Logo AP
Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Powrót   I rok II rok Jubileusz
 
Wywiad
Reportaż
Felieton
Prasa
Radio
Telewizja
O Studium
Wystąpienia
Fotoreportaż
Autorzy

Pozostałe reportaże

Beata Głozak

Córki odwrócone

Wchodzę na gadu - gadu i od razu dostrzegam tą charakterystyczną żółtą kopertę. Klikam. Słyszałam o Twoim temacie. Mogę Ci pomóc. Spotkajmy się w "Mylnej" o 18:00. Jutro. Ewa. Prosząc znajomych o poznanie z ludźmi, którzy odwrócili się od Kościoła nie przypuszczałam, że tak szybko nawiążę kontakt z kimkolwiek.

Piątek. "Mylna", najpopularniejszy pub wśród siedleckich studentów. Jestem tam już o 17:50. Zamawiam piwo u Bartka i czekam. Do zadymionego pomieszczenia wchodzi niewysoka dziewczyna. W tym świetle jej włosy przybierają barwę ciemnego granatu. W lewej brwi dostrzegam niebieski kolczyk. Podchodzi uśmiechnięta do mojego stolika. Wyciąga dłoń - Ewa - przedstawia się, a ja podnoszę się z miejsca - Beata. Jest studentką, plastyczką.

-Zamówię coś i możemy zaczynać - rzuca.

Chwilę później siedzi już naprzeciw mnie z piwem w dłoni. Tylko z podwójnym sokiem. Inaczej jej nie "wchodzi". Uśmiecham, się.

-Widzę, że oprócz tego miejsca mamy ze sobą jeszcze coś wspólnego - ruchem głowy wskazuję kolczyk.

Dobry początek współpracy, śmieje się moja rozmówczyni.

Kościół - państwo totalitarne

Pytam czy wierzy w Boga.

-Wierzę. W Boga a nie Kościół - pada bez namysłu.

Z jej ust padają mocne słowa. Chociażby takie, że Kościół jest wyłącznie wymysłem ludzi. Państwem totalitarnym. I tu i tam starają się ograniczać człowieka nakazując mu bezwzględne posłuszeństwo. Jej zdaniem Bóg i Kościół to dwa różne zjawiska. Przy tym pierwszym to drugie wypada bardzo marnie. Zresztą wyobrażenie Boga też ma inne niż ci, "którzy dumnie nazywają się Katolikami". Głośno zastanawiam się czy będzie dobrym materiałem na artykuł. Słyszę, że tak.

-Bo?

-Bo jestem osobą, która przez zagubienie potrafiła wpaść w coś tak silnie, że prawie zatraciła siebie. Byłam zagubiona, a Kościół był w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu.

Wszystko zaczęło się w liceum. Szukała akceptacji. Rozpaczliwie jej szukała.

-I wtedy właśnie Kościół wyciągnął do mnie rękę - opowiada.

Po chwili jednak przyznaje, że w sumie to, poszła za "falą". Kilka lat temu w jej szkole był "bum na religię". Pojawił się nowy ksiądz. Nie był przystojny, ale wszystkie koleżanki "za nim ruszyły". Ewa także. Potrzebowała wiary w coś, kogoś, jakiegoś autorytetu.

-Szkoda, że potem okazało się, jakim wielkim kłamstwem było to wszystko - mówi z cynicznym uśmiechem i podnosi do ust kufel.

Upija z niego łyk i obserwuje ludzi krążących po barze. Komuś rzuca krótkie "cześć".

Najważniejsze: nie myśleć

-Wiesz co, z perspektywy czasu, było w tym wszystkim najgorsze? Oni nie pozwalali mi myśleć, a nigdy nie możesz do tego dopuścić.

Zastanawiam się co z autorytetami. Nie dostrzegała ich w Kościele?

-Nie, po jakimś czasie wszystkie upadły. Może to moja wina, za bardzo im ufałam - zwierza się.

Mówię, że Kościół nie kończy się na parafii.

- Wiem, dlatego szukałam głębiej.

