu. Razem z pieniędzmi córki i zięcia wystarczało na niewiele ponad połowę. Postanowiła zaciągnąć kredyt na remont. Dostała 10 tys.. To wszystko miało wystarczyć. Pani Bronisława była bardzo podekscytowana. Teraz tylko znaleźć firmę i do roboty.

Już sama nie pamięta czyj to był pomysł, żeby wynająć firmę DomEl z Poręby Żegoty. Oferta firmy wydała się dosyć atrakcyjna. Znaleźli ofertę w gazecie - duże ogłoszenie, adres strony internetowej. Ocieplenie, płytki ceramiczne, gładzie gipsowe, kompleksowy zakres robót. Cena nie była najniższa, co wzbudziło u pani Bronisławy zaufanie, że to nie zwykli partacze za parę złotych gotowi zrobić wszystko. Wprawdzie nikt ze znajomych nie słyszał nic o firmie, ale to jakoś bardzo nie przeszkadzało. Szef pan S., młody trzydziestokilkuletni, wzbudził zaufanie pani Bronisławy. -Dom zmieni się nie do poznania - mówił. Praca zaczęła się w połowie września. Wszystko miało się zmienić, dom miał w ciągu najbliższych tygodni zmienić oblicze. Jednak to właśnie wtedy zaczął się dramat pani Bronisławy.

Poznałem ją poprzez znajomego z pracy. Podczas wakacji pracuję w firmie remontowo-budowlanej, specjalizującej się właśnie w ociepleniach budynków i wykonywaniu elewacji. Pewnego dnia pani Bronisława zadzwoniła do Mariusza z prośbą o pomoc. Powiedziała, że ekipa, którą wynajęła, chyba robi coś nie tak. Nie była jednak pewna, bo jak sama twierdzi nie zna się na tym zupełnie, a w domu nie ma nikogo, kto mógłby jej pomóc. Zięć wraca późno z pracy, gdy jest już ciemno, a córka podobnie jak ona nie za bardzo zna się na budowlanym fachu. Pojechaliśmy więc na miejsce. To, co zobaczyliśmy, przeszło nasze najgorsze oczekiwania. Jakość prac była tragiczna. Pomiędzy płyty styropianu można było gdzieniegdzie wsadzić dłoń. Jedna ze ścian, która była już zaszpachlowana wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Próżno było szukać jakiegokolwiek pionu. Każdy, kto choć raz widział na własne oczy, jak wyglądają prace przy tego typu pracach wie doskonale, o czym mówię. Ekipy budowlanej nie było. Niewiadomo, z jakich przyczyn nie pojawili się tego dnia w pracy. Pani Bronisława była rozżalona i zła. Niedługo trzeba było czekać na to aż w jej oczach pojawią się łzy. To wszystko, na co czekała tak długo i na co przeznaczyła oszczędności swojego życia i pieniądze z kredytu, wyglądało jak z koszmarnego snu.

Ze łzami w oczach opowiadała o tym wszystkim, co się działo na budowie. Szef - całymi dniami siedział w samochodzie ze swoją dziewczyną. Nie za bardzo interesowała go praca. Robotnicy, którzy zmieniali się prawie codziennie, często pili alkohol i wyglądali jakby nic innego nigdy w życiu nie robili. Telefon do pana S. nic nie pomógł. Sprawa była ewidentna - wyraźne zaniedbanie wykonawcy i nie wywiązanie się z umowy. No właśnie, z jakiej umowy? Żadna umowa na piśmie nie została podpisana, wszystkie ustalenia odbywały się "na gębę". Pani Bronisława, zbytnio ufając wykonawcy dała mu pieniądze na zakup materiału, a także zaliczkę na poczet pracy. Część pieniędzy została po prostu wyrzucona w błoto. Od tego dnia ekipa nie pojawiła się już na placu budowy. Pani Bronisława telefonicznie zażądała umowy na piśmie. Spotkała się z odmową pana S. Nie zdecydowała się jednak skierować sprawy do sądu. Bała się ciągnącego się w nieskończoność procesu, braku umowy na piśmie, gróźb pana S. Jej marzenie musiało czekać prawie rok na realizację. Dopiero wiosną tego roku stać ją było na dokończenie remontu. Koszty poprawek i dokończenia pracy były jednak duże. Zdrowia i pieniędzy, które straciła wtedy nikt jej nie odda. - Gdybym spotkała kiedyś tego s........ - mówi ze wściekłością kobieta. Pocieszeniem dla niej może być tylko to, że S. przebywa obecnie w więzieniu za sprawę podobnego typu.

