Studium@WWW

Gazeta Studium Dziennikarskiego przy Akademii Pedagogicznej w Krakowie

Wydanie szóste, rok akademicki 2002/2003

Wywiad   Reportaż   Felieton   Radio i telewizja   Prace dyplomowe   Internet

Wywiad

Żyć czy pracować - oto jest pytanie?

Beata Malinowska rozmawia z Maciejem Krupą

Od niedawna istnieje na zachodzie Europy nowy trend, pewien model życia, który niewątpliwie jest wynikiem rozwoju gospodarczego i zmian w świadomości ludzkiej. W krajach anglosaskich kierunek ten nazywany jest downshifting albo voluntary simplicity. Polega on na tym, iż ludzie aktywni zawodowo, robiący nierzadko błyskotliwą karierę, zarabiający duże pieniądze, mniej lub bardziej radykalnie zmieniają nagle swoje życie. Potrafią oni z dnia na dzień wyprowadzić się z dużego miasta, zamienić samochód na rower, a dwunastogodzinny dzień pracy na życie na łonie natury. Uprawiają swoje ogródki czy inne hobby i mają nareszcie czas dla siebie i swoich dzieci. Czy w Polsce, która coraz bardziej integruje się z Europą i przyjmuje szereg wartości zachodniego stylu życia, można zaobserwować to zjawisko?

Jak wygląda Pana przeciętny dzień?

W zasadzie każdy dzień jest inny. Nie mam ustalonych godzin pracy - pracuję w domu. Wiele zależy od pogody. Kiedy jest ładnie idę w góry, zimą na narty. Natomiast gdy jest brzydko, coś tam sobie piszę, bądź czytam albo słucham muzyki. Staram się nie pracować zbyt dużo. Od pieniędzy bardziej cenię sobie wolny czas.

Imię i nazwisko?

Maciej Krupa

Zawód?

Z moim zawodem jest problem. W rozmaitych ankietach przyjęło się wypełniać rubryki według pewnego wzoru. Mianowicie zawód wyuczony i wykonywany. Zawód wyuczony - etnograf, a wykonywany - dziennikarz, publicysta, tłumacz. Generalnie utrzymuję się z pisania oraz fotografowania.

Robi Pan wiele rzeczy na zamówienie, czasem równocześnie, z dnia na dzień, godziny na godzinę, a nawet minuty na minutę. Jest Pan po prostu jednoosobową firmą. Czy to ułatwia, czy też utrudnia pracę?

Nie jest to sytuacja jednoznaczna. Zaletami są nienormowany czas pracy, brak szefa, możliwość wyboru tematu lub odrzucenie propozycji. Wadami natomiast niepewność, nienormowany czas pracy, brak stałej pensji. W sumie zalety przeważają nad wadami.

A czym Pan się zajmuje w tej chwili, nad czym teraz Pan pracuje?

Złożyłem ostatnio do druku książkę o Tatrach przeznaczoną dla szerokiego grona odbiorców. A teraz tłumaczę autobiografię słynnego nowojorskiego burmistrza Rudolpha Gulianiego osnutą wokół wydarzeń 11 września 2001 roku.

Wiem, że nie było Pana przez pewien czas w kraju. Gdzie Pan był i co robił?

Przez pięć lat mieszkałem w Londynie i pracowałem w radio, w BBC. Przez cały ten czas pracowałem w Sekcji Polskiej Serwisu Światowego BBC. Ostatnie dwa lata jako zastępca redaktora naczelnego.

Właściwie miał Pan wszystko. Dobrą pracę, jak na obcokrajowca, mieszkanie, pensję w twardej walucie, ale jednak czegoś Panu brakowało. Czego? Tatr?

Czułem się nieco wykorzeniony. Brakowało mi ludzi, znajomych miejsc i widoków. Poza tym życie w wielkim mieście jest bardzo męczące, a praca w radio nie pozostawiała zbyt wiele wolnego czasu. Same dojazdy do pracy zajmowały mi około trzech godzin dziennie.

Szkoda, że Pan nadal nie pracuje w radio... z takim głosem... Ludzi o tak nieprzeciętnej barwie głosu spotyka się rzadko, niewielu dziennikarzy posiada taką dykcję i mówi piękną polszczyzną. Nie ma Pan poczucia zaprzepaszczania czegoś wyjątkowego, szczególnie teraz, gdy robi Pan coś innego?

Bardzo lubię radio i już po powrocie z Londynu pracowałem jako lokalny korespondent różnych stacji radiowych. Niestety nasze drogi się rozeszły. Stacje radiowe w Polsce, jedne w mniejszym drugie w większym stopniu, upraszczają swój program kierując go do coraz to prymitywniejszego słuchacza. Dominuje w nich tania sensacja, kiepska muzyka, wypierane są wszelkie nieco obszerniejsze audycje słowne, a w takim radio nie znajduję dla siebie miejsca.

Kolejne pytanie dotyczy Zakopanego. Czy zamieszkanie tu pod Tatrami na skraju Polski nie utrudnia Panu kontaktu z "wielkim światem", chociaż teraz w dobie globalizacji i internetu kontakt jest możliwy prawie zawsze i wszędzie?

Mam w nosie to, co zwykło się nazywać "wielkim światem". Dla mnie on jest tu, a nie w Warszawie, gdzie harcują posłowie Samoobrony i niedokształceni dziennikarze. Prawie stąd nie wyjeżdżam, nie mam telewizora, rzadko kupuję gazety. Informacje czerpię z radia, internetu i od znajomych. I co najzabawniejsze, wcale nie czuję się niedoinformowany. Mieszkanie pod Tatrami daje mi taki osobisty komfort, że nie zamierzam się stąd już ruszać. Interesujące jest to, że część redaktorów wielkich mediów, dla których czasami pracuję, jest przekonana, że na prowincji mieszkają ludzie lekko niedorozwinięci, którzy są w stanie napisać tekst o długości co najwyżej 1000 znaków. Nie ułatwia mi zarabiania pieniędzy. Ale i tak jestem dumny, że stąd pochodzę i mieszkam na prowincji. Zresztą - paradoksalnie - co jakiś czas na tę prowincję przyjeżdża prawie cała metropolia.

Wiem, że nie poprzestał Pan na tym wszystkim co robił dotychczas i w niedługim czasie zamierza Pan również pracować jako przewodnik tatrzański. Widać jest Pan ciągle w dobrej formie?

Staram się. Lubię góry i wszystko co się z nimi wiąże. Tatry są dla mnie przestrzenią wolności. Tam nieważne jest kim jesteś, ile masz na koncie i jakim autem jeździsz. Sądzę, że przewodnictwo, czyli wprowadzanie ludzi w tę przestrzeń, jest działalnością pożyteczną, ciekawą i dającą obu stronom wiele satysfakcji. Poza tym aktywność fizyczna jest zdrowa i dobrze współgra z aktywnością umysłową. Jak w powiedzeniu - w zdrowym ciele zdrowy duch.

Czy coś by Pan zmienił w swoim życiu?

Chyba każdy człowiek ma pokusę powrotu do lat młodości pod warunkiem, że wróciłby tam ze swoją obecną wiedzą, doświadczeniem i stanem umysłu. Jak wiadomo jest to niemożliwe, dlatego cieszę się chwilą, w której jestem teraz. Nie odczuwam potrzeby jakiejś radykalnej zmiany. Dobrze jest, jak jest.

Dziękuję za rozmowę

Wywiad

Copyright by Studium Dziennikarskie 2003