Pyta czy wiem, co to jest oaza. Odpowiadam, że tak. Ona każdą wolną chwilę spędzała właśnie tam. Wspomnienia z tamtego czasu określa mianem jednej wielkiej modlitwy. Dlatego też, wchodzę na niebezpieczny grunt, sugeruję Watykan.

- Nie. Tam nie byłam, myślisz, że powinnam?

Ewa zaczyna się śmiać. Dla studentki najważniejsze autorytety to te, do których może się zwrócić osobiście. To osoby, na których może polegać, nie ci tysiące kilometrów stąd, którzy nie wiedzą, że "istnieje jakaś Ewa".

- Jednak najbardziej żałuję, że się przekonać, że za tyle rzeczy jestem winna - dziewczyna po dłuższej chwili milczenia zmienia temat.

Wmówiono jej, że jest niedoskonała. Według Kościoła człowiek w całym swoim życiu powinien przepraszać. Nie skarżyć się i żyć zgodnie z jego nakazami. Teraz, kiedy ma 23 lata, dochodzi do wniosku, że to wszystko odbierało jej godność. Zabierało możliwość decydowania o sobie. Sztywny harmonogram, gdzie nie ma miejsca na nic innego poza modlitwą i kontemplacją.

Chrystus był wolontariuszem

- Ile Chrystus brał za to, że nauczał?

Słyszę pytanie, na które dziewczyna sama udziela odpowiedzi.

- Z tego co wiem, to nic - patrzy na mnie jakby oczekiwała potwierdzenia swoich słów. Zastanawiam się czy nie jest to typowa prowokacja.

- A widziałaś złotą kopułę w Licheniu? - teraz to ja zmieniam temat i obserwuję.

- Tak. Moja mama się nią zachwyca. Typowy kult przedmiotów - mówi z wyraźnym niesmakiem.

Przyznaje, że kiedyś jej nie przeszkadzał. Twierdzi, że jej dawna wiara wymagała tego, aby przyjmowała coś nawet, jeśli nie do końca się z tym zgadzała. Teraz się zmieniła. Mentalnie i fizycznie. To fakt. Zapewne niejeden ksiądz zechciałby odprawić egzorcyzmy za tę duszę. Myślę, że zdaniem niektórych wizualnie bliżej jej do satanistów niż wcześniejszego życia. W końcu pytam, co było przyczyną tak radykalnej zmiany.

- Mój ksiądz, katecheta, a przede wszystkim przyjaciel, od dwóch lat jest moim szwagrem. Teraz, gdy moja siostra przyjeżdża z nim do domu już w progu mówi "Szczęść Boże", chyba ma do tego największe prawo.

Aneta szybko rzuca mi się w oczy. Młoda studentka, chyba w moim wieku. Siedzi na ławce rozglądając się wokoło jakby kogoś szukała. Podchodzę i przedstawiam się. Krótka fryzura, zwykły T - shirt, jeansy i kolczyk w brodzie.

- To jakiś znak rozpoznawczy? Dziewczyna, z którą rozmawiałam wczoraj miała świecidełko w brwi - zagaduję.

- Możliwe, odpowiada. - Ale to znaczyłoby, że jesteś jedną z nas.

Siadam obok i już na początku słyszę, że mam do czynienia z osobą, która kiedyś zaliczała msze w każdą niedzielę i wiecznie jeździła na festiwale piosenki religijnej.

- To dobrze, o to mi chodziło - przyznaję.

- Mi też. Do pewnego czasu. Potem przejrzałam na oczy.

- Jak długo byłaś ślepa? - wypytuję.

- O zdecydowanie za długo - rzuca szybko.

Przestała chodzić do kościoła na początku liceum. Gdy kończyła pierwszą klasę na mszy nikt już jej nie widział. Wychowana w duchu katolickim, grzeczna córka, która chodziła do kościoła co niedziela. A potem stało się coś, co sprawiło, że więcej tam nie zajrzała.

- Nie wiem co ci powiedzieć. Do pewnego momentu po prostu nie myślałam - tłumaczy dziewczyna.

Te słowa są powtórzeniem wczorajszych.

