Do strony głównej Studium Dziennikarskiego   Do strony głównej Akademii Pedagogicznej  
Rok akademicki 2004/2005
Strona główna   

 

Prace studentów   
I rok   
II rok   

 

Linki   

 

Autorki   
   Felieton   |    Reportaż   |    Wywiad   |

Aleksandra Madej

Grożą nam rządy słabe i zmienne


wywiad z Witoldem Waśniewskim

Rozpoczęła się batalia o najwyższe stanowiska w kraju. W polityce wrze jak w przysłowiowym kotle. Czeka nas bez wątpienia ekscytująca jesień. Na usta ciśnie się miliony pytań. O sytuacji przedwyborczej, kandydatach do parlamentu i na prezydenta oraz innych ważnych w tym momencie aspektach rozmawiałam z Witoldem Waśniewskim - twórcą polskiego środowiska politologicznego, doradcą w rządach Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza.

Powszechnie panuje opinia, że obecnie funkcjonujący parlament jest najgorszym w dziejach III RP. Czy podziela Pan tę opinię?

Tak. Podzielam tę opinię z kilku powodów. Po pierwsze - jest na pewno najmniej profesjonalny. Wbrew pozorom bycie parlamentarzystą jest zawodem, do którego należy być gruntownie przygotowanym. Trzeba pamiętać o tym, że głównym zadaniem parlamentu jest ustalanie prawa, dobrego prawa, dlatego znaczna część parlamentarzystów powinna mieć wykształcenie prawnicze. Powinni też wiedzieć, na czym polega działalność parlamentu. A niestety czasami odnoszę wrażenie, że większość z nich nie ma o tym zielonego pojęcia. Po drugie - kiepska jakość polityczna kadry parlamentarnej. Najbardziej uwidacznia się to w trakcie debat. Już nie mówię o słownictwie, które bywa czasami żenujące, ale chociażby o samej znajomości nauk merytorycznych. Czasami wiele inicjatyw, wiele wypowiedzi jest na naprawdę bardzo niskim poziomie.

A czy w takim razie nowy będzie lepszy? Jakie ma na to szanse?

Być może jest to efekt transformacji, ale w naszym kraju panuje błędne przekonanie, że parlamentarzystą może być każdy. Na zachodzie tak nie jest. Tam należy przebrnąć przez cały proces dochodzenia do stanowiska parlamentarzysty. W parlamencie zasiada ten, kto posiada odpowiednie umiejętności oraz wiedzę, zarówno prawniczą, jak i polityczną. U nas niestety tak nie jest. Folklor polityczny jest wskazany, natomiast przerażający jest moment, kiedy zaczyna dominować.

Niestety w naszym parlamencie satyra wiedzie prym. Protest głodowy posła Nowaka to już chyba jej apogeum.

Poseł Nowak to wyjątek.

To całkowite ośmieszenie, a może jakaś forma manifestacji, sprzeciwu wobec funkcjonowania pseudoparlamentu?

Manifestować można, ale na pewno nie w parlamencie. Jeżeli poseł Nowak nie potrafi znaleźć kilkunastu kolegów, którzy poprą jego merytoryczne wnioski, to o czymś to świadczy.

Jakie są Pańskie przewidywania? Jak widzi Pan rozkład sił w przyszłym rządzie?

Na podstawie ostatnich badań PBS-u, bez wątpienia mogę stwierdzić, że najbardziej grozi nam stan rozbicia wielopartyjnego. Nowy parlament może przypominać ten sprzed kilku lat. Oznacza to, że żadna partia nie będzie miała tak silnej przewagi, jaką SLD miała na początku. Rokuje to rządy słabe i zmienne. Między koalicjami są tak głębokie różnice poglądowe, nawet w wielu podstawowych sprawach, iż można łatwo przewidzieć, że nie będzie reform.

To jest bardzo prawdopodobna wersja. A może być jakaś optymistyczna?

