Do strony głównej Studium Dziennikarskiego   Do strony głównej Akademii Pedagogicznej  
Rok akademicki 2004/2005
Strona główna   

 

Prace studentów   
I rok   
II rok   

 

Linki   

 

Autorki   
   Felieton   |    Reportaż   |    Wywiad   |

Agata Szczotka

Róża przewodniczka


Rozmowa z Piotrem Fijołem, prezesem działającego w Jaworznie stowarzyszenia podróżniczego Róża Wiatrów.

W ciągu roku założyłeś i zbudowałeś stowarzyszenie podróżnicze. Skąd pomysł na taką działalność?

W lipcu 2004, gdy pracowałem na budowie, aby przetrwać kolejny rok na studiach, moi przyjaciele spędzali wakacje na Mazurach, w Orzyszu. Pamiętam, jak bardzo byłem zmęczony, wracając do domu o 22.00, czasami nawet o 23.00, po kilkunastu godzinach pracy. Pracowałem jak oszalały, wieczorami padałem z nóg, ale myślami byłem zawsze z moimi przyjaciółmi. Zastanawiałem się, co robią i trochę im zazdrościłem. Zdałem sobie sprawę, że z roku na rok jesteśmy coraz starsi, i ja, i oni. Pomyślałem, że ludzie, na których mi zależy, w końcu mogą odejść, założyć swoje rodziny, wyjechać. Nie chciałem, żeby tak się stało. Tak zrodził się pomysł założenia organizacji innej niż ZHP, w którym się poznaliśmy. Chciałem, żeby Róża Wiatrów była naszym punktem odniesienia.

Sugerujesz, że powodował tobą lęk?

Nie, to byłoby uproszczenie. Zależy mi na osobach, z którymi przeżyłem dzieciństwo, wiele cudownych chwil. Nie chciałbym się z nimi szybko rozstawać. Nie określiłbym tego uczucia lękiem. To raczej troska o ważne więzi, wspomnienia i przyszłość.

Skąd nazwa Róża Wiatrów?

Ktoś mógłby powiedzieć, że Róża Wiatrów kojarzy się z klubem żeglarskim. W końcu ta nazwa pochodzi z marynarskiego języka. Jest symbolem dawnego kompasu. Można ją odnieść do turystyki. Mnie Róża Wiatrów kojarzy się szerzej, z gwiazdą polarną, busolą, odnajdywaniem drogi, przewodnikiem, którym jest natura. To piękna nazwa dla grupy podróżników.

Dlaczego profil podróżniczy, a nie np. sport czy ratownictwo medyczne, którym wielu z was się fascynuje?

Bo wszyscy kochamy podróże. Uznałem, że ta miłość może być fundamentem dla czegoś trwałego. Osoby, które w tej chwili są w stowarzyszeniu, mają tę iskierkę w oku. Iskierkę, która jest w oku każdego podróżnika. Chęć zwiedzania świata, oglądania nowych, romantycznych miejsc, piękna przyrody – to nas łączy.

Z założenia stowarzyszenie ma być turystyczne, ale przecież te same cele można realizować bez zakładania stowarzyszenia.

Wolno działający klub nigdy nie będzie miał takich przywilejów jak stowarzyszenie, np. nie będzie mógł przyjmować darowizn, bo żadna firma nie przeleje pieniędzy na prywatne konto. Poza tym, każde stowarzyszenie, czyli organizacja pozarządowa, ma prawo do uczestnictwa w zjazdach, sympozjach naukowych w swojej dziedzinie. Koła nie są zapraszane, zaprasza się jednostki, przy których działają, ale wtedy nie mogą promować swojej marki. Stowarzyszenie jest niezależne.

Od czego zaczynaliście wspólną pracę?

Początek był mało zachęcający. Biegaliśmy z kolegą od urzędu do urzędu, aby dowiedzieć się, co i gdzie trzeba załatwiać, czego potrzebujemy, ile to będzie kosztowało – nieprzyjemny, biurokratyczny młyn. To trwało prawie cztery miesiące. Zastanawialiśmy się, czy podołamy, czy to ma sens, czy przetrwa. Na tym etapie właściwie nikt nie wiedział o pomyśle. W pewnym momencie stało się jasne, że potrzebni są członkowie, i wtedy zdradziłem się z całym pomysłem. Przyjęcie było entuzjastyczne.

Wspomniałeś o wątpliwościach. Skąd się one brały?

Dokumenty, rozliczenia – to mnie przerastało. Sądziłem, że tego będzie zbyt wiele, że nie damy sobie rady. Ale wszystko zaczęło się układać. Pozyskaliśmy nawet jednego z przedsiębiorców – naszego głównego sponsora, SKOK Jaworzno.

Na jakich polach może działać Róża Wiatrów?

Interesuje nas przede wszystkim organizowanie wypraw turystycznych, imprez sportowych i propagowanie zdrowego stylu życia. Chcielibyśmy szkolić w zakresie pierwszej pomocy, co jest ściśle związane z moim zawodem ratownika medycznego. Są też przedsięwzięcia, do których możemy się zgłosić. Co roku organizowany jest konkurs Kolosy, w którym wybiera się najciekawszą wyprawę turystyczną z obszaru Polski. Ostatnio wygrało czterech chłopców z Małopolski. Przepłynęli Wisłę, a potem opłynęli Bałtyk na kajakach. Konkurs jest organizowany przez czasopismo Poznaj Świat. Projekty zgłasza się dopiero po ich zrealizowaniu.

