Do strony głównej Studium Dziennikarskiego   Do strony głównej Akademii Pedagogicznej  
Rok akademicki 2004/2005
Strona główna   

 

Prace studentów   
I rok   
II rok   

 

Linki   

 

Autorki   
   Prasa   |    Radio   |    Telewizja    -->

Monika Mikołajska

Horror w imię miłości


"Dziennik Polski", 12 czerwca 2005

Była sobie pani... Nazwijmy ją umownie "Miłośniczką". "Miłośniczka" jest przystojną, zadbaną blondynką koło czterdziestki. Trzy czwarte męskiej populacji obejrzałoby się za nią na ulicy. Ma dwoje dzieci i starego ojca, którym się opiekuje. "Miłośniczka" kocha zwierzęta, szczególnie koty - są całym jej życiem...

Do niedawna wynajmowała 40-metrowe mieszkanie w kamieniczce nieopodal ronda Matecznego. Z początkiem kwietnia właściciel wymienił zamki w bramie i mieszkaniu. Dozor-czyni ma zakaz wpuszczania jej do budynku.

W mieszkaniu, które opuściła - zgroza... Sześćdziesiąt wygłodniałych zwierząt. Kotki, kocury, kocięta - kości powleczone skórą, rany, ropa z oczu (jeśli jeszcze nie wypadły), z nosów, świerzb. Trzy kuwety, w nich - cuchnące szmaty. Na środku pokoju dwie klatki. W klatkach szczury. W jednej samiec, w drugiej - samiczka i jej osiem młodych. Z łazienki dochodzą dziwne dźwięki - coś się tłucze i niemiłosiernie jęczy... W wiadrze zakrwawiona biało-niebieska rozpacz - młoda kotka (Joda) z wydrapanymi do kości policzkami (świerzb i spowodowany nim nieustający świąd kazał jej okaleczyć własne ciało). Smród odchodów, stęchlizny, ropy blokuje płuca...

Bochenek chleba i dwie puszki dla psów - karmienie raz dziennie. Kłęby szkieletów rzucających się na to jedzenie, jak na najlepszą szynkę czy inne mięsiwo wyciska łzy i burzy krew.

Trzy czwarte zwirząt "Miłośniczki" pochodzi z jednej rodziny. Biało-niebieskie, niebiesko-białe. Tylko kilka czarnych, burych, jeden rudy - ulubiony (będzie później powodem awantur i gróźb)...

Rudego przyniósł synek "Miłośniczki". - W połączeniu z czarną kotką wyszłyby super-szylkrety - planował. Bliskie pokrewieństwo sprawia, że zwierzęta są słabe. Przeżywal-ność kociąt w takich warunkach - bliska zeru. - Któregoś dnia okociła się jedna z moich kotek. Nie było mnie wtedy w domu. Gdy wróciłam, tylko główki kociąt walały się po mieszkaniu. Resztę zjadły kocury - dzieli się doświadczeniem "Miłośniczka".

- Jest to normalne w tak nienormalnej sytuacji. W populacji zamkniętej, w środowisku, w którym trudno o jedzenie, konkurencja jest po prostu likwidowana - zabijana i zjadana - wyjaśnia Mariola Gajko, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt "Amicus" (które zajęło się zwierzętami "Miłośniczki").

W takim środowisku, gdy kotka ma ruję - dostęp do niej mają tylko dominujące w hierarchii samce. Pozostałe kocury w normalnych warunkach szukają innej kotki, w zamkniętej przestrzeni, zaślepione instynktem siadają, na czym się da. Nawet jeżeli to jest dwu-, trzymiesięczne kocię...

Krzyk rozpaczy

Właściciel żąda natychmiastowego opuszczenia lokalu. Po wielu prośbach i błaganiach stowarzyszenia godzi się na dwa tygodnie zwłoki. Wchodzą po dwie, cztery do mieszkania i wyłapują zwierzęta i po kilka, kilkanaście naraz zawożą do zaprzyjaźnionych lecznic. Czas szybko ucieka.

- Przez te dwa tygodnie koty musimy wykastrować, wystery-lizować i umieścić w domach zastępczych lub docelowych. Ten apel to ich i nasz krzyk rozpaczy. Jest nas kilkoro, ale potrzeba więcej (...). Pomóżcie im. W możliwy dla was sposób. Adopcje, przechowanie, jedzenie, wpłaty na konto. Cokolwiek. Będą wdzięczne, a my z nimi - apelowano "Amicus".

Dobrzy ludzie się znaleźli. Bardzo pomogła Fundacja Zwierzęta Krakowa. Koty znalazły "hotele" - nawet 50 km za Krakowem, wiele - nowe domy. Między nimi Joda...

Trafiła do pani Beaty "na przechowanie". Miłość zakwitła między nimi wielka. Dziś to już jest tylko jej kot. Joda jest w końcu szczęśliwa. Jest spokojna... Zaczyna baraszkować.

Z początku żadne z kotów "Miłośniczki" nie wiedziało, że gumową piłką czy zwiniętą w kulkę kartką papieru można się bawić... Nie umiały. Był tylko lęk; szczególnie te słabsze, "zgnębione" kuliły się na widok wyciągniętej ręki, dźwięku głosu, gwałtownego ruchu. Uroki zabawy odkrywają dopiero teraz. Przeżywają drugie dzieciństwo.

Ślepusia i Mały Biały

Ślepusia miała kiedyś oczy. Dlaczego ich nie ma? Może wyżarła je choroba (nieleczony koci katar), może ktoś je kotce wyłupał. Nigdy się tego nie dowiemy. Tam, gdzie kiedyś były - zielone, ciekawskie, tajemnicze - dziś są dwie wąskie blizny, oczodoły zostały zaszyte.