Nie ma takiej niestety. Na razie żadna z partii nie przedstawiła do końca swoich programów wyborczych. To jest normalne i typowe dla sytuacji przedwyborczej, ale z tego co się orientuję nie ma rozsądnych programów gospodarczych. Wskazuję tu na gospodarkę, gdyż uważam, że przyszły parlament ma do rozwiązania dwa generalne problemy. Pierwszy - aby nie zepsuć, ale poprawić gospodarkę i utrzymać jakieś przyzwoite tempo wzrostu gospodarczego, które pozwoliłoby na odrobienie zaległości. Po drugie - praca nad rozwiązaniami systemowymi, które zmniejszyłyby największą polską plagę - bezrobocie. Będzie to bardzo trudne, bo Polska przekroczyła już pewną barierę bezpieczeństwa. Uważa się bowiem, że 11% to jest ten moment, do którego jest szczelnie, a potem należy to systemowo rozwiązywać. To nie jest wcale takie proste. Plan Hausnera wcale nie daje recepty na zmniejszenie bezrobocia. Ale w jego planie są dwa ważne cele generalne, mianowicie propozycje na poprawę edukacji - nie tylko jej jakości, ale również zakresu, wielkości polaryzacji, no i  oczywiście kosztów. Wracając do pytania, jestem sceptykiem. Niestety, w żadnej partii nie widzę rozsądnego programu.

Kogo najchętniej widziałby Pan na stanowisku prezydenta?

Bez wątpienia Włodzimierza Cimoszewicza. Przemawia za tym wiele argumentów. Był ministrem sprawiedliwości, premierem, marszałkiem sejmu, ma olbrzymie doświadczenie, zarówno krajowe, jak i międzynarodowe w poruszaniu się na parkietach politycznych. To jest jego wielka zaleta, bo tego trzeba się nauczyć. Poza tym jest człowiekiem niezwykle rzetelnym. Przez kilkanaście lat jego istnienia na scenie politycznej żadna afera w kraju nie dotyczyła jego osoby. Ma wszystkie potrzebne cechy, aby funkcjonować jako prezydent.

Co Pan sądzi o tzw. wariancie trzy w jednym, czyli połączeniu wyborów parlamentarnych, prezydenckich i referendum w sprawie europejskiego traktatu konstytucyjnego? Czy nie utrudni to stworzenia sojuszu dla wyboru prezydenta i nie przeniesie punktu ciężkości na wybory parlamentarne?

Z jednej strony jestem zwolennikiem tej opcji, gdyż przemawia za nią wiele rozsądnych argumentów m.in. finansowych oraz frekwencyjnych. Zarysują się też wyraźnie pewne opcje polityczne. Jednakże jest jeden podstawowy problem. Mianowicie, społeczeństwem polskim rządzi zasada, że nigdy żadna z opcji nie powinna posiadać zbyt dużo władzy. Jeżeli wybory parlamentarne wygrałaby prawica, to przeciętny Polak zagłosuje w wyborach prezydenckich na kandydata lewicowego. W momencie, gdy wybory odbędą się w tym samym dniu, taka zasada nie będzie miała racji bytu.

Czy uważa Pan, że nowopowstała Partia Demokratyczna to poważny i godny przeciwnik dla SLD?

Raczej nie. Jeżeli chodzi o Partię Demokratyczną, początkowo bardzo ucieszyła mnie ta inicjatywa. Stwierdziłem, że jest to pierwszy sygnał, że kończy się etap transformacyjny, zaczynamy normalnieć i wystrzegamy się skrajności. Są tak olbrzymie wyzwania dla Polski, Polaków i młodego pokolenia, i właśnie tym powinniśmy się zająć, a nie tzw. wpuszczaniem szczura jak np. wyjazd prezydenta do Rosji. Czy tak naprawdę to jest najistotniejszy problem? Wiązałem z tą partią ogromną nadzieję. Musze przyznać, że troszeczkę się zawiodłem, gdyż socjotechnika tej partii jest niedobra. Uważam jednak, że Władysław Frasyniuk wywiąże się z tego, co powiedział i zadba o odpowiednią kadrę tzn. o tych, których będą wystawiać na posłów. Jeżeli to się uda, to partia ta może odnieść sukces na scenie politycznej.