Nie jestem kukłą

- W momencie, gdy zobaczyłam jakie ta machina ma wady przeraziłam się, że siedzę w tym po uszy.

- Machina? - dopytuję.

Machina, instytucja, organizacja dla niej to wszystko słowa zamienne, synonimy. To ludzie, księża, którzy wymyślając nakazy, zakazy, przepisy i dogmaty chcą sterować nami jak kukłami. To porównanie wzbudza we mnie ciekawość. Pierwszy raz ktoś tak otwarcie krytykuje tę instytucję wiedząc, że to opiszę. Chwilę później Aneta częstuje mnie papierosem. Zapalamy. Zielone L & M - y. Zaciąga się i dalej spokojnie odpowiada na moje pytania dotyczące marionetek. Kukiełka nie może sama nawet ruszyć jedną ręką. Jeżeli to zrobi to znak, że musi coś zmienić, że musi obiecać poprawę. Aneta chce SAMA decydować o sobie. Zastanawiam się jak na te słowa zareagowałoby ponad połowa polskiego społeczeństwa, zadeklarowani Katolicy.

- Chcesz powiedzieć, że ci wszyscy, którzy jutro pójdą do kościoła mylą się? - pytam.

- Nie - zaprzecza ruchem głowy. - Mylą się ci, którzy Boga utożsamiają z Kościołem.

- Ty tego nie robisz - raczej stwierdzam.

- Ja w Nich już nie wierzę - rzuca bez skrępowania.

Patrzę jak wydmuchuje z ust dym i uśmiecha się do jakiegoś chłopca biegającego obok nas. Chcę zadać głupie pytanie w stylu: "O czym myślisz?", ale powstrzymuję się.

- Zastanawiam się, dlaczego zamiast na budowanie nowych kościołów nie przeznaczy się tych pieniędzy na sierocińce?

Chcę wiedzieć kiedy zaczęła myśleć nad takimi kwestiami. Mówi, że po kolejnym finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zbierała do puszki, a potem ksiądz próbował ją przekonać, że ten cały Owsiak to zły człowiek. Nie dała się. Do tej pory jest wolontariuszką. Poza tym nie lubi ludzi niewiarygodnych. Nie lubi, gdy ktoś mówi, że nie można palić a "sam kopci jej w twarz". Twierdzi, że to żałosne. Próbuję wyciągnąć od dziewczyny jakiś przykład.

Ani słowa o papieżu

- Kogoś, kto mówił na kazaniu, że powinniśmy się opamiętać i nie pić alkoholu nie powinnam widzieć zalanego w trupa kilka godzin później.

- A widziałaś?

- Niejeden raz - odpowiada.

- Nie mogą pić? - dociekam.

- Mogą, przecież to zwykli ludzie, ale niech wyzbędą się tej cholernej hipokryzji. Co to za Kościół, którego księża w kazaniach rzucają antysemickimi hasłami, produkują własne wino, stawiają sobie pomniki w postaci bursztynowych ołtarzy? Tak jak dzień wcześniej próbuję nawiązać do autorytetów.

- Proszę, tylko nie wyjeżdżaj mi z Janem Pawłem II.

Słucham z coraz większym zaciekawieniem.

- Jak osoba, której nikt nie zna może być autorytetem? Kilka uśmiechów i modlitw o pokój w Ziemi Świętej nie są dowodem dobroci. To, co mówił papież moja mama powiedziała mi zanim wiedziałam kim jest Karol Wojtyła. Nie muszę słuchać głosu Kościoła, aby wiedzieć, że jeżeli ktoś przez mnie płacze to zrobiłam źle.

Nie próbuję powstrzymać tego potoku słów.

- Swoją drogą, jeżeli Bóg istnieje, to rok temu musiało być mu bardzo smutno na widok cielca wystawionego w oknie papieskim.

- To znaczy, że nie idziesz jutro do kościoła? - pytam.

Aneta zaczyna się śmiać.

- A ty? - odcina.

Logo AP
rok akademicki
2005 / 2006

Copyright ©Studium Dziennikarskie 2005 - 2006