Ślepusia miała jednak trochę szczęścia. W Internecie znalazło ją młode małżeństwo - zakochali się od razu. Teraz ma dom, w którym mimo ślepoty daje sobie świetnie radę.

Mały Biały, szaro-biały koci maluch, ma "wypadnięte" soczewki - sprawia to wrażenie, jakby w jego oczach tkwiły dwa mętne groszki. Jest to najprawdopodobniej wynik uderzenia. - Drugi kot raczej mu tego nie zrobił - stwierdził weterynarz. Czyli uderzono go tak mocno w głowę, że soczewki wypadły... Oczy Małego Białego mętnieją coraz bardziej... Ślepnie. Niezbędna jest operacja.

- Będzie otwierana gałka oczna i po wyjęciu tych mętnych soczewek, uzupełniony płyn oka - tłumaczy Mariola Gajko. Dzięki temu kocurek będzie widział: z bliska bardzo dobrze, z daleka jak przez mgłę. Domowemu kotu to zupełnie wystarczy.

Kot kaleki, niewidomy nie jest "wybrakowanym towarem". Jeśli ma opiekę, dom - poradzi sobie doskonale. Ślepota nie przeszkadza mu w poruszaniu się, rozpoznawaniu otoczenia. Uszy, nos, wąsy - teraz one są jego oczami.

Sytuacja zmienia się, gdy jest to kot wolno żyjący - kalectwo utrudnia, czasem uniemożliwia mu zdobywanie pożywienia. Zwierzę skazane jest na łaskę i niełaskę ludzi, jeśli mu się nie poszczęści, czeka go powolna śmierć.

Spośród 60 kotów "Miłośniczki" większość znalazła dom. Siedem wróciło do swej dawnej właścicielki. - Za radą psychiatry zdecydowaliśmy się zwrócić jej kilka zwierzaków. Wykastrowane, wy sterylizowane - nie rozmnożą się,.. Gdybyśmy tego nie zrobili, "Miłośniczka" szybko znalazłaby sobie następne. Zatoczylibyśmy tylko błędne koło - tłumaczą członkowie ..Amicus".

Na nowy dom czeka jeszcze 12 zwierząt: 2 maluchy, 9 kotek i kocurek (wybrane prezentujemy obok).

Aby ratując, nie zabić

Kot nie jest zwierzęciem schroniskowym. Zwłaszcza kot wolno żyjący - podwórkowy, śmietnikowy, piwnicowy, "dzikus". Dla niego to jest śmierć. - Jedna pani z drugą panią przyniosą do schroniska 6 czy 10 kociąt znalezionych w piwnicy. Oddadzą je do schroniska, całe szczęśliwe, w poczuciu misji, że wielką dobroć uczyniły... Nic bardziej mylnego. One ich nie uratowały - one je zabiły - twardo stwierdza Mariola Gajko.

Połowę uśmiercą choroby. Druga połowa przesiedzi w pokoiku - klatce resztę życia - bo "dzikusa" (obojętnie czy malucha, czy dorosłego) nikt nie zechce. Ta klatka staje się ich więzieniem, pozbawia woli życia. Odporność szybko spada, przyplątują się choroby, o których na wolności nie byłoby mowy.

Zwierzęta często podejmują strajk głodowy. Indywidualne karmienie, podawanie leków przerażonemu, rozhisteryzo-wanemu kotu jest prawie niemożliwe... Często osłabione i załamane poddają się i biernie pozwalają sobą zająć... I tak do końca ich życia bez woli życia (bardzo krótkiego - w schroniskowych warunkach). Wszystko z powodu ludzkiej, źle pojmowanej miłości do zwierząt.

Rozwiązaniem nie jest ani schronisko, ani - wzorem "Miłośniczki" - przygarnianie każdego napotkanego "biedaka" (niebezpieczeństwo niekontrolowanej rozmnażalni), ani udawanie, że problemu nie ma.  Dzika kotka rodzi dwa razy do roku. Maluchy umierają najczęściej z powodu chorób - m.in. na koci katar, który opanował Kraków (7 na 10 kociąt cierpi na te chorobę); owrzodzona jama ustna, anoreksja, depresja, woda w płucach, oczy jak dojrzałe wiśnie, zaropiałe lub tylko puste oczodoły... W końcu długa śmierć głodowa.

Jedynym sposobem na ograniczenie kociej populacji jest kastracja i sterylizacja zwierząt i wypuszczanie ich z powrotem w ich środowisko podwórkowe, piwniczne. W Krakowie cena zabiegu to 120-150 zł. Na tutejszych osiedlach ludzie opiekujący się kotami (głównie starsi - emeryci, renciści i młodzi - już pracujący; prawidłowość jest jedna: są to ludzie niezamożni) potrafią ciułać po 10, 20 zł miesięcznie, by razem uskładać na operację ulubieńca.

Jeśli brak funduszy - zawsze można zadzwonić do Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt "Amicus" lub Fundacji Zwierzęta Krakowa. W miarę możliwości pokryją koszty. W tym roku budżet UM Krakowa przewidział sfinansowanie 80 zabiegów (dla 70 kotek i 10 kocurów). Przydzielone miejsca spożytkowano w półtora miesiąca. Z funduszy własnych "Amicus" i fundacji udało się przeprowadzić sterylizacje 48 kotek (a tu zbliża się lato - "koci sezon"). Darowizny, składki - to wszystko kropla w morzu potrzeb. Na akcję "Miłośniczki" zorganizowano aukcję na Allegro. Zebrano około 4 tys. zł.

Kraków zamieszkuje 60-80 tys. wolno żyjących kotów.

Monika Mikołajska

© copyright Studium Dziennikarske