6 maja Władysław Frasyniuk zadeklarował, że 4 czerwca Partia Demokratyczna wystawi kandydata na prezydenta. Jak Pan myśli, kto to będzie?

Moim zdaniem Partia Demokratyczna nie powinna wystawiać swojego własnego kandydata. W fundamentalnym założeniu jest to partia centrum, dlatego powinna zawrzeć sojusz z jakąś inną grupą, chociażby z lewicą. Jako wspólnego kandydata widzę tu Cimoszewicza.

Jesienny termin wyborów daje SLD szanse na dokonanie zmian w kierownictwie podczas konwencji, która odbędzie się w ostatnich dniach maja. Partia będzie zmuszona dokonać wyboru sama, gdyż wyrok Sądu Lustracyjnego w sprawie przewodniczącego Józefa Oleksego, zapadnie dopiero w czerwcu. Jakie zatem zmiany przewiduje Pan w kierownictwie partii?

Pani pyta o moją prywatną opinię czy jako zewnętrznego eksperta?

Najpierw poproszę o opinię eksperta.

Jako ekspert stwierdzam, że na zmiany personalne jest już za późno. Należało to zrobić na początku roku. SLD nie dokonał tego z wielu względów. Nie do końca kwestia ta wygląda tak, jak opisują ją media. Bardzo dobrze znam te kulisy i wiem, że zadziałały tu różne elementy m.in. ogromny spryt polityczny Oleksego. SLD bez wątpienia wejdzie do parlamentu, a im mniej podziałów, tym większe szanse, że po wyborach będzie istotnym elementem systemu politycznego.

A Pana prywatna opinia na ten temat?

Jako człowiek, który był od zawsze związany z lewicą uważam, że dopóki są jakieś szanse, to należy je wykorzystywać. Jest parę osób na lewicy, które chętnie wystawiłbym do pierwszego szeregu. Jest to m.in. poseł Olejniczak. Dokonałbym jednak głębokich zmian. Ponadto współczuję Oleksemu. To dramat człowieka, który przez ileś lat jest posądzany o coś, co później staje się nieaktualne, po czym znowu pada na niego jakieś podejrzenie. To jest na pewno bardzo męczące i stresujące. Po ludzku można mu współczuć. Natomiast w polityce nie ma litości. Ten jego problem jest obciążeniem dla lewicy.

Czy destabilizacja w lewicy i pojawianie się w jej obrębie coraz to nowszych tworów, jak np. Unia Lewicy, może spowodować, że Socjaldemokracja Polska, jako w miarę stabilna lewicowa alternatywa, otrzyma większą ilość mandatów?

Znam pana Borowskiego osobiście i bardzo go cenię, jednak należy zwrócić uwagę na fakt, że partia ta, oprócz Borowskiego, nie posiada żadnej innej „lokomotywy”, która pchnie ją do przodu. Na razie działają na krawędzi progu wyborczego i są dość niekonsekwentni w zachowaniach politycznych.

W każdym razie bez wątpienia czeka nas ekscytująca jesień. Ogromną ciekawość budzi również scenariusz kampanii wyborczej.

Kampania parlamentarna na pewno będzie bardzo krótka, bez tzw. wyciągania brudów. Jeżeli chodzi o wybory prezydenckie to łatwo przewidzieć, że zostanie przeprowadzona druga tura, która upłynie pod znakiem wyszukiwania pseudo afer, obrzucania się błotem itp. Pojawia się również pytanie czy partie wytrzymają tę kampanię pod względem finansowym. Jestem poza tym bardzo ciekawy, jaka będzie reakcja społeczeństwa, jak zadziała socjotechnika wyborcza. Na razie pozostaje nam wnikliwie obserwować i cierpliwie czekać.

Rozmawiała: Aleksandra Madej

© copyright Studium Dziennikarske