Trudno oszacować ile osób pada ofiarą oszustów budowlanych. Bez wątpienia spraw tego typu nie jest mało. Często jednak pozostają nieujawnione, podobnie jak opisany przypadek. Dramatycznie bywają również losy wykonawców prac budowlanych. Z tym, że trzeba przyznać, że zazwyczaj dzieje się to z ich winy. Po przełomie roku 1989 firm tego typu przybyło jak grzybów po deszczu. Kapitalizm pozwolił wielu osobom na rozpoczęcie własnej działalności. Często niestety były to osoby bez odpowiedniego wykształcenia ani nawet doświadczenia w zawodzie. Na kolejnym przykładzie widać, że nie każdy przedsiębiorca potrafił się odnaleźć w nowych warunkach gry rynkowej.

Przypadek nieistniejącej już firmy Miromar. Funkcjonowała od kilku lat całkiem nieźle, mimo sporej konkurencji na rynku. Jak się okazało był to sukces oparty na marnych podstawach. Gdy Mirosław M. przyjął tak dużo zleceń, musiał zatrudniać coraz więcej osób. Zaczęły się problemy. Wyszła na jaw zbytnia pazerność szefa i brak kompetencji, tak jego samego jak i niektórych pracowników. W efekcie tego niektóre zlecenia przeciągały się nadmiernie w czasie, niektóre były wykonane nierzetelnie, do tego wszystkiego płace pracowników dużo niższe niż u konkurencji. Posypało się jak domek z kart latem 2004 roku. Skala zaniedbań i nieprawidłowości, jakie miały miejsce podczas remontu domu Marka Siby z Babic przekroczyła granice. Podczas wymiany dachu pracownicy firmy Miromar nie zabezpieczyli folią zdemontowanego poszycia dachu. Szkielet pozostawał niezabezpieczony przez dwa dni. Niestety wtedy przyszedł gwałtowny deszcz i zalał nieosłonięte poddasze. Woda dostała się również na piętro. Firma zmuszona była do pokrycia strat z własnej kieszeni. Do tego wszystkiego doszło znaczne wydłużenie czasu prac. Pan Marek musiał "żyć z remontem" przez prawie dwa miesiące! Ostatecznym powodem skierowania sprawy do sądy była jakość wykonania elewacji na jednej ze ścian domu. Odbiegała ona znacznie od standardów wykonania tego typu prac. Z relacji pana Marka wynika, że to sam Mirosław M. był osobiście odpowiedzialny za tą pracę. Sprawa jest w toku. Miromar już nie istnieje. Część pracowników została zwolniona, reszta odeszła sama w proteście przeciwko postępowaniu Mirosława M. Niepowodzenia zawodowe odbiły się na jego zdrowiu psychicznym. O swoje niepowodzenia zaczął obwiniać wszystkich wokoło. Także rodzinę. Stał się niebezpieczny dla najbliższego otoczenia. W domu doszło nawet do bójki ze szwagrem, który stanął w obronie siostry. Małgorzata zażądała rozwodu. Znam ją osobiście, ale nie chciała za mną rozmawiać na ten temat. Chciałaby szybko zapomnieć o tym, co przeżyła.

Wydaje się, że to właśnie właściciele firm budowlanych są winni większości zaniedbań. Ich niekompetencja niestety prowadzi często do dramatów życiowych. Nie chodzi tu oczywiście o wszystkich właścicieli firm tylko o tych, którzy oszukują. W rzeczywistości także stają się ofiarami, samych siebie, swoich ambicji, chęci zysku. Mają kłopoty w życiu osobistym. Jest to związane z ich pracą - często nie ma ich w domu, wracają późno, mają nienormowany czas pracy. Właściciel małej firmy budowlanej zarabia w granicach 3,5 tys. zł. Tak wynika z danych GUS-u. Nieoficjalne wynoszą więcej - 4-5 tys. zł.

Każdy chyba przeżywał w życiu jakiś większy lub mniejszy remont. Każdy wie jak trudno wybrać odpowiednią firmę, której możnaby zaufać, oddać klucze do mieszkania i być spokojnym o jakość prac. Niewątpliwie ma na to wpływ także praca nierejestrowana. Liczbę pracowników pracujących "na czarno" szacuje się w Polsce na ok. 1,4 mln osób. Największą grupę wśród nich stanowią pracownicy budowlani.

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006