Do strony głównej Studium Dziennikarskiego   Do strony głównej Akademii Pedagogicznej  
Rok akademicki 2004/2005
Strona główna   

 

Prace studentów   
I rok   
II rok   

 

Linki   

 

Autorki   
   Felieton   |    Reportaż   |    Wywiad   |

Kamila Borysławska

Cukier w normie

Autobus numer 124 jak zwykle się spóźnił. Wyjątkowo nie był przeludniony i mogłam zająć swoje ulubione miejsce po prawej stronie przy oknie. Przede mną usiadły dwie starsze panie około siedemdziesiątki. Śmierdziały czosnkiem, jak niemal wszystkie – co ostatnio zauważyłam - starsze panie, podróżujące środkami komunikacji miejskiej. Swoją drogą, muszą one naprawdę bardzo mocno wierzyć w uzdrawiające i cudowne właściwości tego warzywa, skoro preferują zjadanie go pasjami - z wybitnie nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi – zamiast zażywania witamin o zbliżonym działaniu bez narażania siebie i ogółu na „efekty specjalne”. Nie zmienia to jednak faktu, że nienawidzę zapachu czosnku, przyprawia mnie on o mdłości. Niestety, brutalne studenckie życie wymusza przyzwyczajenie się do różnego rodzaju autobusowych lub tramwajowych woni.

Wracając do sedna. Starsze panie zaczęły rozmawiać o kondycji naszej służby zdrowia. Owa rozmowa - co zresztą nie dziwi mnie wcale - stanowiła bardziej ciąg narzekań niż tradycyjną wymianę zdań na jakiś temat. Zaczęło się od tego, że pani A opowiedziała pani B o swojej wizycie u pewnego lekarza specjalisty. Zanim jednak do niego trafiła, czekała w kilkumiesięcznej kolejce, która wytworzyła się - jak twierdziła pani A -z powodu tej całej cholernej reformy i zakichanej biurokracji, braku pieniędzy, braku specjalistów, bałaganu organizacyjnego i innych limitów. Sama wizyta też nie należała do najprzyjemniejszych, bowiem – co wynikało z dialogu - odmówiono pani A wykonania jednego z podstawowych badań ze względu na wzrost kosztów leczenia i brak wskazań. Oczywiście owa pani mogła poddać się wszystkim badaniom nawet bez wskazań, ale prywatnie i odpłatnie, na co jednak - z rentą wynoszącą 600 zł miesięcznie - nie było jej stać. Mimo wszystko pani A najbardziej obawiała się o poziom swojego cukru we krwi, gdyż jej matka zmarła na cukrzycę, a przecież czytała w Poradniku Domowym, że cukrzyca to choroba dziedziczna. Dlatego też pani A od kilku lat regularnie kupuje Poradnik Domowy i kontroluje stan swojego cukru w organizmie. Na szczęście, z tym badaniem – jako jednym z nielicznych - większych problemów w służbie zdrowia nie ma, więc szybko okazało się, że u pani A cukier jest w normie.

Pod takim „słodkim” hasłem minęła droga z jednego przystanku autobusowego do drugiego, na którym to wsiadł mocno nietrzeźwy pan z zieloną, wytartą reklamówką, z niemożliwym już do identyfikacji rysunkiem. Pan ów był w średnim, na oko, wieku i walił alkoholowym odorem na odległość co najmniej kilku metrów. Najwidoczniej spodobało mu się miejsce koło mnie. O zgrozo! Cóż to była za woń... Postanowiłam jednak wytrwać na swoim stanowisku - było warto.

Pijany mężczyzna z uporem maniaka próbował nawiązać konwersację z dwiema siedzącymi przed nami paniami. Nie wyglądał groźnie, raczej komicznie, taki też charakter miała mieć cała jego rozmowa z kobietami: - Babki, po ile jest teraz kilogram cukru? - zapytał. Starsze panie nie zareagowały, więc pan z reklamówką powtórzył pytanie, lecz znowu spotkał się z ignorancją. Nie dał jednak za wygraną. Pochylił się i spytał dwa razy głośniej - Babki, no po ile jest kilogram cukru, bo takie babki to wszystko wiedzą, nie? - Proszę się odczepić - odpowiedziała podniesionym tonem mocno skonfundowana pani B. – Dobra, babki nie wiedzą po ile jest cukier, bo babki to pewnie w kolejkach do lekarza stały, jak się ceny cukru w kraju podnosiły – podsumował nietrzeźwy jegomość i osunął się na krzesło obok mnie.

Spojrzałam na ludzi w autobusie, wszyscy tłumili śmiech – o lepszy komizm sytuacyjny trudno nawet w wybitnej sztuce. Jedynie dwie starsze panie pozostały obojętne na zaczepki natrętnego pasażera, zgodnie zresztą z metodą postępowania w przypadku niechcianych rozmów z bliżej niezidentyfikowanym podmiotem od dawna pijącym. Poskutkowało. Mężczyzna z zieloną, wytartą reklamówką znudzony brakiem zainteresowania ze strony pań, przestał o cokolwiek pytać i z lekką trudnością wysiadł na następnym przystanku.

Tymczasem dwie starsze panie, aż do końca swojej podróży, kontynuowały dywagacje na temat naszej podupadającej służby zdrowia, niekończących się kolejek do specjalistów, braku funduszy na badania, łapówkarstwa lekarzy i pielęgniarek, wciąż rosnących cen leków... Ale nic to. Najważniejsze przecież, że cukier jest w normie!

© copyright Studium Dziennikarske