Jako stowarzyszenie możemy brać udział w wyprawach naukowych. Dobry jest tutaj przykład Jacka Pałkiewicza i odkrycie źródeł Amazonki.

Wasz wakacyjny projekt wydaje się świetnie spełniać te wytyczne: rowery, wyjście na Mont Blanc. Jak wpadliście na ten pomysł?

Do zakładania stowarzyszenia wszyscy podchodzili bardzo emocjonalnie – tworzyliśmy coś swojego, robiliśmy to razem. Róża Wiatrów jeszcze nie była zarejestrowana, a my już myśleliśmy, gdzie pojechać na pierwszą wyprawę. Ja od dawna marzyłem o wejściu na najwyższy szczyt Europy. Obiecałem to sobie i komuś, na kim bardzo mi zależy. Na spotkaniu stowarzyszenia poddałem ten pomysł na wspólną wyprawę. Tak się złożyło, że inne pomysły odłożyliśmy, uznając je za zbyt trudne lub drogie na tym etapie działalności. Mont Blanc był w sam raz, ale wejście na górę jest proste – to właściwie trasa turystyczna. Dlatego zastanawialiśmy się nad drugą częścią wyprawy, aby uatrakcyjnić nasz projekt. Uznaliśmy, że dostatecznym wyzwaniem będzie pokonanie drogi z Jaworzna do Chamonix na rowerach, by stamtąd wyruszyć na górę.

Brzmi jak szaleństwo…

I pewnie trochę jest (śmiech). Nie mówimy, że na pewno się uda, ale zrobimy wszystko, żeby w pełni zrealizować plan wyprawy. Przed wyruszeniem każdy z uczestników musi się określić – sami najlepiej znamy swoje słabości, wiemy, na ile nas stać. Decyzja na tak to rodzaj porozumienia, niepisanej umowy, z której trudno się wycofać. Zdajemy sobie sprawę z ogromu wysiłku, jaki nas czeka: to ponad dwa tysiące kilometrów na rowerach, wciąż pod górę. Ale przygotowujemy się do tego i wierzymy, że wyprawa się powiedzie.

W dużej grupie silnych osobowości na pewno zdarzają się różnice charakterologiczne. Jak sobie z nimi radzicie?

Mamy już jedną wyprawę a koncie. Przemierzaliśmy polskie wybrzeże. Członkowie stowarzyszenia to ludzie spokojnej natury…

A nie obawiasz się, że w ciągu kilku tygodni ekstremalnego przecież sposobu życia zobaczysz w nich cechy, których istnienia nawet nie podejrzewałeś?

Wszystkiego nie można przewidzieć, to prawda, ale zawsze jest tak, że trudne sytuacje pokazują ludzi takimi, jakimi ich wcześniej nie widzieliśmy. Przewodnik wyprawy w konfliktowych sytuacjach musi działać jak dyplomata: tłumaczyć, negocjować po to, aby realizować codzienne cele. Podczas wyprawy nie ma czasu na kaprysy… Gdy maszerowaliśmy polskim wybrzeżem, złapał nas potworny deszcz i zimny wiatr – zanosiło się na sztorm. W nogach mieliśmy dziesiątki kilometrów marszu po piachu, a żołądki puste. Była 23. Poza odgłosami burzy było słychać tylko mruczenie pod nosem, a to, żeby rozłożyć namioty, a to, żeby podejść dalej. W żaden sposób nie dało się pogodzić tych pomysłów. Sytuację załagodziła rozmowa, tłumaczenie, jakie korzyści płyną z pójścia dalej. Przypominało to naukową debatę, pojedynek na argumenty, ale udało się.

A co wtedy, gdy negatywne emocje wpływają na stosunki pomiędzy dwoma osobami w grupie?

To też się zdarza. Najważniejsze, to się nie mieszać. Gdy do takiego konfliktu wmiesza się trzecia strona, może się on rozprzestrzenić na całą grupę. Zazwyczaj następnego dnia emocje opadają i jest dobrze.

Czy tegoroczną wyprawę Róży Wiatrów można zgłosić do konkursu, o którym wspominałeś?

Wydaje mi się, że przejazd rowerami, nawet z Jaworzna pod Mont Blanc, nie może się równać z opływaniem Bałtyku na kajakach. Nasza wyprawa jest konwencjonalna. Nie jest tak oryginalna, jak pomysł ubiegłorocznych zwycięzców. Jeżeli zdecydowalibyśmy się przemierzyć trasę z Jaworzna do Chin maluchem albo na hulajnogach, to byłby wyczyn. Nasz tegoroczny projekt nie nadaje się na Kolosy. Może za rok.

Są jakieś autorytety, do których się odwołujecie?

Kilkoro z nas za taki wzór uważa Jacka Pałkiewicza. Odwołujemy się na pewno do jego osiągnięć. Pałkiewicz wiele pisał o survivalu, przetrwaniu w trudnych warunkach. Wiele z tych porad i pomysłów sprawdziło się podczas naszych poprzednich wypraw.

Co zmienia w twoim życiu istnienie stowarzyszenia? Co by było, gdyby nie było Róży Wiatrów?

Moje życie byłoby luźniejsze, ale nie w pozytywnym sensie tego słowa. Stowarzyszenie wymaga lepszej organizacji i wykorzystania czasu. Uczy odpowiedzialności. Ono daje coś, co nie może się znudzić. Tutaj nikt nie trzyma siłą, ale to, co wspólnie robimy, może być jakimś punktem odniesienia, czymś trwałym.

Rozmawiała: Agata Szczotka

© copyright Studium Dziennikarske